Trudna sytuacja humanitarna na południu Ukrainy. "Brakuje wody pitnej i jedzenia"
W okupowanych i zalanych wodą po wysadzeniu tamy terenach zapasów jedzenia pozostało na dwa dni, brakuje wody pitnej. Rosjanie nie ewakuują ludzi, a na pomoc organizacji międzynarodowych nie można liczyć - powiedział lojalny wobec władz ukraińskich mer tego miasta Jewhen Ryszczuk.
2023-06-10, 14:07
- Zapasów jedzenia zostało na dwie doby. Zaczyna brakować pitnej wody, bo studnie są zanieczyszczone wodami powodziowymi. Jeszcze wczoraj [piątek - red.] można było pić wodę ze studni po przegotowaniu, a dziś [sobota - red.] nie nadaje się do niczego, jest brudna i mętna - wyjaśnił w rozmowie telefonicznej w sobotę.
Ludzie wciąż pozostają na dachach
Choć po fali kulminacyjnej poziom wody zaczął się zniżać, na dachach domów wciąż pozostają ludzie i zwierzęta, oczekujące na ewakuację. Wobec braku działań rosyjskich władz okupacyjnych są oni zdani wyłącznie na pomoc wolontariuszy.
- Nie wszyscy zostali dotąd zabrani z dachów swoich domów, gdzie schronili się przed powodzą. Wywożą ich stamtąd wolontariusze. Chorzy zostali przeniesieni do szpitala i szkoły - powiedział mer.
Akcja ratunkowa jest trudna, bo mieszkańcy Oleszek nie mają środków do poruszania się po wodzie. Rosjanie odebrali ludziom łódki i inny sprzęt pływający krótko po tym, jak uciekli z wyzwolonego przez siły ukraińskie Chersonia.
REKLAMA
- To, czym dysponują wolontariusze na miejscu, to kilka łódek i pontonów, które komuś udało się ukryć w garażu czy na podwórku. Jest to dosłownie kilka łódek, które zbierają ludzi z dachów i zalanych domów i przewożą do suchej części miasta - podkreślił Ryszczuk.
Rosjanie nie ewakuują ludzi
Według jego relacji przedstawiciele okupacyjnej armii Rosji nie udzielają żadnej pomocy cywilom, którzy pozostali w Oleszkach i ich okolicach. - Rosjanie nic nie robią. Wczoraj przypłynęli na dwóch kutrach, przez godzinę pracowali i odpłynęli. Okupanci nie zajmują się aktywną pomocą. Wszystko jest na głowie mieszkańców - wyznał.
Rosjanie zajmują ponadto mieszkania, położone na niezalanych piętrach bloków i na wyższych kondygnacjach domów jednorodzinnych. - Rozmieszczają się w blokach i domach urządzając tam stanowiska ogniowe w obawie przed ukraińskimi grupami dywersyjnymi, które mogą przedostać się tam z prawego brzegu Dniepru - powiedział mer.
>>>INWAZJA ROSJI NA UKRAINĘ<<<
REKLAMA
Pytany o pomoc organizacji międzynarodowych w zwalczaniu następstw powodzi Ryszczuk ocenił, że nie można na nie liczyć. - Organizacje międzynarodowe nie chcą tutaj przyjeżdżać. Ludzie czekają na pomoc, Rosjanie jej nie udzielają, my nie możemy tam dotrzeć, a organizacje międzynarodowe, które zostały do tego powołane, nie wykonują swojej misji - powiedział w rozmowie telefonicznej.
Według mera Ołeszki tzw. hromada, czyli gmina, składająca się z miasta i przyległych wsi, liczyła przed inwazją Rosji na Ukrainę i otwartą fazą wojny 40 tys. mieszkańców. W wyniku działań wojennych połowa ludzi wyjechała w bardziej bezpieczne miejsca.
- Ukraina odnosi sukcesy pod Bachmutem. "Ostrzeliwuje wroga, korzystając z rotacji Rosjan"
- Polska broń wspiera Ukraińców w walce. "Potwierdziła swoją jakość na froncie"
- Co z ukraińską kontrofensywą? Eksperci uspokajają: wysadzenie tamy nie powinno mieć znaczącego wpływu
PAP/nt
REKLAMA
REKLAMA