Norwegia czerpie nieprzyzwoite zyski z wojny. "Economist": niespodziewana nagroda powinna trafić do wspólnej puli
Podczas gdy Ukraińcy walczą, a Europejczycy drżą na myśl o rachunkach za energię, Norwegia czerpie nieprzyzwoite zyski z wojny. Powinna pomyśleć o tym, jak pomóc UE przejść przez kryzys. Jako pierwszy zwrócił na to uwagę premier Polski - czytamy w najnowszym numerze brytyjskiego tygodnika "The Economist".
2022-09-11, 13:33
Pismo zauważa, że dzięki trwającej od pół roku wojnie, w której Rosja zaatakowała Ukrainę, Norwegia - drugi pod względem bogactwa kraj kontynentu (wyprzedza go jedynie Luksemburg) - wyraźnie się wzbogacił.
Dostarczanie energii do Europy od dawna przynosiło Norwegii zyski - jest czwartym co do wielkości eksporterem gazu ziemnego na świecie. Stały się one wręcz nieprzyzwoite, odkąd Rosja, dotąd rywal w dostarczaniu nośników energii do Europy, zamieniła rurociągi na broń.
Czerpanie zysków z wojny
"W miarę jak wojna i wynikający z niej kryzys energetyczny przeciągają się, sumy płynące na północ okazują się żenujące. Kraj, któremu zależy na kreowaniu w świecie własnego wizerunku jako siły dobra, musi odpierać zarzuty o czerpanie zysków z wojny" - pisze "Economist".
Norwegia byłaby zamożna, nawet gdyby pięć dekad temu nie natknęła się na podmorskie złoża ropy. Ogromne ilości energii, którą eksportuje obecnie Oslo, pozwalają na wiele. W normalnych warunkach sprzedaż ropy, gazu i energii elektrycznej przynosi ponad 50 mld dolarów rocznie, czyli 10 tys. dolarów na jednego Norwega. To wystarczy, aby utrzymywać państwo opiekuńcze.
REKLAMA
Teraz, dzięki wojnie, przychody Norwegii z eksportu energii wzrosły do ponad 200 mld dolarów rocznie. Gdyby nie fakt, że Norwegia rozsądnie chowa taką gotówkę w państwowym funduszu majątkowym, to przy tych cenach każdy Norweg mógłby dostać roczny czek o wartości około 40 tys. dolarów - mniej więcej tyle, ile wynosi PKB na głowę mieszkańca Unii Europejskiej.
"Zamiast tego 5,5 mln obywateli Norwegii musi zadowolić się majątkiem wartym 1,2 bln dolarów, pomimo niedawnego spadku wartości inwestycji" - wylicza brytyjski tygodnik.
Ceny reguluje rynek
Wraz z pogłębieniem się kryzysu energetycznego i w obliczu ratowania zakładów energetycznych i konsumentów Europa nie jest już chętna, by wciąż wzbogacać Norwegię. Polska jako pierwsza podniosła problem: w maju premier Mateusz Morawiecki potępił "chore" ceny norweskiego gazu. Inne kraje protestują dyskretniej, sugerując, że rozsądny dostawca mógłby ograniczyć ceny surowca, przynajmniej w czasie trwania wojny.
Norwegia stoi na stanowisku, że ceny reguluje rynek, duże zyski są jej teraz potrzebne do sfinansowania ekologicznej transformacji.
REKLAMA
W opinii tygodnika, politycy w Oslo muszą zmierzyć się z własnymi problemami energetycznymi. Dużą ilość energii Norwegia pozyskuje z elektrowni wodnych. Susza spowodowała jednak wyschnięcie wielu zbiorników wodnych, co podniosło ceny energii elektrycznej w niektórych częściach kraju. Niektóre gałęzie przemysłu, takie jak produkcja nawozów czy wytapianie metali, istnieją tylko dzięki taniej energii.
Większość Norwegów ogrzewa swoje domy prądem i kupuje samochody elektryczne. Winą za podwyżki obarczają eksport energii elektrycznej do Europy. Rząd odpowiedział hojnymi dotacjami i sugeruje, że może ograniczyć eksport energii elektrycznej, rzekomo w celu ochrony swoich wyczerpanych zasobów. To zirytowało sąsiadów z Unii Europejskiej, którzy chcą, aby rynki energetyczne pozostały otwarte.
Europa pomaga w nieszczęściu
"Im dłużej ceny gazu będą utrzymywać się na niebotycznym poziomie, tym większe będą naciski na Norwegię, by oddała część swoich ogromnych dochodów" - konstatuje "Economist".
- Solidarność z Europą leży w interesie Norwegii, podobnie jak dobre stosunki z sąsiadami - argumentuje Georg Riekeles z think tanku European Policy Centre.
REKLAMA
Udzielanie rabatu na gaz drażni norweskich polityków. Jednak premier Jonas Gahr Store zasugerował w tym tygodniu, że norweskie firmy energetyczne mogą zgodzić się na długoterminowe kontrakty, które obniżają obecne ceny gazu w zamian za stabilne zyski później.
"Ukraina przekonała się, że Europa jest skłonna pomagać w nieszczęściu. A kraje, którym przytrafia się niespodziewana nagroda, powinny wrzucać jej część do wspólnej puli" - uważa tygodnik.
PR24.pl, PAP, DoS
REKLAMA