Ekspert o wyborze władz sejmiku Małopolski. Mówi o słabości prezesa PiS
Prezes PiS ugiął się pod naporem buntowników i wymienił kandydata na marszałka województwa małopolskiego. Miejsce nieskutecznie forsowanego przez Jarosława Kaczyńskiego od wielu tygodni Łukasza Kmity zajął Łukasz Smółka. Kandydatura ta uzyskała poparcie radnych sejmiku, w którym większość ma PiS. Rafał Chwedoruk, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego ocenia w rozmowie z portalem polskieradio24.pl, że lider Zjednoczonej Prawicy ugiął się, ponieważ "jest za słaby na to, żeby toczyć tego typu konflikty".
2024-07-05, 15:50
Michał Fabisiak: Łukasz Kmita nie został wybrany na marszałka województwa małopolskiego. Był to kandydat przez wiele tygodni forsowany przez Jarosława Kaczyńskiego. Prezes musiał ustąpić i zgodzić się na wybór innego kandydata. Jarosław Kaczyński przestał być w PiS władcą absolutnym?
Prof. Rafał Chwedoruk: Rzeczywiście, ktoś mu się sprzeciwił. Doszło do tego w miejscu szczególnym. Małopolska to przecież jeden z bastionów wyborczych Prawa i Sprawiedliwości. Jeśli w miejscu, gdzie PiS dysponuje strategiczną przewagą nad konkurencją i gdzie zdanie Jarosława Kaczyńskiego musi mieć jakieś znaczenie w skali masowej doprowadza się taką sprawę do końca, to oznacza, że coś takiego może zdarzyć się wszędzie. Pokazuje to, że kierownictwo PiS nie może być niczego pewne, zarówno w skali makro, jak i w kontekście walki o władzę w samej partii. Po 15 października obserwujemy kupowanie przez nie czasu, który pozwoli uniknąć czystek powyborczych i dotrwać do lepszych czasów, np. zwycięstwa Trumpa w wyborach prezydenckich w USA czy problemów gospodarczych w Polsce. Pójście przez Jarosława Kaczyńskiego na kompromis w Małopolsce jest tego kolejnym elementem. Pokazuje to też, że nie miał efektywnych instrumentów wyegzekwowania czegokolwiek od frondystów.
Mógł zdecydować się na wariant przyspieszonych wyborów do sejmiku. Dlaczego nie poszedł w tym kierunku?
Zwyciężyły względy czysto pragmatyczne. Jarosławowi Kaczyńskiemu opłacałyby się wcześniejsze wybory, ponieważ perspektywa trochę mniejszego, ale wciąż zwycięstwa była duża. Gdyby jednak PiS z determinacją zaczęło do nich dążyć, to skonfliktowani radni poparliby większość złożoną z partii obecnej koalicji rządowej. Dla tych osób przyspieszone wybory oznaczałyby koniec - nie znalazłoby się dla nich miejsca na listach Prawa i Sprawiedliwości.
Prawdopodobnie i tak się nie znajdą. Jarosław Kaczyński powiedział dziś, że nie zapomniał o tym "co się działo i co niektórzy ludzie robili".
Radni być może liczą na to, że za kilka lat na miejscu Jarosława Kaczyńskiego będzie ktoś z krótką pamięcią.
REKLAMA
Beata Szydło? To właśnie jej ludzie zorganizowali bunt w małopolskim sejmiku.
Popularność Beaty Szydło jest dziś dużo niższa niż w latach, gdy święciła triumfy jako premier. Czas jest w polityce nieubłagany. To odzwierciedla standardowe zjawisko. Po przegranych wyborach i strategicznej niepewności, ujawniają się frakcje "chulaj dusza, piekła nie ma". Jarosław Kaczyński nie może pozwolić sobie na ich usuwanie. Te czasy już minęły. Jest za słaby na to, żeby toczyć tego typu konflikty. Takich głosów ujawniających jest więcej. Proszę zobaczy chociażby na to, co mówi dziś Mateusz Morawiecki i młodsza generacja polityków. Jedyne co udało się Jarosławowi Kaczyńskiemu to Kryzys Suwerennej Polski.
Jak wynika z nieoficjalnych informacji Jan Krzysztof Ardanowski ma w przyszłym tygodniu wystąpić z klubu PiS i ogłosić utworzenie nowej partii. Jak ocenia pan szanse tego projektu?
Suwerenna Polska przestała być poważnym punktem odniesienia. Beata Szydło w coraz większym stopniu staje się politykiem lokalnym. Ardanowski, jak na skalę polityków prawicy nie jest kontrowersyjny. Nigdy nie był stroną silnych, personalnych sporów, jest popularny na wsi. Dla "wątpiących polityków PiS", którzy wiedzą, że może zabraknąć dla nich miejsca w nowym rozdaniu, gdy kierownictwo Prawa i Sprawiedliwości będzie miało mniej kart, ktoś taki jak on może być interesującym punktem odniesienie, z którym warto się związać. Oczywiście, to nie znaczy, że w przyszłości ten projekt nie zakończy się jakimś sojuszem z PiS.
Pytanie, czy będzie w stanie stworzyć ugrupowanie, które przekroczy 5-procentowy próg wyborczy? Nawet tak popularnemu politykowi na prawicy, jak Zbigniew Ziobro ta sztuka się nie udała.
Solidarna Polska, gdy powstała, była alter ego PiS, ale bez Jarosława Kaczyńskiego. W wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2014 roku zdobyła 4 proc. (3,98 proc. - przyp. red.). Nie wystarczyło to do uzyskania mandatu, ale w kontekście wyborów sejmowych, walczący o władzę w kraju prezes PiS nie mógł zbagatelizować tego wyniku i musiał zgodzić się na "drogę Ziobry do Canossy". Partia Ardanowskiego to stawianie na podobną kartę, próba wymuszania reform PiS i jego rozhermetyzowania. Nawet, jeśli będzie miała 2 proc. poparcia, to jej wartość przed następnymi wyborami będzie znacząca. Ponadto pamiętajmy o tym, że polski wyborca lubi słuchać o jedności, nawet jeśli to zjednoczenie jest asymetryczne. Uważam, że jest to pomysł na stworzenie siły, która nie będzie w stanie konkurować z PiS na równi, ale będzie skupiać "wątpiących", a tym samym szachować Jarosława Kaczyńskiego swoją rolą jako pomostu, np. do Konfederacji, a nawet do PSL. Na tym w mojej ocenie będzie polegała jej wartość i siła oddziaływania na PiS.
REKLAMA
- rozmawiał Michał Fabisiak, polskieradio24.pl
REKLAMA