Akcja białoruskich służb w Polsce. Kupili auta na nazwisko opozycjonisty, ale popełnili błędy
Wywiad Białorusi przez pośredników kupił w Polsce dwa samochody na nazwisko niezależnego białoruskiego dziennikarza. Celem mogła być jego kompromitacja. Niektórzy przypuszczają, że mogło chodzić o morderstwo. Jeden z samochodów porzucono potem na warszawskim Mokotowie.
2024-07-08, 15:15
Prowokacja wyszła na światło dzienne, bo Białorusini popełnili błędy. Sprawę prześwietliły litewskie i polskie służby. Do informacji na ten temat dotarła "Gazeta Wyborcza".
Z ustaleń dziennikarzy wynika, że białoruski dyplomata, a de facto współpracownik wywiadu Białorusi, zlecił kupno samochodu poprzez swojego znajomego, przedsiębiorcę z Węgier. Kupowania podjął się ukraiński biznesmen Rasim G., mieszkający w Polsce.
Samochody kupowano na nazwisko Romana Protasiewicza, byłego niezależnego dziennikarza, pracownika portalu NEXTA. NEXTA to kanał niezwykle popularny podczas protestów przeciwko sfałszowanym wyborom prezydenckim w 2020 roku - publikował zdjęcia, transmisje z wszystkich regionów Białorusi, ujawniał dane funkcjonariuszy białoruskich służb.
Później, już jakiś czas po rozpoczęciu "operacji samochodowej", Roman Protasiewicz został uwięziony w wyniku porwania samolotu Ryanair lecącego do Wilna. Miało to miejsce w maju 2021 roku. Najpewniej dlatego tę poprzednią operację zarzucono.
REKLAMA
Znajomi z radzieckiej uczelni
Rasim G., który kupował samochody na nazwisko Protasiewcza, mieszkał z rodziną pod Warszawą, prowadził firmę transportową. Prośbę o transakcję wystosował do niego w listopadzie 2020 roku chrzestny jego córki, Mikołaj H. Przedsiębiorca ten studiował razem z prawdziwym zleceniodawcą, białoruskim "dyplomatą", w akademii wojskowej w Odessie. "Dyplomata" wyjaśniał, że chodziło o samochody dla Białorusinów, pracujących na budowie. Jak mówił potem ABW Rasim G., nie zastanawiało go, że ma kupować pojazdy na nazwisko Protasiewicza - twierdził, że ono nic mu nie mówiło, a miał dług wobec przyjaciela. Nie zastanawiało go, że dyplomata szuka pojazdów dla budowlańców.
Na obu umowach sfałszowano podpisy Romana Protasiewicza. Jeden z pojazdów skierowano na Litwę. Uwiecznił go wówczas fotoradar, bo kierowca przekroczył prędkość. Okazało się potem, że za kierownicą siedzi funkcjonariusz białoruskich służb specjalnych.
REKLAMA
Według informatorów "Gazety Wyborczej", portalu wyborcza.pl, kupno samochodów miało służyć skompromitowaniu dziennikarza - możliwe, że chciano spowodować wypadek, odurzyć dziennikarza i posadzić nieprzytomnego za kierownicą.
Protasiewicz mieszkał bowiem po części w Polsce, po części na Litwie. Być może chciano w tej sposób go szantażować i wykorzystać.
Przytoczono też opinie, że być może próbowano go zamordować.
Jednak wydaje się, że chodziło o to, by wykorzystać go do z góry ustalonych celów.
REKLAMA
Błąd białoruskiego reżimu
Sprawa pozostałaby tajemnicą, ale białoruskie służby popełniły błąd.
"Już po zatrzymaniu Protasiewicza w Mińsku pracownik ambasady wystawia na sprzedaż peugeota kupionego w Polsce na nazwisko opozycyjnego dziennikarza. Dowiaduje się o tym litewski kontrwywiad i przeprowadza zakup kontrolowany (...) Pracownik ambasady nie wie, że tak naprawdę sprzedaje auto litewskim służbom. Litwini dokładnie je przeszukują, zabezpieczają odciski palców i ślady DNA. Informują też Polaków, że mają samochód kupiony w grudniu 2020 r. w komisie pod Warszawą i że na umowie figuruje uprowadzony pół roku później Protasiewicz" - pisze "Wyborcza.pl".
Następnie służby dotarły do drugiego samochodu, znajdującego się w Polsce. Tu sprawą zainteresowały się Prokuratura Krajowa i Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
ABW przesłuchało ukraińskiego biznesmena, który zdecydował się na współpracę z nimi. Ustalono, że samochód porzucono na warszawskim Mokotowie. Po obserwacji przeszukano go 2 lipca 2022 r. z udziałem pirotechników.
REKLAMA
W czerwcu 2024 r. prokuratorzy Artur Kaznowski i Mariusz Kierepka z mazowieckiego wydziału Prokuratury Krajowej zakończyli śledztwo w tej sprawie - pisze "GW". Kontynuowany jest wątek Mikołaja H., biznesmena ukraińskiego pochodzenia, mieszkającego na Węgrzech - "pośrednika' w tej transakcji - zaznaczono.
Protasiewicz po tym, gdy trafił w ręce reżimu, zaczął udzielać wywiadów, w których m.in. nieprzychylnie odnosił się do białoruskiej opozycji. Podczas procesu na Białorusi 3 maja 2023 roku został skazany na osiem lat więzienia, 23 maja został ułaskawiony przez Alaksandra Łukaszenkę.
***
REKLAMA
***
Onet.pl/Warszawa.Wyborcza.pl/in./
REKLAMA