Dziennikarze w Trypolisie w "luksusowym więzieniu", "Big brotherze"
Wyposażone w wanny z hydromasażem i spa apartamenty goszczą zagranicznych dziennikarzy w Trypolisie. - To luksusowe więzienie, Big Brother - pisze z libijskiej stolicy korespondentka "Washington Post".
2011-04-04, 14:49
W hotelu Rixos, w którym zgromadzeni są zagraniczni dziennikarze, cały dzień to oczekiwanie na ogłoszenie o konferencji prasowej, wycieczce autobusowej w miejsce nalotu czy do szkoły, w której dzieci będą wyśpiewywać pieśni na cześć libijskiego przywódcy Muammara Kadafiego. Gdy któreś z powyższych ma się odbyć w pokoju każdego z dziennikarzy rozlega się dzwonek z głośników.
- Mimo, że ci którzy przedarli się w wraźliwe rejony, czy kierowali się w stronę miejsca walk musieli liczyć się z zatrzymaniem, często na długie godziny, podróże do centrum Trypolisu były możliwe. Stamtąd można było się prześlizgnąć do innych dzielnic, spotkać zwykłych Libijczyków i zbadać puls miasta - pisze w swojej korespondencji z hotelu Rixos Liz Sly.
- Od czasu tajemniczej strzelaniny w pobliżu hotelu, która miała miejsce w piątek, zakazano opuszczania hotelu bez towarzystwa. Nawet wyjście do sklepu naprzeciwko po czekoladę czy szampon musi się odbywać pod okiem libijskiego "towarzysza" - czytamy dalej w "Washington Post". - Jest jasne, że ochroniarze z kałasznikowami u bram hotelu są tu po to, by nikogo z nas nie wypuszczać, a nie by nie wpuszczać intruzów - uważa Sly.
Dziennikarka relacjonuje, że raz po raz jej koledzy są zaskakiwani decyzją władz o swoim wydaleniu. - W niedzielę Damien McElroy z "Daily Telegraph" otrzymał o północy telefon, w którym powiedziano mu że rano czekać będzie na niego samochód, który zabierze go do granicy z Tunezją. "Wiesz co zrobiłeś" powiedział dzwoniący przed rozłączeniem się - relacjonuje Liz Sly.
REKLAMA
Był to czwarty dziennikarz, któremu w ostatnich trzech tygodniach nakazano opuścić Libię. Innych ostrzeżono, że są na liście "przyszłych wydalonych".
Amerykańska dziennikarka pisze, że mimo iż wszystko na co im się pozwala stanowi zorganizowany przez władze spektakl, korespondentom wciąż udaje się porozmawiać z "zwykłymi Libijczykami". Wbrew zapewnieniom władz nie są oni wrogo nastawieni do dziennikarzy, przeciwnie - są życzliwi i skorzy do rozmów. Jedyne zagrożenie - pisze "WP" - stanowią zwolennicy Kaddafiego, którzy dwukrotnie wdarli się do hotelu, grożąc dziennikarzom.
Czytaj więcej w serwisie specjalnym Raport Arabia
sg
REKLAMA
REKLAMA