Podkreśliła, że rząd - chociaż możliwość tę posiadał już wcześniej - obowiązku ewakuacji unikał, a szczególnie dla mieszkańców wschodu kraju opuszczenie domu to wielka trauma.
- Gazociąg dostarczający gaz na teren obwodu donieckiego został zniszczony trwale, dlatego wiemy, że sezon zimowy będzie tam niesamowicie trudny - mówi wicepremier, argumentując decyzję o obowiązkowym wyjeździe cywili z okupowanych przez Rosję terenów wschodniej Ukrainy.
Zapytana o to, kim są osoby, które na wyjazd z tych terenów decydują się dopiero teraz lub nie zdecydowały się wcale, mówi: "Wiele z nich oczekiwało, że wojna zakończy się szybko; mieszkańcy Donbasu przywykli niestety do trwającej już osiem lat wojny".
- Ludzie nie chcą zostawiać swoich domów; inni mówią, że muszą opiekować się chorymi rodzicami, psami czy kotami, towarzyszy im też silny strach przed nieznanym - dodaje Wereszczuk Wereszczuk.
REKLAMA
"Niejawne działania"
- Dla ludzi ze wschodu opuszczenie domów to wielka trauma; w odróżnieniu od mieszkańców zachodu Ukrainy, nie są przyzwyczajeni do wyjazdów i podróży, prowadzą bardziej osiadły tryb życia - wskazuje.
- Dlatego zadaniem rządu i władz lokalnych jest przekonanie ich, że życie tam jest teraz nieporównywalnie trudniejsze niż to, które czeka ich na terenie kontrolowanym przez Kijów - wyjaśnia.
Osoby znajdujące się na tymczasowo okupowanych przez Moskwę terytoriach, poza pomocą humanitarną, otrzymują również od państwa przysługujące im świadczenia pieniężne. - Istnieją kanały przekazywania tym ludziom emerytur. Odpowiada za to ukraińska poczta i są to oczywiście działania niejawne; bardzo ryzykowne, ale jakoś im się to udaje - wskazuje polityk.
Organizacja ewakuacji
Ukraińska wicepremier porównała obecny charakter ewakuacji cywili z tym, jak proces ten wyglądał w bezpośrednim następstwie rosyjskiej inwazji. - Wtedy, ze względu na ogólny szok i chaos, musieliśmy odgórnie organizować korytarze humanitarne; dziś proces ten jest bardziej zdecentralizowany - mówi.
- Linia frontu jest teraz ustabilizowana, ryzyko jest odrobinę mniejsze, a organizacja ewakuacji jasno podzielona - zaznacza Iryna Wereszczuk. Wicepremier stoi na czele grupy koordynującej transport cywili z obwodu donieckiego i na przykładzie pracy w tym rejonie tłumaczy proces przeprowadzanych obecnie ewakuacji.
- Nasza grupa obejmuje ministerstwo ds. socjalnych, ministerstwo spraw wewnętrznych, Służbę Bezpieczeństwa Ukrainy, siły zbrojne i władze obwodowe; praca wszystkich jest koordynowana przeze mnie. Władze lokalne organizują ludzi: informują ich, dają czas na zbiórkę lub zwożą do wyznaczonego punktu z rozrzuconych po regionie miejsc. Ukraińskie koleje państwowe dostarczają im później jedzenie, leki i wodę, bo osoby te są często wycieńczone. Trzeba im także przekazać pewną sumę pieniędzy, bo nie wiemy, czy mają oszczędności. Później przed wyjazdem otrzymują dokumenty nadające im status wewnętrznych uchodźców - tłumaczy wicepremier.
Polityk zwraca również uwagę na to, że na początku inwazji Rosjanie zamykali korytarze prowadzące na tereny kontrolowane przez rząd Ukrainy, otwierając jedynie te, które kierowały uchodźców do Rosji. - To nazywamy właśnie przymusowym przesiedleniem - komentuje. Dodaje, że ludzie obecnie - szczególnie mieszkańcy obwodów charkowskiego i zaporoskiego - posiadają wybór i możliwość wyjazdu.
REKLAMA
Zapytana o dotyczącą ewakuacji cywili współpracę z Rosjanami, odpowiada: "Nie mam do nich za grosz zaufania". - Wcześniej tych kontaktów było więcej, teraz jednak wiemy, że wyjazdy te musimy zabezpieczać sami. Dzięki stabilizacji linii frontu jest to trochę łatwiejsze; to w końcu nasza ziemia i najlepiej wiemy, jak się poruszać, by zminimalizować ryzyko - zapewnia wicepremier.
"Im na tym nie zależy"
Inną kwestią wymagającą kontaktu ze stroną rosyjską jest wymiana ciał zabitych cywili i żołnierzy. - Proces ściągania ciał jest organizowany przez Czerwony Krzyż, za co jesteśmy im naprawdę wdzięczni. Problem polega jednak na tym, że Kremlowi nie zależy na odzyskiwaniu ciał swoich poległych; Rosjanie mogliby przez to zrozumieć, jak wielu z nich ginie na Ukrainie - tłumaczy Iryna Wereszczuk. - Nam z kolei bardzo zależy na ściąganiu ciał naszych poległych; ich rodziny chcą się z nimi pożegnać, godnie ich pochować. Rosjanie to utrudniają, bo chcą zadać tym ludziom jeszcze większy ból - mówi polityk.
Mówiąc o losie wewnętrznych uchodźców, Wereszczuk zaznacza, że najważniejsze jest zapewnienie im odpowiednich warunków do życia i pracy najbardziej zbliżonej do ich doświadczenia lub wykształcenia.
REKLAMA
- Posiadamy listę miejsc, gdzie możemy umieszczać ewakuowane osoby. Obwody lwowski i zakarpacki są już na przykład przepełnione, tarnopolski, żytomierski czy rówieński z kolei mogą przyjąć więcej osób. Jako rząd kontaktujemy się z mniej przepełniony obwodami i tam te osoby kierujemy; władze lokalne zapewniają im zakwaterowanie, wyżywienie i inne niezbędne środki - tłumaczy.
- Szukając tym osobom pracy, bierzemy pod uwagę to, co robili wcześniej. Nauczyciele, którzy wyjechali z okupowanych obszarów kraju, mogą kontynuować nauczanie zdalnie; zapewniamy im w razie potrzeby laptopy i niezbędne materiały - mówi wicepremier. - Zbliża się początek roku szkolnego, a na terenach okupowanych nauka z podręczników ukraińskich jest niemożliwa. Co w takim wypadku mają zrobić znajdujący się tam nauczyciele? Wyjechać i kontynuować pracę zdalnie - wskazuje Wereszczuk. - Nie ma zgodny na naukę z podręczników rosyjskich, tu jest Ukraina - dodaje.
"Szczególna rola Polski"
Wicepremier zwraca również uwagę na pomoc udzielaną państwu przez inne kraje oraz międzynarodowe organizacje. - Szczególna jest rola Polski; to Polska właśnie wyciągnęła do nas rękę pierwsza i to Polska - w przeliczeniu na PKB - pomaga nam najbardziej - zauważa. - Polacy byli dla nas prawdziwym kołem ratunkowym, nigdy tego nie zapomnę i zawszę będę za to wdzięczna - dodaje.
REKLAMA
Mówiąc o roli organizacji pomocowych, Iryna Wereszczuk wskazuje, że koordynacja ich wzajemnej współpracy oraz współpracy z rządem uległa z czasem znacznej poprawie. - Najpierw organizacje te pracowały samodzielnie - bez kontroli rządu - co stwarzało pewne problemy organizacyjne. Doprowadzało to na przykład do tego, że jedna osoba mogła dostać kilka zestawów pomocy, a inna żadnego. Teraz wszystko jest lepiej zorganizowane, organizacje współpracują z ministerstwami, które dostarczają im listy osób potrzebujących pomocy - wyjaśnia.
- Podmioty te połączyły się też w klastry zgodnie z charakterem swojej działalności. Jest np. 10 organizacji zajmujących się dostarczaniem żywności; po skoordynowaniu swojej pracy mogą się uzupełniać, a również my możemy oszczędzić czas na rozmowie z jednym ich przedstawicielem, zamiast z dziesięcioma - tłumaczy wicepremier.
"To jeden z instrumentów okupacji"
Podczas rozmowy z PAP Iryna Wereszczuk odniosła się również do problemu wymuszania przez Rosjan przyjmowania na terytoriach tymczasowo okupowanych swoich paszportów. - To jeden z instrumentów okupacji i prób ustabilizowania jej na niektórych obszarach Ukrainy; to jawne łamanie prawa międzynarodowego i trzeba z tym walczyć - zaznacza wicepremier. - Rosjanie zmuszają ludzi do przyjmowania swoich paszportów poprzez odbieranie dostępu do leków, zakazy korzystania z transportu publicznego - wymienia polityk.
- Pracujemy też nad ustawowym określeniem kar za dobrowolne przyjmowanie rosyjskich paszportów. Kary te obejmą osoby, które przyjęcie dokumentu wykorzystują propagandowo poprzez m.in. kręcenie filmików, podczas których zachwalają ten krok i do niego namawiają. Kary dosięgną też urzędników, którzy na naszą konstytucję przysięgali wierność Ukrainie, a potem przyjęli rosyjski paszport - wyjaśnia wicepremier. - Jeśli mieszkasz na tymczasowo okupowanych terytoriach Ukrainy, musisz z całej siły unikać przyjęcia tego dokumenty, jeśli to niemożliwe, wyjedź - apeluje.
REKLAMA
"Sami Rosjanie wiedzą, że nie mają poparcia"
Komentując próby przeprowadzenia przez Moskwę na tymczasowo okupowanych terytoriach Ukrainy referendów, Iryna Wereszczuk zapewnia, że "sami Rosjanie wiedzą, że nie mają poparcia i nikt w nich nie zagłosuje". - Dlatego zwożą na te obszary swoich obywateli, organizują głosowania online. Gdyby mogli, przeprowadziliby je już dawno, jednak bardzo mocno pomylili się w swoich planach - ocenia polityk.
Zaznacza, że regularnie apeluje do społeczności międzynarodowej o powiązanie ewentualnych kroków w kierunku przeprowadzenia referendów z kolejnymi sankcjami. - Te próby muszą być karane, a Rosja musi zostać określona państwem terrorystycznym; Kreml musi też zrozumieć, że żadna z tych części Ukrainy nigdy nie będzie rosyjska - powiedziała.
Zobacz także: Mariusz Błaszczak w "Sygnały dnia"
REKLAMA
nj