Po okupacji Rosji. Świadek: wioski płonęły, ludzie byli czarni

– Gdy przyjechaliśmy, wioski płonęły, ludzie byli czarni, bo tygodnie okupacji spędzili w piwnicach. W obwodzie chersońskim, gdzie okupacja trwała dłużej, ogromnie wiele kobiet i mężczyzn zostało zgwałconych. O ukaranie winnych walczę każdego dnia. Mam nadzieję, że gdy mnie nie będzie, dziennikarze będą walczyć o ujawnienie zbrodni i sprawiedliwość. Mam nadzieję, że nie zostawicie moich słów ot tak – mówi w rozmowie z Polskim Radiem pani Iryna.

2025-02-23, 19:35

Po okupacji Rosji. Świadek: wioski płonęły, ludzie byli czarni
Rosjanie okupowali część obwodu kijowskiego przez około miesiąc. I tylko w części tego obszaru, rejonie buczańskim, popełnili 9 tysięcy zbrodni.Foto: Instytut Pileckiego

Kiedy 10 lat temu Rosja zaczęła wojnę z Ukrainą, Iryna Dowhań, mieszkanka Donbasu, była więziona i torturowana za to, że czuła się Ukrainką, np. za wożenie żywności ukraińskim wojskom. Było to w 2014 roku. Po tym, gdy ją uwolniono, z Donbasu przeniosła się do Mariupola, a potem do jednej z podkijowskich miejscowości.

W 2024 roku wojna dotarła także tam. Wówczas Iryna Dowhań pojechała na front jako sanitariuszka. Musiała jednak wrócić do domu, bo doznała urazu i nie była w stanie chodzić.

- Rosyjska armia podeszła do mojej wsi w obwodzie kijowskim. Była około 10 km dalej. Gdy ukraińska armia odparła Rosjan, chciałam w jakiś sposób być użyteczna. Zadzwoniła do mnie Monika Andruszewska. Mówiła: "Jedźmy na tereny zwolnione spod okupacji" - wspomina Iryna Dowhań w rozmowie z portalem polskieradio24.pl. I tam zaczęły zbierać dokumentację rosyjskich zbrodni dla Centrum Łemkina w Instytucie Pileckiego.

Pani Iryna Dowhań Pani Iryna Dowhań

Czarne twarze

Grupa dokumentatorek dotarła na tereny okupowane tuż po wyzwoleniu.

- Wjeżdżaliśmy do tych wiosek, kiedy jeszcze płonęły, bo palono domy, kiedy ludzie byli czarni na twarzach, bo przez miesiąc siedzieli w piwnicach bez jedzenia, bez wody - wspomina.

- I szliśmy razem przez te wioski. A nie można było nigdzie zejść na bok, bo wszystko było zaminowane. A my, no cóż, rozmawiałyśmy z ludźmi. Monika powiedziała, że musimy wszystko nagrywać, dokumentować, i zaczęliśmy rozmawiać z ludźmi - dodaje.

Wszędzie działy się straszne rzeczy.

- Znaleźliśmy zastrzelonego cywila, który leżał na stercie obornika. A wcześniej rozmawialiśmy z jego żoną, która powiedziała: "Ja mam nadzieję, że on żyje". Nie żył - mówi dokumentatorka.

Konwój w Łypiwce: ostrzelano samochody z cywilami

W pewnym momencie kobiety dowiedziały się o konwoju spalonych samochodów cywilnych na pobliskiej drodze.

- Powiedziano nam, że w sąsiedniej wiosce są spalone samochody, zatem Monika i ja pojechałyśmy tam i zobaczyłyśmy ten horror. To było naprawdę straszne  - wspomina.

Konwój w Łypiwce - to miał być zielony korytarz dla ukraińskich cywilów. Okazał się pułapką, w którą ich zapędzono. Tam ich ostrzelano.

Iryna Dowhań wspomina, że na miejscu, gdy przyjechały, zobaczyły straszny widok. Rozrzucone pieluchy dla niemowląt, jedzenie dla dzieci, martwe zwierzęta, odzież, kurtki wesołego koloru.

- Pomyślałam: gdzie są sami ludzie, gdzie są kobiety, które były ubrane w te kurtki? Znaleźliśmy również kości. Zrozumieliśmy, że tam spalono ludzi żywcem. Ale w pobliżu nie było nikogo, były tylko te spalone samochody. Zatem szukałyśmy w sąsiednich wsiach kogoś, kto wiedział, co się stało. I znaleźliśmy kierowcę ostatniego busa konwoju, miejscowego, który zdecydował się wtedy przewieźć nim kobiety i dzieci. I powiedział nam przynajmniej trochę o tym, co się działo - mówi.

Mężczyzna opowiedział, jak Rosjanie gromadzili samochody, jak w końcu kazali im wyruszać i je zniszczyli.

- A wszyscy, którzy przeżyli ten atak, pełzli. Pełzli przez te 400 metrów do ukraińskiego posterunku wojskowego. Bo jeden człowiek, który przeżył ostrzał, wyskoczył z płonącego samochodu, ale wstał - to zastrzelił go snajper - mówi.

- Wtedy ludzie, przekonawszy się, że strzelają do nich, nie podnosili głowy, czołgali się, przez te około 400 metrów. I jedno dziecko, które nie było ranne, ciągnęło za sobą drugie dziecko, które było ranne. Opowiedzieli mi, jak to dziecko powiedziało: "Musisz pełzać, musisz pełzać". A potem wolontariusze rozwozili rannych do szpitali od Winnicy po Żytomierz, w bezpieczniejsze miejsca. A czasem do innych krajów, gdzie kontynuowali leczenie, bo Ukraina była w stanie wojny. I tak ci ludzie rozjechali się po całym świecie - opowiada Iryna Dowhań.

- Trzeba było czekać, aż świadkowie pojawią się z powrotem. Przeprowadziliśmy z nimi wywiady, zebraliśmy świadectwa. I zachowaliśmy tę straszną pamięć. Ponieważ ukraińscy śledczy prokuratury byli zaangażowani w badania licznych zbrodni, to kolumna samochodów w Łypiwce była generalnie bardzo słabo udokumentowana przez Ukrainę - dodaje.

- Do tego, ci, którzy wrócili, zabrali spalone samochody. Te samochody nie zniknęły od razu. Najpierw stał tam cały konwój, przyjechaliśmy kilka miesięcy później i były tam dwa, trzy samochody, a potem - zabrali je wszystkie - mówi.

Celowo posłano ich na śmierć

Jak zauważa pani Iryna, w przypadku konwoju w Łupiwce prawie każda z osób zwróciła uwagę na jedną rzecz: z biegiem czasu zdała sobie sprawę, że wszystko było zaplanowane, a Rosjanie celowo wysłali ich wszystkich na śmierć.

- To jest to, co powiedziała prawie każda osoba. Bo na początku, nie wszyscy to zrozumieli. A potem poskładali ich słowa razem: nie możesz jechać szybko, nie możesz wyprzedzać i nie możesz zawrócić. Poskładali to wszystko w całość i zdali sobie sprawę, że wszyscy zostali wysłani na śmierć. Ale przecież były to samochody z kobietami i dziećmi… - mówi.

Do tego przygotowanie takich ostrzałów - też nie było to proste.

- W ogóle nieproste. My znaleźliśmy drogę, którą jechały te trzy pojazdy wojskowe z Andrijiwki. Znaleźliśmy miejsce, gdzie stały. Rosjanie wybrali takie miejsce, bo je znali: gdzie nie ma drzew blokujących drogę. I stamtąd doskonale widzieli wszystkie te samochody, kolumnę. Tam stanęli i zaczęli strzelać. Wszystko było w pełni przygotowane - mówi pani Iryna.

Przemoc seksualna

W Centrum imienia Łemkina powstał także raport na temat przemocy seksualnej. - Gdy wyzwolono obwód chersoński, okazało się, że liczba zgwałconych ludzi jest niesamowicie duża  - wskazuje nasza rozmówczyni.

Jak dodaje, obwód chersoński był pod okupacją dłużej. - Dla Rosjan jedną z metod torturowania, poniżania i niszczenia Ukraińców jest przemoc seksualna. Stosowali ją i stosują - zaznacza.

Takie przypadki, jak mówi, były też w obwodzie kijowskim: w Hawronszczynie, w Andrijiwce, w Makariwie. Ale tam okupacja trwała miesiąc - a w obwodzie chersońskim okupacja trwała prawie rok. Przez rok zgwałcono wiele kobiet, mężczyzn - mówi Iryna Dowhań.

Podkreśla, że trzeba o tym mówić. To trudny temat. Jednak ludzie, którzy dopuszczają się zbrodni, powinni być ukarani. - Nie wiem, czy tego dożyję - mówi pani Iryna. - Ale robię wszystko, by ponieśli karę - dodaje.

Jak podkreśla, być może świat będzie w stanie przestać używać przemocy seksualnej jako broni.

- Każdego dnia pracuję nad tym, aby zostali ukarani. Mam nadzieję, że może wy, dziennikarze, nie zostawicie tych moich słów tak po prostu i kiedy mnie już nie będzie, będziecie dalej toczyć walkę o to, by przestępcy byli karani za zbrodnie - podkreśla.

Zbrodnie w obwodzie kijowskim

W dniu pełnoskalowej inwazji na Ukrainę w 2022 roku część oddziałów Rosji ruszyła na Kijów przez Białoruś. Ogromna kolumna wojsk ruszyła na obszary na północ od Kijowa.

W marcu 2022 roku zdobyto Buczę. Według ustaleń podanych przez Prokuraturę Generalną Ukrainy tylko w rejonie buczańskim obwodu kijowskiego, po zwolnieniu go spod okupacji Rosjan odnotowano ponad 9000 zbrodni wojennych popełnionych przez armię rosyjską podczas okupacji. Zginęło ponad 1700 cywilów, w tym około 700 w Buczy. To nie ostateczny bilans. W zeszłym roku śledczy Andrej Nebytow mówił, że odkryto sale tortur z ludźmi postrzelonymi w tył głowy, stosy spalonych ciał, ciała martwych ludzi leżące na ulicy.

Do tego dochodzą ofiary z pozostałych obszarów obwodu kijowskiego, a także innych okupowanych obszarów Rosji, w tym obwodu chersońskiego.

***

Iryna Dowhań przyjechała w tych dniach do Warszawy, by wziąć udział w prezentacji raportu "Nie zabijamy cywilów. Zielony korytarz w Łypiwce jako pułapka rosyjskich wojsk okupacyjnych", przygotowanego wcześniej przez Centrum Dokumentowania Zbrodni Rosyjskich w Ukrainie im. Rafała Lemkina Instytutu Pileckiego. Łypiwka znajduje się w obwodzie kijowskim, nie tak daleko od Buczy czy Irpinia. Z relacji świadków wynika: Rosjanie umyślnie zgromadzili konwój aut cywilnych i na krótkim odcinku, jaki samochody miała do pokonania do terenów kontrolowanych przez Ukrainę, ostrzelali je z artylerii. Ludzie płonęli w samochodach żywcem. Jednak o zbrodni nikt by się nie dowiedział, gdyby nie dokumentatorki, które wcześniej zbierały świadectwa w Centrum Łemkina.

Czytaj także: 

Źródła: PolskieRadio24.pl/agkm/kor

Polecane

Wróć do strony głównej