Polak, rtęć i potwór z Loch Ness. Felieton Miłosza Manasterskiego
Średniowieczni alchemicy przez setki lat bezskutecznie usiłowali stworzyć złoto przez połączenie rtęci z siarką. W XXI wieku Ewa Polak i Donald Tusk próbowali dokonać tego samego, mieszając rtęć i śnięte ryby. Z takim samym efektem.
2022-08-17, 12:14
Fake newsa o rtęci dzielnie współtworzyła marszałek województwa lubuskiego Elżbieta Anna Polak, zapewniając, że "rtęci jest tyle, że skala odpada". Marszałek Polak mówiła to z nieskrywaną satysfakcją, czując, że właśnie rtęcią odgrywa się za swoją karierę medialną, jaką zrobiła ostatnio, jako odpowiedzialna za nadzór nad gorzowskim WORD-em. Pani marszałek województwa lubuskiego aż oczy się śmiały do błyszczącej tafli metalu płynącej jak Odra szeroka i głęboka. Cóż tam jakiś mobbing, molestowanie czy propozycje pracy za seks w Lubuskiem – teraz liczy się tylko to, że płynie metal ciężki!
Źródłem sensacyjnych informacji o rtęci miał być dla marszałek Polak minister środowiska Brandenburgii Alex Vogel. Ten jednak stanowczo zaprzeczył, że mówił o gigantycznej ilości rtęci w wodzie. Czy był to błąd w tłumaczeniu, czy raczej marszałek Polak usłyszała to, co chciała usłyszeć, a co jej szef Donald Tusk swoim europejskim autorytetem zasugerował? Zapewne nie sądziła też, że ktokolwiek ośmieli się weryfikować te informacje, bo co Polak od Niemca usłyszy, powinno być jak Pismo Święte. Jak by to wyglądało, gdyby politycy Platformy za każdym razem po trzykroć pytali w Berlinie, co mają robić?
Z rtęcią i PiS Donald Tusk chciał zagrać ostro i błyskotliwie, a wyszło jak zwykle. Nie sądzę, żeby samemu Tuskowi spodobało się porównanie Platformy Obywatelskiej do toksyn takich jak arszenik czy cyjanek. Powiązanie zaś różnego rodzaju katastrof bezpośrednio z partiami politycznymi jest nieprawdopodobnie populistyczne. Przyjaciołom Tuska na pewno nie podobałoby się określenie "CDU jest jak powódź" – a przecież powodzie dotknęły bardzo dotkliwie Niemcy w ostatnim roku rządów Angeli Merkel. Obecnie z ogromnymi pożarami lasów zmagają się Francja i Hiszpania, a przecież nikt o zdrowych zmysłach nie będzie twierdził, że odpowiadają za nie prezydent Macron czy premier Sanchez.
REKLAMA
Najważniejsze jednak jest to, że ani PiS nie zatruł Polski, ani rtęć Odry. Pierwiastka tego jest w Odrze mniej niż w ostatnim rtęciowym termometrze w Muzeum Techniki, a na pewno nie ma jej w ilościach zagrażających organizmom żywym.
Tymczasem toksyczne opary rtęci unoszą się w gabinetach polityków opozycji i redakcjach mediów głównego nurtu, które próbują udowodnić, że marszałek Polak mówi prawdę, Tusk ma zawsze rację, a rząd jest winny wszystkim nieszczęściom. Nie po to przecież kapitał niemiecki inwestował w polskie media, żeby teraz zepsuć Donaldowi Tuskowi antyrządowego twitta. Fake newsowi o rtęci można wróżyć długie życie także dlatego, że sami politycy PO kłamstw i obraźliwych wypowiedzi nie odwołają bez nakazu sądów. A te zaś z reguły są niesłychanie łagodne w takich sprawach. Cytując Sławomira Neumanna: "Sądy dzisiaj – ja ci gwarantuję – nie rozstrzygną żadnej sprawy przed wyborami. Żadnej. Przez rok nie zrobią k... nic. Będą prowadzić sprawy – i ch...".
Marszałek Polak pozuje na ofiarę nagonki i błędów w translacji, Tusk zaś interweniował u niemieckich przyjaciół. "Merkur für Oder, bitte!" – ("merkur" to po niemiecku rtęć), bo przecież sprawę zatrutej Odry można wykorzystać w protestach przeciwko budowie portu kontenerowego w Świnoujściu. A także przeciw korzystaniu z transgranicznej rzeki jako kanału transportowego dla towarów z Bałtyku.
Historia z rtęcią jest niesłychanie pouczająca dla wszystkich, którzy rozważali lub rozważają poparcie partii Donalda Tuska w wyborach. Wyobraźmy sobie, że mamy obecnie rząd Donalda Tuska albo Izabeli Leszczyny. Tusk pisze o rtęci w Odrze, która pojawiła się na rządzonym przez PiS Dolnym Śląsku ("PiS to rtęć"). Ewa Anna Polak, minister środowiska w rządzie PO zapewnia, że Niemcom w laboratorium skalę urwało, tyle jest rtęci. Wszystkie główne media informują, jakie objawy ma zatrucie rtęcią, pomiędzy reklamami preparatów oczyszczających organizm z tego metalu wyprodukowanych przez niemiecką farmację. Gdyby jednak jakieś ostatnie niepokorne medium zgłaszało zastrzeżenia, ostatecznie w próbkach wody z Odry pierwiastek ten znalazłoby jakieś małe, prywatne laboratorium.
REKLAMA
Ktoś może uważać, że to historia nieprawdopodobna, że nie jest możliwe szczelne zamknięcie społeczeństwa w "bańce medialnej". To prawda, nie da się zamknąć w "bańce" wszystkich. Ale można zamknąć w niej większość, wystarczającą do wygrywania wyborów. I skutecznie zniechęcać do wychylania nosa poza znaną i bezpieczną przestrzeń wiodących mediów. To się dzieje już dzisiaj – PO tworzy dla swoich wyborców wirtualny koncept (Jarosław Kaczyński określa go słowem "kontrrzeczywistość"), w którym białe nie musi być białe, a czarne nie musi być czarne. Liczba przekłamań, manipulacji i półprawd, którymi operują politycy opozycji, tworząc ową kontrrzeczywistość, jest imponująca. Ciągle istnieje na nią medialna odtrutka, choćby w postaci Polskiego Radia.
Ale tak nie musi być zawsze.
Jeśli wszystkie główne telewizje, radia, portale i gazety znów będą mówić jednym głosem, jak wiele osób zechce uwierzyć w artykuły jakiegoś ostatniego konserwatywnego medium, mówiącego, że prawda jest gdzie indziej? Wtedy pani Ewa Polak będzie mogła nawet powiedzieć, że Brytyjczycy znaleźli w Zalewie Wiślanym potwora z Loch Ness. A kto będzie wątpił, spotka się tylko z pogardą i szyderstwem.
Miłosz Manasterski
REKLAMA
REKLAMA