Płonęli żywcem w pułapce Rosji. Ta zbrodnia mogła zostać tajemnicą

Kolumna spalonych samochodów na drodze. Wokół pampersy dziecięce, pluszaki, jaskrawe kolorowe kurtki, martwe zwierzęta domowe. Co tu się stało? Zbrodnia mogłaby zostać nieznana - opowiedzieli jednak o niej autorzy raportu Centrum Dokumentowania Zbrodni Rosyjskich w Ukrainie im. Rafała Lemkina Instytutu Pileckiego. Świadkowie są zgodni – Rosja przeprowadziła ostrzał umyślnie. Dokonały go cztery pojazdy dużego kalibru. 

2025-02-20, 06:08

Płonęli żywcem w pułapce Rosji. Ta zbrodnia mogła zostać tajemnicą
Konwój spalonych samochodów. Foto: Raport Instytutu Pileckiego

12 marca 2022 roku kolumna samochodów z cywilami wyjechała z Łypiwki. Miał to być zielony korytarz dla miejscowej ludności. Rosjanie długo zbierali samochody cywilów do ewakuacji. Jak się okazało, po to, by potem ostrzelać go z ciężkiego sprzętu.

Droga miała zająć 10 minut. Wcześniej jednak w pobliżu ustawiono ciężki sprzęt. Oczywiście podróżujący o tym nie wiedzieli. Czekały cztery wojskowe wozy bojowe dużego kalibru. I ostrzelano jadącą drogą kolumnę.

Na spaloną kolumnę pojazdów naprowadzili dokumentatorki miejscowi mieszkańcy. Nie wiedzieli dokładnie, co się tam stało. O ostrzelanym zielonym korytarzu opowiedział im lokalny kierowca - musiały jednak wcześniej go odnaleźć, szukając świadków zbrodni. Przeżył. Kierował w tym konwoju jadącym na końcu busem wypełnionym dziećmi, kobietami - mówiła portalowi PolskieRadio24.pl Iryna Dowhań, jedna z współtwórczyń raportu poświęconego tej zbrodni, przygotowanego przez Centrum Dokumentowania Zbrodni Rosyjskich w Ukrainie im. Rafała Lemkina w Instytucie Pileckiego.

Przerażająca kolumna rosyjskich samochodów

- Bezpośrednio po wyzwoleniu obwodu kijowskiego 3 kwietnia 2022 roku, dokumentując konsekwencje rosyjskiej okupacji, natknęłyśmy się z Iryną Dowhań na kolumnę spalonych samochodów stojącą na drodze z Łypiwki do Koroliwki, wsi w rejonie buczańskim obwodu kijowskiego. Wraki aut stały wzdłuż drogi jeden za drugim. Obok nich leżały zastrzelone psy. Potem, gdy podeszłyśmy bliżej, zobaczyłyśmy rzeczy osobiste pasażerów - rozrzucone opakowania z jedzeniem dla dzieci, ubrania, kobiece kosmetyki. Z lękiem zaglądałyśmy do wnętrza kolejnych spalonych pojazdów, mając do końca nadzieję, że nie będzie tam ludzkich szczątków. Niestety zobaczyłyśmy kilka garści poczerniałych kości. Jak się okazało później, to było wszystko, co pozostało po dwojgu dorosłych i dziecku - mówiła na konferencji Monika Andruszewska, koordynatorka projektu w Centrum Dokumentowania Zbrodni Rosyjskich w Ukrainie im. Rafała Lemkina w Instytucie Pileckiego.

REKLAMA

- Kości to wszystko, co zostało po dziadku, mamie i małym chłopczyku - mówiła. - To pokazuje, w jak cyniczny sposób Rosja prowadzi wojnę i że to wojna także z ludnością cywilną - tłumaczyła. Dodała, że  rosyjskie wojsko obiecywało cywilom stworzenie korytarza, a za chwilę ich zabiło i to w sposób zaplanowany.

Niewiele brakowało, a ślady zbrodni zniknęłyby. Ludzie, którzy byli w konwoju, rozjechali się po Ukrainie. Wracali za pewien czas, bo na przykład potrzebowali leczenia. Poszukiwanie świadków trwało długo.

Jak mówiła portalowi PolskieRadio24.pl Iryna Dowhań, wszyscy świadkowie zauważali, że po pewnym czasie stało się dla nich jasne, iż ta zbrodnia była zaplanowana i celowa. Gromadzono samochody dotąd, aż zebrało się ich więcej. Żołnierze rosyjscy, którzy je przeszukiwali, bardzo dokładnie tłumaczyli, że muszą jechać bardzo wolno, nie mogą się wyprzedzać, nie mogą rozciągać kolumny, a w razie ostrzału - mają się zatrzymać.

Do tego, jak mówiła, część osób musiała wypełzać, by wyjść spod ostrzału. Jedna z osób, która wstała, została zastrzelona - opowiadała. Dlatego reszta pełzła do ukraińskiego posterunku, nie było to daleko. Najpewniej Rosja chciała przekazać światu, że to Ukraińcy ostrzelali swoich.

REKLAMA

Świadkowie tragedii

Dwie z kobiet, które jechały konwojem, przyjechały do Warszawy na prezentację raportu.

Tetiana Syczewska była świadkiem tej straszliwej zbrodni. Wraz z rodziną próbowała wyjechać w ostrzelanej kolumnie samochodów cywilnych. W ataku na konwój straciła męża i synową, która podczas ostrzału zasłoniła swoje dziecko własnym ciałem.

Jak mówiła, miała tak wspaniałą rodzinę. - Wszystko zniszczyła Rosja. Łzy nigdy nie przestaną płynąć mi do oczu - mówiła.

Portalowi PolskieRadio24.pl powiedziała, że Rosjanie przeszukali samochody, wiedzieli, że nie ma tam uzbrojenia. - Utrata bliskich - to najstraszniejsze - podkreśliła. - Straszny ból, straszne nieszczęście - mówiła.

REKLAMA

Natalia Hulak z Makariwa również jechała w konwoju. Ranni zostali jej syn i jego partnerka. Nie mogła nic zrobić - wspominała. Z tyłu paliły się samochody. Synowa była cała we krwi. Syn stracił kawałek pleców - do końca życia będzie inwalidą. Wnuk bardzo mocno przeżywa to psychologicznie.

Portalowi PolskieRadio24.pl powiedziała, że nie wiedziała, iż będzie 14 samochodów. Wiedziała o 4 pojazdach - jej rodziny i pani Tetiany. Rosjanie przetrzymywali ich jednak dobę. I w sumie zebrało się 14 pojazdów. W autach, jak mówiła, były całe rodziny. - Teraz wszyscy starają się o wszystkim zapomnieć, bo ciężko żyć, ciężko to wspominać - mówiła. - Leciały pociski, wybuchały samochody - mówiła.

***

Więcej w raporcie "Nie zabijamy cywilów. Zielony korytarz w Łypiwce jako pułapka rosyjskich wojsk okupacyjnych".  Jest dostępny w trzech językach - angielskim, rosyjskim, ukraińskim.

REKLAMA

Raport został przygotowany przez zespół Centrum Dokumentowania Zbrodni Rosyjskich w Ukrainie im. Rafała Lemkina w Instytucie Pileckiego, dokumentuje przebieg ataku wojsk rosyjskich na kolumnę ewakuacyjną pojazdów cywilnych. Zawiera 22 indywidualne świadectwa osób, którym udało się przeżyć.

***

Czytaj także:

***

REKLAMA

Źródła: PolskieRadio24.pl, agkm/kor

Raport Instytutu Pileckiego Raport Instytutu Pileckiego

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej