Rosyjska agresja ujawniła słabość niemieckiego przemysłu. Media: Niemcy są uzależnione od Chin
Niemcy są uzależnione od Chin przede wszystkim w obszarze surowców oraz ich przetwarzania. Duży przykład zależności to także metale ziem rzadkich - pisze portal WDR. Chiny są najważniejszym partnerem handlowym Niemiec, a wzajemne zależności gospodarcze są nadal silne.
2022-11-16, 09:05
Chińczycy wciąż są zainteresowani niemieckimi technologiami, szczególnie w sektorze inżynierii mechanicznej, a jako kraj eksportujący potrzebują dostępu do europejskich rynków.
"Odwrotna sytuacja dotyczy również niemieckiego przemysłu, lokalizowanego w Chinach" - zauważa WDR.
Przede wszystkim duże niemieckie korporacje, takie jak VW, BASF czy Siemens, znaczącą część swoich przychodów wytwarzają w Chinach.
"Argumentują, że chiński rynek sprzedaży jest zbyt ważny, aby go lekceważyć. Z drugiej strony wiele średnich firm coraz bardziej wycofuje się z Chin lub nie rozwija tam już swojej działalności" - dodaje WDR.
REKLAMA
Problemy z łańcuchem dostaw
Jeszcze dwa lata temu Chiny i UE dążyły do większego rozszerzenia wzajemnych stosunków, a pod koniec 2020 roku uzgodniono zasady umów inwestycyjnych. Jednak od tamtej pory wiele się zmieniło, szczególnie przez rosyjski atak na Ukrainę. Dodatkowo Chiny w coraz większym stopniu koncentrują się na swojej niezależności gospodarczej, inwestując w ostatnich latach w strategicznie ważną infrastrukturę na całym świecie - w tym w Niemczech.
"Jeśli chodzi o dostęp do rynków, eksperci ekonomiczni często wskazywali, że chińskim firmom dużo łatwiej inwestować strategicznie w Niemczech niż na odwrót" - dodaje WDR.
Jednak teraz ulega to zmianie, czego najnowszym przykładem jest sprawa chińskich udziałów w terminalu portowym w Hamburgu.
"W Europie ostatnie lata pokazały, w jakie trudności może wpaść Unia Europejska, a szczególnie Niemcy, jeśli zależności będą zbyt duże. Rosyjska agresja i wcześniejsze problemy z łańcuchem dostaw ujawniły słabość niemieckiego przemysłu" - podkreśla WDR.
Szczególnie wysoka zależność dotyczy obszaru surowców.
REKLAMA
Zależność dotyczy nie tylko surowców
Z badania przeprowadzonego przez firmę doradztwa gospodarczego Ernst&Young na zlecenie federalnego Ministerstwa Gospodarki wynika, że ponad połowa (39 z 46) surowców, które analitycy sklasyfikowali jako strategicznie istotne dla Niemiec, pochodzi z importu. Nie wszystkie, ale jednak znaczna ich część sprowadzana jest wyłącznie z Chin.
- Zależność ta dotyczy nie tylko samych surowców, ale także procesu ich przetwarzania. Szczególnie w przypadku pierwiastków ziem rzadkich ta zależność wynosi już ponad 80 procent - wyjaśnia geolog i ekspert ds. surowców Jochen Kolb z Instytutu Technologii w Karlsruhe.
Nawet jeśli surowce pochodzą z innych krajów, są przewożone do Chin, aby po przetworzeniu mogły zostać wykorzystane przez niemiecki przemysł.
Zdaniem eksperta Europa mogłaby stać się bardziej niezależna jeśli chodzi o przemysł wydobywczy.
REKLAMA
- Pierwiastki ziem rzadkich nie są tak rzadkie, jak się często uważa. Byłyby one dostępne również w Europie, ale najpierw musiałyby zostać znalezione, a następnie wydobyte - podkreśla ekspert.
Jego zdaniem, proces od odnalezienia złoża metali ziem rzadkich do ich wydobycia zajmuje ok. 15-20 lat.
Krajowy przemysł nie był konkurencyjny
- Uważam to za problem etyczny, że my w Niemczech jesteśmy bardzo głodni surowców, ale wszystkie trudności, które się z nimi wiążą, przenosimy za granicę. Chodzi tu o problemy społeczne, krytyczne warunki pracy czy zanieczyszczenie środowiska. Nie chcemy ich u siebie, więc kupujemy surowce tanio na rynku światowym - dodaje Jochen Kolb.
Przypomina, że zmiana strukturalna, polegająca na odejściu od górnictwa i hutnictwa na przykład w Zagłębiu Ruhry, była postrzegana jako osiągnięcie. Ponadto krajowy przemysł wydobywczy nie był już konkurencyjny w stosunku do taniego, subsydiowanego przez państwo importu z Chin.
REKLAMA
- Nieliczne, wciąż istniejące huty, mogą stać się ważne w przyszłości, wykorzystywane przykładowe również do recyklingu surowców. A to staje się coraz ważniejsze - podkreśla Jochen Kolb.
PR24.pl, IAR, PAP, DoS
REKLAMA