Kontrowersyjny Gombrowicz, czyli początki Biblioteki "Kultury"
Instytut Literacki w Paryżu pod kierownictwem Jerzego Giedroycia był nie tylko najważniejszym w 2. poł. XX. w. polskim ośrodkiem politycznym na uchodźstwie, ale przede wszystkim znakomitym wydawnictwem. 72 lata temu, 30 stycznia 1953 roku, zaczęła tu wychodzić jedyna w swoim rodzaju seria książek, a zapoczątkowały ją dzieła Witolda Gombrowicza.
2025-01-30, 05:55
Założony dzięki staraniom Jerzego Giedroycia w 1946 w Rzymie Instytut Literacki został rok późnej przeniesiony do Francji, do Maisons-Laffitte pod Paryżem.
- Sytuacja wyglądała dla mnie jasna: sprawa jest przegrana i teraz kwestią zasadniczą jest utrzymanie kontaktu z krajem, wpływanie na sytuację w kraju, no i oddziaływanie na emigrację - mówił w archiwalnej radiowej audycji Jerzy Giedroyc, wspominając czas powstania Instytutu Literackiego.
Posłuchaj
Książki mają moc
Cele, o których opowiadał Jerzy Giedroyc, zamierzano realizować dzięki słowu drukowanemu – Instytut miał być przede wszystkim szczególnym wydawnictwem.
REKLAMA
Szczególnym, bo publikującym zarówno książki (pierwsze były "Księgi narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego" Mickiewicza ze wstępem Herlinga-Grudzińskiego), jak i pismo, które miało przejść do legendy: paryską "Kulturę" (od 1947 r.).
Co do książek, redaktor Giedroyc miał bardzo dalekosiężne plany.
- Biblioteka paryskiej "Kultury" zrodziła się w umyśle Jerzego Giedroycia już zasadzie od 1946 roku, kiedy powstał Instytut w Rymie – opowiadała w Polski Radiu dr Małgorzata Ptasińska-Wójcik z Instytutu Pamięci Narodowej. – Giedroyc rozpoczął swoją działalność jako redaktora właśnie od wydawania książek, później ze względów finansowych musiał to zawiesić, wtedy zaczęła ukazywać się "Kultura". Ale cały myślał o kontynuacji, uważał bowiem, że oprócz miesięcznika należy oddziaływać na emigrację polską, a przede wszystkim na czytelników w kraju, poprzez książki.
Jerzy Giedroyc, przypominała dr Małgorzata Ptasińska-Wójcik, wiedział, jaką rolę odegrało słowo drukowane dla XIX-wiecznej polskiej emigracji, zdawał sobie sprawę z mocy oddziaływania książek. Dlatego wyczekiwał momentu, kiedy będzie mógł zacząć wydawać stałą serię.
REKLAMA
Takim momentem okazał się początek 1953 roku.
Posłuchaj
Kto na rozpoczęcie?
Mimo że Instytut Literacki borykał się wówczas z problemami finansowymi, redaktor Giedroyc uznał, że może sobie pozwolić na ryzyko związane z nowy wydawniczym pomysłem. "Kultura" miała już ugruntowaną pozycję wśród polskiej emigracji (nakład w grudniu 1952 roku: 3,6 tys. egzemplarzy), to był dobry moment na realizację dalszych planów.
- Zapowiedziano, że w ramach nowej serii, która miała się nazywać Biblioteka "Kultury", będą się ukazywać książki wartościowe, wnoszące coś nowego, dające do myślenia nie tylko czytelnikowi emigracyjnemu, ale i krajowemu – opowiadała dr Małgorzata Ptasińska-Wójcik.
REKLAMA
Jerzy Giedroyc długo się wahał, jakiego autora i jaki tytuł wybrać na początek. Prawdopodobnie brał pod uwagę dwóch pisarzy: Czesława Miłosza i Witolda Gombrowicza. Zwłaszcza że obaj literaci debiutowali w paryskiej "Kulturze" w maju 1951 roku. – Publikacja ta spotkała się szerokim na emigracji i to podsunęło redaktorowi pomysł, by tę nową serię rozpocząć mocnym akcentem – tłumaczyła literaturoznawczyni.
Jeśli chodzi o "mocne wejście" – to mógł zagwarantować przede wszystkim Witold Gombrowicz.
Powiązany Artykuł

Witold Gombrowicz. Serwis specjalny Polskiego Radia
Giedroyc i Gombrowicz
Redaktor "Kultury" pamiętał, jak – jeszcze przed wojną – "Ferdydurke" wywołało gorące czytelnicze dyskusje. Zresztą, sam przyczynił się, choć bez takich intencji, do emigracji Gombrowicza – w 1939 roku jako ówczesny urzędnik w Ministerstwie Przemysłu i Handlu załatwił pisarzowi bilet na pierwszy transatlantycki rejs "Chrobrym" do Ameryki Południowej. Wybuch wojny zastał Gombrowicza w Argentynie i tak rozpoczął swój nowy, poza Europą, niełatwy etap życia.
"Gdy zwracałem się do Gombrowicza po wojnie, wiedziałem, że mam do czynienia z jednym z większych obrazoburców współczesnej literatury polskiej", wspominał redaktor w "Autobiografii na cztery ręce".
REKLAMA
W istocie, książka, którą postanowiono otworzyć Bibliotekę "Kultury", należała do kontrowersyjnych.
"Trans-Atlantyk", czyli "»Pan Tadeusz« na opak"
- Pierwsze lata Gombrowicza w Argentynie to czas nędzy i zapomnienia. Pracy w banku, ciężkiego zarabiania na skromną codzienność. I w tym czasie powstanie "Trans-Atlantyk" – mówiła dr Małgorzata Ptasińska-Wójcik.
Książka ta nie jest autobiograficzna, ale możemy doszukać się w "Trans-Atlantyku" wielu elementów z życiorysu pisarza. Podobnie jak narrator i główny bohater powieści (imieniem Witold Gombrowicz!) autor książki od 1939 r. mieszkał w Argentynie, gdzie przypłynął na pokładzie statku "Chrobry". Osobiste przeżycia autora przełożone w formie groteskowej stylizacji stały się kanwą tej tego "Pana Tadeusza na opak".
- Ta powieść jest nie tylko ostrą krytyką romantycznej mitologii, ale też pewnego ogólniejszego, wciąż żywego paradygmatu polskości – tłumaczył w Polskim Radiu literaturoznawca prof. Jerzy Jarzębski.
REKLAMA
- Gombrowicz był do szpiku kości Polakiem, a "Trans-Atlantyk" to taki "Pan Tadeusz" à rebours – dodawał w innej audycji reżyser teatralny Mikołaj Grabowski.
Jest więc "Trans-Atlantyk" swoistym – miejscami w ostrej stylistycznie formie – rozliczeniem z dwudziestoleciem międzywojennym, z polskimi cechami narodowymi, z tym, jacy jesteśmy.
- Gombrowicz był człowiekiem, którego polityka stosunkowo mało obchodziła, chociaż "Trans-Atlantyk" jest książką bardzo polityczną – mówił przed radiowym mikrofonem Jerzy Giedroyc. - Ale ja byłem zafascynowany jego talentem. Dotyczyło to zwłaszcza "Trans-Atlantyk" i pierwszych fragmentów jego "Dziennika”, które wywarły na mnie ogromne wrażenie.
Posłuchaj
REKLAMA
Posłuchaj
Pierwsza książka z serii Biblioteki "Kultury" ukazała się 30 stycznia 1953 roku. Zawierała powieść "Trans-Atlantyk" i dodatkowo jeszcze dramat „Ślub” Witolda Gombrowicza z przedmową Józefa Wittlina.
- To nie był sukces wydawniczy. 1500 egzemplarzy, wówczas poważny nakład, został wyprzedany dopiero w 1969 roku – opowiadała dr Małgorzata Ptasińska-Wójcik. – Ale w warstwie symbolicznej "Trans-Atlantyk" był bardzo ważny. Stanowił jakby program na całą emigrację.
Program, którego emigracja – nieprzywykła do łamania konwencji w pisaniu o narodzie i polskości - nie przyjmowała z euforią. Zwłaszcza ta skupiona wokół londyńskich "Wiadomości" prowadzonych przez Mieczysława Grydzewskiego.
REKLAMA
- Przewrotnie rzecz ujmując, cała (nieprzychylna – przyp. red.) reakcja Londynu polskiego na Gombrowicza stanowiła tylko potwierdzanie wielkości i talentu tego pisarza. I ukrytej prawdy w słowach zawartych w "Trans-Atlantyku" – mówiła dr Małgorzata Ptasińska-Wójcik.
Między poezją a dokumentem
"Od chwili, gdy powstała Biblioteka "Kultury" i gdy podjęliśmy systematycznie wydawanie książek, poczta zaczęła przynosić dość dużo maszynopisów", wspominał w swojej autobiografii Jerzy Giedroyc. Jak zaznaczył, pomijając takich autorów jak Miłosz czy Gombrowicz ("których drukowałem wszystko"), większość książek wydanych w tej nowej serii wyrosła z jego inicjatywy.
- W ramach rozległej tematyki było tu miejsce i dla literatury pięknej, i dla wspomnień. Ale ważną rolę odgrywały tu też dokumenty – opowiadała dr Małgorzata Ptasińska-Wójcik o Bibliotece "Kultury".
Powstały nawet specjalne podserie: "Dokumenty" (m.in. antologia tekstów nt. walki Ukraińców z rusyfikacją; zbiór o dialogu polsko-niemieckim), "Archiwum rewolucji" („"antykomunistyczna"; "świadectwa mówiące przede wszystkim o zbrodniach sowieckich"), "Bez cenzury" ("założona dla tych polskich pisarzy, którzy nie mogli wydawać w kraju, byli represjonowani").
REKLAMA
Co więcej, w ramach Biblioteki "Kultury" wychodził również kwartalnik (od 1973; wcześniej, od 1962, co pół roku) "Zeszyty Historyczne". W piśmie tym publikowane były relacje, wspomnienia i analizy dotyczące najnowszej historii Polski.
***
- "Słowo jest orężem najlepszym". Instytut Literacki – wyjątkowe wydawnictwo
- Zygmunt Hertz. Pilnował Miłosza, opiekował się Hłaską, współtworzył paryską "Kulturę"
***
REKLAMA
Ponad pół tysiąca książek
W 1953 roku, po Gombrowiczu, ukazały się kolejne pozycje Biblioteki "Kultury": "1984" George’a Orwella, dwie książki Miłosza (eseje "Zniewolony umysł" i tom wierszy "Światło dzienne"), szkice politologiczne Jamesa Burnhama "Bierny opór czy wyzwolenie?" oraz powieść Czesława Straszewicza "Turyści z bocianich gniazd".
Ta różnorodność tematyczna i gatunkowa pierwszego roku Biblioteki "Kultury" zapowiadała to, jaka będzie linia programowa tej serii: otwartej na prozę i na poezję, na publicystykę i na esej. A za ponad pół tysiącami książek (512) wydanych do 2000 roku stały nazwiska, które na trwale zapisały się w historii Polski i Europy.
Obok otwierających serię Witolda Gombrowicza, George’a Orwella czy Czesława Miłosza na półkach Biblioteki "Kultury" znaleźli się m.in. Józef Czapski, Andrzej Bobkowski, Gustaw Herling-Grudziński, Józef Mackiewicz, Marek Hłasko, Leszek Kołakowski, Kazimierz Orłoś, Zygmunt Haupt, Kazimierz Wierzyński, Jerzy Stempowski, Józef Wittlin, Stanisław Vincenz, Jerzy Andrzejewski, a także Aleksander Sołżenicyn, Boris Pasternak, Albert Camus czy Aldous Huxley.
jp
Źródła: Małgorzata Ptasińska-Wójcik, "Z dziejów Biblioteki »Kultury« 1946-1966", Warszawa 2006; Andrzej Stanisław Kowalczyk, "Giedroyc i »Kultura«", Wrocław 1999; Jerzy Giedroyc, "Autobiografia na cztery ręce", Warszawa 1994.
REKLAMA
REKLAMA