Argentyna. 11 byłych urzędników skazanych za zbrodnie z czasów dyktatury
Sąd w Argentynie skazał 10 byłych urzędników na dożywocie i jednego na 25 lat więzienia za zabójstwa, tortury, gwałty oraz odbieranie kobietom dzieci w czasie dyktatury z lat 1976-1983. Agencja Associated Press zauważa, że po raz pierwszy w takim procesie zeznawały prześladowane kobiety transpłciowe.
2024-03-28, 05:40
Proces w mieście La Plata pod Buenos Aires toczył się prawie cztery lata i ujawnił nowe szczegóły w sprawie opisanych wcześniej przypadków okrucieństw, pogłębiając wiedzę narodu argentyńskiego na temat jego traumatycznej historii – przekazała AP.
Wyrok ogłoszono we wtorek. 10 z 12 oskarżonych zostało skazanych na dożywocie, jeden na 25 lat więzienia za udział w brutalnych represjach, w tym zabójstwach, torturach, przemocy seksualnej i odbieraniu kobietom dzieci urodzonych w niewoli. Jeden oskarżony został uniewinniony.
Ofiarami przestępstw padło łącznie ponad 600 osób. Zbrodnie popełniano w czterech tajnych ośrodkach położonych w prowincji Buenos Aires. Jeden z nich zatrudnieni tam urzędnicy określali jako "el infierno" – "piekło".
Większość oskarżonych została już wcześniej skazana w innych sprawach i odbywała kary w aresztach domowych z powodu zaawansowanego wieku oraz pogarszającego się stanu zdrowia. Uczestniczyli oni w rozprawie w trybie wideokonferencji. Sąd nakazał powtórne badania lekarskie, by sprawdzić, czy nie mogą wrócić do więzienia.
REKLAMA
Prześladowanie osób transpłciowych
- Tym, co wyróżnia ten proces, jest fakt, że po raz pierwszy w Argentynie i na świecie potępione zostały zbrodnie przeciwko ludzkości popełnione wobec transpłciowych kobiet w kontekście terroryzmu państwowego (…) To dobry wyrok, jesteśmy więcej niż usatysfakcjonowani – powiedziała prokurator Ana Oberlin.
AP wyjaśnia, że wojskowa dyktatura, argumentując to przywiązaniem do katolickich wartości, traktowała osoby LGBTQ jak wywrotowców w heteroseksualnym społeczeństwie. Do więzienia można było trafić nawet za otwarte przyznawanie się do homoseksualizmu.
W okresie dyktatury osoby podejrzewane o sprzeciw wobec władz były systematycznie zatrzymywane, torturowane i mordowane. Organizacje praw człowieka szacują liczbę "desaparecidos", czyli osób zaginionych, na około 30 tys.
Wyrok zapadł w czasie, gdy prawicowy prezydent Argentyny Javier Milei oraz wywodząca się z wojskowej rodziny wiceprezydent Victoria Villaruel podważają konsensus dotyczący charakteru dyktatury oraz szacunkowe dane o liczbie zaginionych, których było, ich zdaniem, niecałe 9 tys. Według opozycji jest to próba relatywizowania zbrodni.
REKLAMA
Junta wojskowa w Argentynie
24 marca 1976 w Argentynie doszło do wojskowego zamachu stanu. Władzę przejęła prawicowa junta pod wodzą gen. Jorge Rafaela Videli.
Dowódcy trzech rodzajów sił zbrojnych położyli kres rządom peronistycznym. Isabela Peron, dotychczasowa prezydent Argentyny i jej ministrowie zostali aresztowani. Korespondent radia brytyjskiego donosił: "W czasie nadawanej przez telewizję ceremonii zaprzysiężenia nowoutworzonej rady został ogłoszony zakaz wszelkiej działalności politycznej. Odczytano komunikat o rozwiązaniu parlamentu. Wszystkie partie polityczne i związki zawodowe zostały zawieszone. Odwołano członków Sądu Najwyższego i gubernatorów prowincjonalnych. Rada oświadczyła, że rozpoczyna walkę z anarchią, korupcją i chaosem gospodarczym".
W praktyce oznaczało to wszechwładzę wojska. Politycznych przeciwników junty aresztowano, torturowano i mordowano. Naruszanie praw człowieka w Argentynie było na porządku dziennym. Ofiarą padali partyzanci, opozycja, ale też niewinni ludzie podejrzani o nieprzychylne nastawienie wobec nowych władz.
Junta wojskowa trwała w Argentynie do 1982 roku. Przegrana z Wielką Brytanią wojna o Falklandy-Malwiny zapoczątkowała w Argentynie proces przemian demokratycznych.
REKLAMA
PAP/bm
REKLAMA