Dziewięć problemów Putina (w tym jeden bardzo duży). Felieton Miłosza Manasterskiego
Nie chcemy zastanawiać się, czy w chwili próby Francuzi albo Niemcy będą zdeterminowani, by bronić wschodniej flanki NATO. Polscy liderzy wzięli sprawy obronności w swoje ręce i w ramach Bukaresztańskiej Dziewiątki przejmują odpowiedzialność za bezpieczeństwo naszej części świata - pisze w swoim nowym felietonie Miłosz Manasterski.
2023-02-23, 15:32
Zrozumienie sytuacji geopolitycznej wymaga ćwiczeń z wyobraźni. Zacznijmy od jednego z nich: wyobraźmy sobie, że nie było rozszerzenia NATO na Europę Środkowo-Wschodnią, choć Polska, Czechy czy Węgry znalazły się w Unii Europejskiej. Pierwszym państwem NATO najbliższym konfliktowi na Ukrainie są Niemcy. Dla pozostałych krajów Zachodu wojna rosyjska jest mniej więcej podobnym problemem jak konflikty w Syrii czy w Mali. Dla dominujących w UE Niemców kwestia, czy obszary byłego Związku Sowieckiego są niepodległe czy kontrolowane przez Kreml, to z pewnością nie jest sprawa życia i śmierci. A na pewno sprawa mniej istotna niż ich rachunki za gaz.
Warszawa zaoferowała silne przywództwo
Po co snuć alternatywne wersje historii? Żeby zrozumieć różnicę, jaką w NATO i światowym bezpieczeństwie czyni grupa państw Bukaresztańskiej Dziewiątki. Państw, które znajdują się w bezpośrednim sąsiedztwie odradzającego się Imperium Zła. Państw. I które muszą ze sobą bardzo intensywnie współpracować, żeby oddalić zagrożenie wojną na swoim terenie.
Samo istnienie NATO-wskiej wschodniej flanki nie stanowi jednak zabezpieczenia. Potrzebny jest zawsze lider: czy mamy do czynienia z polityką, sportem czy obronnością. Takim liderem, w naturalny sposób, stała się Polska. Piszę "w naturalny" - bo jest ona akceptowana przez kraje wschodniej flanki w tej roli. Natomiast samo wejście w buty lidera przez Rzeczpospolitą wymagało (i będzie wymagać dalej) ogromnego wysiłku naszych przywódców i zerwania z uległością rządów Donalda Tuska i Ewy Kopacz. To poważna przebudowa europejskich relacji, które dotąd koncentrowały się wokół Berlina. Przebudowa, która natrafia i będzie natrafiać na bardzo poważny opór, oznaczający m.in. konflikty z instytucjami UE.
Zamiast marginalizacji - Polska jest w centrum uwagi
Europa Środkowo-Wschodnia, postrzegana przez RFN jako peryferia pozbawione podmiotowości, skutecznie pokazuje swoją siłę za sprawą nowej jakości przywództwa, jakie oferują liderzy z Prawa i Sprawiedliwości. Dzisiaj obserwujemy skuteczność konsekwentnej polityki, która przez całe lata była wyśmiewana i atakowana przez opozycję, szczególnie Platformę Obywatelską. Mieliśmy stać się pariasem Europy, znaleźć się na marginesie światowej polityki, utracić wszelkie międzynarodowe znaczenie. Tymczasem to w Polsce inne kraje, jak Ukraina czy Mołdawia, widzą adwokata, który roztoczy nad nimi parasol bezpieczeństwa i "zorganizuje" dostęp do NATO i UE.
REKLAMA
Amerykanie budują polską pozycję i siłę
Dzisiaj przed prezydentem Andrzejem Dudą, premierem Mateuszem Morawieckim czy ministrem spraw zagranicznych Zbigniewem Rauem otwierają się drzwi do wszystkich gabinetów w Europie, kiedy tylko nasze służby dyplomatyczne o to poproszą. W przeciwieństwie do swoich poprzedników obecni przywódcy nie stoją w kolejce i w ciągu zaledwie kilku dni są w stanie przeprowadzić spotkania z kluczowymi przywódcami UE i NATO. To świadczy o ogromnym autorytecie i szacunku, jakim cieszą się obecne polskie władze.
Autorytet ten świadomie i celowo wzmacnia prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden. Polityk ten zresztą początkowo postawił na Berlin jako fundament wspólnoty transatlantyckiej. Szybko jednak Waszyngton zrozumiał, że RFN gra na siebie i swoje relacje z Federacją Rosyjską i Chinami. Dlatego, co podkreślają zachodni komentatorzy, prezydent Biden w czasie kilkunastu miesięcy dwukrotnie odwiedził Warszawę. Za to ani razu w swojej kadencji nie przyjechał do Berlina czy Paryża. Nie było go również na niedawnej konferencji bezpieczeństwa w Monachium, które byłoby bardzo stosownym miejscem na amerykańskie orędzie. Tymczasem prezydent USA wolał je wygłosić w Arkadach Zamku Królewskiego w Warszawie, wysyłając światu ze stolicy Polski bardzo mocny sygnał. Podobnie jak jego uczestnictwo w spotkaniu Bukaresztańskiej Dziewiątki.
B9 to silniejsza część NATO
Wojna na Ukrainie przyspieszyła procesy, które toczyły się już od 2015 r., kiedy nastąpiła zmiana wizji Polski z podmiotu zależnego od Niemiec i podporządkowanego Unii Europejskiej na państwo realizujące suwerenną i solidarną politykę międzynarodową. Także inne kraje nasze regionu w ostatnich latach i miesiącach zorientowały się, że nie mogą liczyć na wsparcie Niemiec czy w Francji w czasie egzystencjalnego zagrożenia. Brak wsparcia finansowego dla krajów przyjmujących uchodźców przez Unię Europejską dotknął nie tylko Polskę, ale także Rumunię, Czechy czy Słowację. Zaufanie do instytucji zachodnioeuropejskich upadło, także w efekcie toczącej je korupcji.
Pozostało nam tworzyć zatem nowe instytucje w oparciu o najsilniejszy kraj regionu, czemu wyraźnie kibicują Amerykanie. I polskie władze takie instytucje w ostatnich latach zaoferowały, począwszy od Trójmorza, Trójkąta Lubelskiego, odnowionej Grupy Wyszehradzkiej, po najważniejszą obecnie Bukaresztańską Dziewiątkę. Ten ostatni format może już niedługo objąć także dwa kolejne kraje wschodniej flanki NATO - Finlandię i Szwecję, a potencjalnie także Danię i Norwegię, a w przyszłości także Ukrainę. Już dzisiaj potencjał opartej na Polsce grupy to poważna siła gospodarcza, militarna i polityczna, która przejmuje powoli stery w europejskim NATO.
REKLAMA
Dla Kremla silna B9 to koniec marzeń o dominacji w Europie
Znaczenie Bukaresztańskiej Dziewiątki będzie rosło nie tylko poprzez przyjmowanie nowych członków, ale przede wszystkim wraz z rozwojem polskich sił zbrojnych. To polska armia zgodnie z planami naszych liderów ma stanowić element stabilizujący i odstraszający, za sprawą liczebności, nowoczesnego uzbrojenia i wypracowanej zdolności do współpracy z wojskami amerykańskimi. Przestaliśmy się oglądać na inne kraje i nie chcemy zależeć od tego, czy Francuzi albo Hiszpanie będą chcieli „umierać za Gdańsk”. Sam potencjał obronny Polski już wkrótce będzie wystarczający do powstrzymywania Rosji, nawet bez aktywnego uczestnictwa Stanów Zjednoczonych, choć oczywiście ostatnie wizyty prezydenta Bidena potwierdzają amerykańskie zaangażowanie. Gdyby jednak w odległej przyszłości USA powróciły do polityki izolacjonistycznej albo musiały zaangażować się w konflikty w innej części świata, Bukaresztańska Dziewiątka będzie stanowiła skuteczną zaporę dla imperialnych planów Rosji.
Miłosz Manasterski
REKLAMA