Ministerstwo chce zmian. To może być cios w porodówki
W Polsce w przyszłym roku ma dojść do reformy szpitalnictwa. Jej założenia przełożą się na zmiany w liczbie porodówek. Ze zdrowotnej mapy Polski może ich zniknąć nawet 111 - alarmuje Onet.
2024-09-04, 12:58
Według założeń ministerstwa zdrowia, ciągłość finansowania z Narodowego Funduszu Zdrowia miałyby te oddziały położniczo-ginekologiczne, na których odbiera się co najmniej 400 porodów rocznie. Obecnie jest to warunek, którego nie spełnia 111 z 331 szpitali.
Jak czytamy na onet.pl, w dwóch województwach limitu nie wypełniają dwie trzecie takich oddziałów, a w czterech regionach - połowa i więcej. Portal alarmuje, że wejście w życie zmian sprawiłoby że "kobiety z Pisza w woj. warmińsko-mazurskim najbliżej na porodówkę będą jechały prawie 60 km do Ełku i 120 km do Olsztyna".
Porodówki na łasce starostów?
Samo ograniczenie porodówek, jak przekazała rzeczniczka Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku, ma sens. Nie można jednak kierować się jedynie liczbą porodów. Kryterium nie przystaje bowiem do różnorodności, jeśli chodzi zaludnienie poszczególnych regionów Polski. - Potrzebna jest głębsza analiza i odpowiednia konsolidacja - poinformowała przedstawicielka największego szpitala na Podlasiu. To ten region może być najmocniej dotknięty reformą.
- Gdy dziecko rodzi się za wcześnie. Szkoła dla rodziców wcześniaków
- Przemoc położnicza wciąż istnieje. "Zjawisko ma się dobrze"
Według danych resortu zdrowia, ponad jedna trzecia szpitali nie osiąga obecnie progu 400 porodów rocznie. "To większość porodówek w województwach: podlaskim, warmińsko-mazurskim, świętokrzyskim i zachodniopomorskim" - czytamy.
W praktyce, oddział ginekologiczno-położniczy, na którym nie urodziła się wymagana liczba dzieci, straciłby refundację ze środków publicznych. Wówczas zdany byłby na środki od starostwa. Lokalni politycy nie zostawiają złudzeń. Starosta hajnowski Andrzej Skiepko podkreślił, że z uwagi na to, że region nie jest bogaty, odpowiednich środków nie posiada i posiadać nie będzie.
- Nie wyobrażam sobie jednak, żeby porodówki w Hajnówce nie było - podkreślił w rozmowie z Onetem Skiepko. Jego zdaniem proponowany przepis "nie jest adekwatny do oczekiwań społecznych". Zadeklarował "zrobienie wszystkiego", bo oddział pozostał.
Los ponad 100 porodówek. Apel o złoty środek
Związek Powiatów Polskich, uczestnik negocjacji na linii rząd-samorząd, przekazał portalowi, że likwidacja porodówek zaszkodzi przede wszystkim matkom. To one zostaną dotknięte ewentualnymi konsekwencjami pokonywania długiej drogi do szpitala. - Racjonalizacja sieci jest potrzebna, natomiast musi być zapewniony odpowiedni dostęp do porodów w zależności od stopnia zaludnienia danego obszaru - podkreślił Grzegorz Kubalski z ZPP.
REKLAMA
Organizacja liczy, że znaleziony zostanie złoty środek pomiędzy optymalizacją a sprostaniem oczekiwaniom obywateli. Samorządowcy mają przedstawić swoje uwagi dotyczące mapy porodówek, którym grozi likwidacja.
Onet wskazuje, że gdyby przepisy weszły w życie, to w województwie podlaskim porodówki zostałyby tylko w Białymstoku, Suwałkach i Łomży. Jak podano, w przypadku ewentualnej likwidacji oddziału w Siemiatyczach, rodząca matka musiałaby pokonać do najbliższej placówki niemal 100 kilometrów, co oznacza około półtorej godziny jazdy bez utrudnień na drogach.
ms/Onet.pl/wmkor
REKLAMA