30 lat temu urodził się Piotr Lisek
Piotr Lisek, skoczek o tyczce, wicemistrz świata, złoty medalista czempionatu Starego Kontynentu.
2022-08-16, 05:00
Krytyczna uwaga ikony
Piotr Lisek od wielu lat jest najlepszym polskim skoczkiem o tyczce. Jednak od czasu kiedy na świecie pojawiła się pandemia nie może wrócić do poziomu jaki prezentował przed jej wybuchem. Ostatni raz na skoczni dobrze zaprezentował się na 36 mistrzostwach Europy, które zostały rozegrane w Toruniu na początku 2021 roku. Wywalczył brązowy medal. Przegrał jedynie z najlepszym obecnie reprezentantem tej dyscypliny sportu Szwedem Armandem Duplantisem oraz Francuzem Valentinem Lavillenie. To był interesujący prognostyk przed zbliżającymi się XXXII letnimi igrzyskami mającymi się odbyć w stolicy Japonii Tokio. Na olimpiadzie w eliminacjach udało mu się pokonać za trzecim podejściem 5,75 metra co dało mu awans do ścisłego finału.
- Bijemy się o drugie miejsce - zadeklarował Lisek.
Jednak walka o medale zakończyła się na odległym jak na jego możliwości 6 miejscu. Zaliczył jedynie 5,80 m. Krążek z najcenniejszego kruszcu zdobył reprezentant Skandynawii wynikiem 6,02 m.
- Walczyłem do końca ile sił... Dałem z siebie wszystko by godnie reprezentować Polskę! Wiem, że oczekiwania i apetyty były ogromne, ale to sport, za to go kochamy i nienawidzimy - stwierdził brązowy medalista czempionatu starego kontynentu.
Wynik jaki osiągnął spotkał się z krytyczną wypowiedzią mistrza olimpijskiego w skoku o tyczce z 1980 roku Władysława Kozakiewicza. Stwierdził on, że 29 letni reprezentant naszego kraju zbliża się do końca swojej kariery.
- Łatwo takie słowa wypowiedzieć, a są one bardzo krzywdzące dla sportowca. Przecież sami mamy świadomość, gdy gorzej nam idzie i to już powoduje, że w głowie jest ciężko sobie poradzić. A trudno jest tym bardziej, gdy takie opinie wypowiada osoba, która jest dla nas ważna, jak właśnie Władek dla mnie - zauważył Lisek.
Miesiąc temu odbyły się 18 mistrzostwa świata w amerykańskim Oregonie. Niestety start za oceanem nie wyszedł Polakowi. W eliminacjach trzykrotnie strącił poprzeczkę na wysokości 5,65 i nie zakwalifikował się do finału.
Niedoszły długodystansowiec
Duszniki to malutka wieś leżąca w województwie Wielkopolskim. Tam 16 sierpnia 1992 roku przyszedł na świat Piotr Lisek. Nie wykazywał specjalnego zainteresowania konkretną dyscypliną sportu. Trochę grał w piłkę, jeździł na rowerze tak jak każdy jego rówieśnik. Dopiero w szkole podstawowej zainteresował się lekką atletyką. Niemniej do skoku o tyczce było jeszcze daleko.
- Na skok wzwyż okazałem się za niski i dobrze się stało, że tam nie trafiłem, bo nigdy nie byłbym wystarczająco chudy, by daleko zajść w tej konkurencji (…) A biegać długie dystanse lubię do dziś. Biorę ze sobą psa i biegamy po lesie - wspominał niedawno Lisek.
Jednak ściganie się na bieżni nie przyniosło spodziewanych efektów. Na szczęście dryg do pokonywania wysokości mu pozostał. Z tym, że postanowił używać do tego celu tyczki. Został zawodnikiem Olimpii Poznań. W 2012 roku przeniósł się do Ośrodka Skoku o Tyczce w Szczecinie. Tam trenuje po dzień dzisiejszy.
Kręta droga
Pierwsze sukcesy zaczął odnosić już w wieku 16 lat. Został brązowym medalistą ogólnopolskiej olimpiady młodzieży. Dwa sezony później wywalczył trzecie miejsce na podium w seniorskich mistrzostwach naszego kraju. Po tym osiągnięciu przeszedł pod skrzydła ukraińskiego szkoleniowca Wiaczesława Kaliniczenki. Trenera, który opiekował się naszą kobiecą gwiazdą skoku o tyczce Moniką Pyrek. Od tego momentu Lisek zaczął osiągać coraz lepsze wyniki. Został wicemistrzem Polski na czempionacie rozegranym w Bielsku Białej. Jednak zaraz po tych zawodach w czasie kontroli antydopingowej wykryto w jego organizmie zabronioną substancję. Doprowadziło to do półrocznej dyskwalifikacji tyczkarza. Na szczęście się tym nie załamał i trenował ze zdwojoną siłą. Już w 2014 roku uplasował się na 6 miejscu w mistrzostwach Europy. Dwanaście miesięcy później tryumfował w halowym czempionacie naszego kraju. Zaraz po tym sukcesie ustanowił swój pierwszy rekord Polski pod dachem. Poszybował na 5.90 m.
- Trzeba zrobić dobrze wszystko po kolei, spokojnie i dokładnie wykonać każdy krok, bo w innym przypadku może nam się coś stać. Jeśli brakowałoby nam wiary, pewności, że się uda, pojawiłyby się prawdziwe problemy. Niezbędna jest jednak pokora, także po to, żeby nie zapomnieć całej sekwencji rzeczy do zrobienia - zdradził Lisek tajniki swojego sukcesu.
W tym samym roku został trzecim tyczkarzem świata na zawodach w Pekinie. Dokonał jeszcze jednej bardzo istotnej zmiany. Od tego momentu jego szkoleniowcem został Marcin Szczepański.
Światowe osiągnięcia
W 2016 roku udał się na XXXI igrzyska do brazylijskiego Rio de Janeiro. Leciał do Ameryki Południowej z dużymi nadziejami na medal. Bez żadnego problemu zakwalifikował do się finału. Tam jednak nie udało mu się stanąć na podium. Zaliczył jedynie 5,75 m co dało mu najgorsze z możliwych 4 miejsce. Zwyciężył reprezentant gospodarzy Thiago Braz wynikiem 6,03 m. Drugi był Lavillenie a trzeci Amerykanin Sam Kendricks. Najlepszy okres w karierze Piotra przyszedł w następnym sezonie. Na początku 2017 r. poprawił halowy rekord kraju. Został pierwszym Polakiem, który pokonał tyczkę na wysokości 600 centymetrów. Kilka miesięcy później został czempionem starego kontynentu na zawodach w Belgradzie. Na 16 mistrzostwach globu rozegranych w stolicy Wielkiej Brytanii wywalczył srebrny medal. Uległ jedynie Kendricksowi.
- Najbardziej chyba cenię wicemistrzostwo świata. Konkurs w Londynie będę zawsze wspominał jako piękną chwilę. Ale to sześć metrów uzyskane w Poczdamie jest dla mnie także bardzo ważne. Dzięki temu rezultatowi znalazłem się w końcu w elitarnym gronie tyczkarzy - zauważył Lisek.
W następnych latach umocnił się w czołówce skoczków. Został brązowym medalistą czempionatów starego kontynentu oraz całego globu. Apogeum przyszło w mitingu Diamentowej Ligi rozegranym w Monako w lipcu 2019 roku. Nasz reprezentant poszybował na wysokość 6,02 m. co jest niepobitym do dnia dzisiejszego najlepszym rezultatem osiągniętym przez polskiego zawodnika w tej dyscyplinie sportu.
- Chciałbym pobić kolejny rekord Polski, czyli skoczyć 6,03 metra. Wiadomo jednak, że skoki na poziomie sześciometrowym są trudne. Z tego też względu ciężko pracuję nad tym, aby jak najszybciej to marzenie zrealizować - zadeklarował Piotr Lisek.
Pandemia
Droga na szczyty naszego lekkoatlety niestety uległa wyhamowaniu. Na taki obrót sprawy wpłynęła ogólnoświatowa epidemia Covid-19. Cała populacja musiała się izolować. A to spowodowało, że sportowcy nie mieli jak i gdzie trenować aby utrzymać swoją formę. Nasz reprezentant wpadł jednak na bardzo ciekawy pomysł.
- Spełniłem marzenie. Co prawda w domowym ogrodzie w Szczecinie bym tego nie zmieścił, ale na działce w rodzinnych Dusznikach jest OK - stwierdził Piotr Lisek po wybudowaniu bieżni wraz z zeskokiem na terenie rodzinnych włości.
Aktualnie jest w trakcie powrotu do swojej najwyższej formy. Oby nastąpiło to jak najszybciej.
Źródła: sport.pl, po-bandzie.com.pl, sportowy24.pl, magazynsportowiec.pl, rp.pl, polskieradio24.pl, Eurosport.tvn24.pl,
AK