Dzwon alarmowy w Mołdawii. Na plecach czują oddech Putina, a latem kolejne wybory

Wybory prezydenckie ostatecznie wygrała Maia Sandu. - Na razie Unia Europejska i proeuropejskie siły w Mołdawii mogą odetchnąć z ulgą. Jednak w długiej perspektywie wnioski są niepokojące - mówi Piotr Oleksy z Instytutu Europy Środkowej w Lublinie. Jest mało czasu na działanie przed wyborami parlamentarnymi, które odbędą się latem. 

2024-11-04, 21:21

Dzwon alarmowy w Mołdawii. Na plecach czują oddech Putina, a latem kolejne wybory
W drugiej turze wyborów prezydenckich Maia Sandu uzyskała 55,33 procent głosów. Foto: PAP/EPA/DUMITRU DORU

Urzędująca prezydent Maia Sandu zdobyła 55,33 proc. głosów w drugiej turze wyborów prezydenckich. Wieczór był pełen niepewności, bo przed podliczeniem głosów mołdawskiej diaspory, przegrywała z rywalem z partii prorosyjskiej Alexandrem Stoianoglo.

Pierwsza tura wyborów i referendum wygrane o włos

- Choć proeuropejskie siły w tej chwili mogą odetchnąć, bo mają pełnię władzy, to wnioski są niepokojące w długiej perspektywie - ostrzega Piotr Oleksy.

Chodzi o to, że latem odbędą się wybory parlamentarne. Tymczasem wyniki pierwszej tury i referendum europejskiego każą postawić pytanie o to, jak one się zakończą.

W pierwszej turze wyborów 20 października Sandu zdobyła 42,45 proc. głosów, a Stoianoglo około 26 proc. głosów. W referendum europejskim, dzięki głosom diaspory, zwolennicy wpisania proeuropejskiego kursu do Konstytucji uzyskali 50,35 glosów

REKLAMA

Oleksy zauważa, że gdyby wziąć pod uwagę głosy oddane tylko na terenie Mołdawii, to i Maja Sandu przegrałaby te wybory, i referendum europejskie miałoby inny wynik.

Dodaje, że oba zwycięstwa zagwarantowała diaspora. Ekspert zaznacza, że była to jej bezprecedensowa mobilizacja: w wyborach za granicą udział wzięło 326,5 tysiąca osób, spośród miliona Mołdawian mieszkających za granicą.

Czytaj także:

Trzeba poszukać swoich błędów

Zdaniem eksperta obóz rządzący musi wyciągnąć z tego wnioski przed wyborami.  

REKLAMA

- Wybory pokazały, że rozczarowanie rządami proeuropejskiego obozu jest bardzo duże. Okazało się, że Mołdawianie, zwykli obywatele, nie odczuwają wystarczająco wyraźnie korzyści z integracji europejskiej. Sukcesy dyplomatyczne w integracji europejskiej nie przekładają się na poziom życia. To refleksja dla rządzących Mołdawią - muszą coś zmienić, muszą usprawnić funkcjonowanie państwa - stwierdza.

Konieczna jest też refleksja Unii Europejskiej. - Po pierwsze trzeba przyśpieszyć wdrażanie środków finansowych. Po drugie nie można politycznie stawiać tylko na jedno ugrupowanie - trzeba być przygotowanym na to, że ugrupowanie rządzące z różnych przyczyn może być negatywnie postrzegane przez obywateli - zauważa.

Bo, jak mówi, nie może być tak, że rozczarowanie ugrupowaniem rządzącym w jakimś kraju, niszczy w obywatelach poparcie dla Unii Europejskiej.

Ekspert zapowiada, że szykuje się intensywny czas w mołdawskiej polityce. Można spodziewać się zmian na scenie politycznej.

REKLAMA

Podkreśla, że rządząca Partia Akcji i Solidarności (PAS) ma kilka miesięcy, by poprawić sytuację, bo "inaczej przegra wybory na własne życzenie".  A zawsze trudniej znaleźć błędy, które sami popełniamy - dodaje.

Czytaj także:

Uwaga na rosyjską dezinformację. Nowe narracje

Wybory w Mołdawii i wydarzenia w Gruzji pokazują, że Rosji udaje się przekonywać obywateli do narracji o "neutralności", zauważa także nasz rozmówca.

- W niektórych krajach zmienia się spojrzenie na inwazję Rosji w Ukrainie. Otwiera się przestrzeń nie tyle dla otwartej prorosyjskości, ale dla opowieści "neutralnej", która nawołuje do wstrzymania się od jednoznacznego zaangażowania po którejś ze stron. Nośnym hasłem jest też straszenie wojną, działa strach - zaznacza.

REKLAMA

- Rosja straszy: jeśli dane państwo będzie angażować się jednoznacznie po stronie Zachodu, to wojna przyjdzie także do niego - mówi ekspert.

Jest wręcz odwrotnie - osłabienie Rosji podczas wojny przeciw Ukrainie może zatrzymać ją w imperialnym pochodzie.

Konieczna jest walka z rosyjską dezinformacją

W Mołdawii wciąż ważna jest kwestia przeciwdziałania wpływom Rosji.

Rosja wysyła jasny sygnał, że nie rezygnuje ze starania się  o wpływy w byłych państwach radzieckich lub z jej orbity. Pokazuje, że jest nadal w stanie wyłożyć ogromne środki na destabilizację polityczną, zaznacza ekspert.

REKLAMA

Inwestuje w destabilizację olbrzymie środki.Dlatego Mołdawia potrzebuje wsparcia w walce z rosyjską dezinformacją i korupcją - wzywa do tego wielu analityków. 

- Środków przeznaczanych na wojnę hybrydową jest zbyt wiele w porównaniu z zasobami Mołdawii. Nawet liczba policjantów, którzy powinni być zaangażowani w śledztwa, jest znacznie większa niż nasze możliwości. Mołdawia jest małym krajem. Nasze instytucje, liczba śledczych, liczba specjalistów od cyberataków, jest znacznie mniejsza, niż wymagałaby tego liczba zagrożeń, które nakładają się na siebie obecnie w Mołdawii - zauważał kilka tygodni temu w rozmowie z portalem polskieradio24.pl  Vadim Pistrinciuc, dyrektor Instytutu Inicjatyw Strategicznych (The Institute for Strategic Initiatives, IPIS).

Jak mówił portalowi ten mołdawski ekspert, Rosja testuje techniki destabilizacji w Mołdawii i w razie powodzenia zacznie stosować scenariusze opracowane w Mołdawii w innych państwach, albo w regionach. Rosja zalewa Mołdawę ogromnymi środkami pieniężnymi, które wydaje na propagandę, korumpowanie wyborców. 

Czytaj także:

Vadim Pistrinciuc ostrzega, że Rosja będzie potem stosować to nowe podejście w innych państwach. Eksperta niepokoi zwłaszcza bardzo duży wzrost nakładów Kremla na wojnę hybrydową w Mołdawii. Atak przewyższa możliwości małego kraju. 

Przed pierwszą turą dziennikarskie śledztwo wykazało, że za pośrednictwem zbiegłego do Rosji oligarchy Ilana Sora zakupiono w Mołdawii 130 tysięcy głosów. Prezydent Maia Sandu mówiła o 300 tysiącach kupionych głosów.  

***

Rozmawiała Agnieszka Kamińska, polskieradio24.pl

REKLAMA

 

 

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej