"Szanse na broń nuklearną bliskie zeru". Były ambasador wskazuje cel Dudy
- Tu nie chodzi tak naprawdę o to, czy my tę broń dostaniemy, bo to jest bliskie zera. Natomiast chodziło o zmuszenie do zastanowienia się, czy faktycznie wycofywanie się USA z Europy podniesie poziom stabilności i zmniejszy listę problemów z punktu widzenia Białego Domu, czy zwiększy - powiedział w Polskim Radiu 24 Bartosz Cichocki, były ambasador RP w Kijowie.
2025-03-13, 13:00
- Gościem Krzysztofa Grzybowskiego w Polskim Radiu 24 w czwartek (13.03) o godz. 10:09 był Bartosz Cichocki (były ambasador RP w Kijowie)
Prezydent Andrzej Duda wezwał Stany Zjednoczone do rozmieszczenia w Polsce broni nuklearnej. W wywiadzie dla brytyjskiego dziennika "Financial Times" prezydent wyjaśnił, że miałoby to odstraszyć Rosję przed ewentualną agresją.
Posłuchaj
"Naturalne reakcje państwa, które czuje się zagrożone"
- Wypowiedź prezydenta Andrzeja Dudy o rozmieszczeniu amerykańskiej broni nuklearnej w Polsce i wizyta premiera Donalda Tuska w Turcji to są naturalne reakcje państwa, które poczuło się zagrożone po wypowiedziach Donalda Trumpa, ale i głosach z jego otoczenia, że Stany Zjednoczone już nie będą bronić Europy i że to Europa ma sama wziąć swoje bezpieczeństwo w swoje ręce - powiedział były ambasador Bartosz Cichocki.
Gość Polskiego Radia 24 uważa, że celem prezydenta było "wysłanie publicznego sygnału zaniepokojenia i zmuszenie opinii publicznej w Stanach Zjednoczonych, czy w ogóle społeczności transatlantyckiej, do przemyślenia procesu transformacji USA z sojusznika w arbitra".
- Chodziło o takie trochę wstrząśnięcie. Tu moim zdaniem nie chodzi tak naprawdę o to, czy my tę broń dostaniemy; to jest bliskie zera. Natomiast chodziło o zmuszenie do zastanowienia się, czy faktycznie wycofywanie się USA z Europy podniesie poziom stabilności i zmniejszy listę problemów z punktu widzenia Białego Domu, czy zwiększy. Andrzej Duda sugeruje, że Stany Zjednoczone, wycofując się z Europy, będą miały jeszcze więcej wyzwań i problemów na arenie międzynarodowej - powiedział gość Polskiego Radia 24.
REKLAMA
Bartosz Cichocki skomentował też słowa Władysława Kosiniaka-Kamysza. Wicepremier i minister obrony narodowej rozmawiał w Paryżu ze swoimi odpowiednikami z Francji, Niemiec, Włoch i Wielkiej Brytanii. Tematem obrad - realizowanych w formacie Europejskiej Piątki - było wsparcie dla Ukrainy i dozbrajanie Europy. "Olbrzym się obudził, Europa się obudziła" - powiedział na konferencji prasowej po spotkaniu Kosiniak-Kamysz.
Europa zaczyna poważnie traktować obronność i bezpieczeństwo
- Widać już daleko posunięte decyzje i dobrze, że Europa zaczyna poważnie traktować obronność i bezpieczeństwo, natomiast diabeł tkwi w szczegółach. Widzimy kontrowersje, widzimy mocną krytykę ze strony opozycji, co do drogi, która została zaproponowana. Mnie by się marzyło, żeby takie decyzje, w takich obszarach jak obronność, były uzgadniane w kręgu wszystkich partii, bo dzisiaj rządzi taka większość, za jakiś czas może rządzić inna większość, potem jeszcze inna, a my musimy mieć kontynuację, bo to są wieloletnie programy, to jest kierunek wyznaczany na pokolenia - podkreślił Cichocki.
Tarcza Wschód - flagowy unijny projekt
Były ambasador skomentował też środowe głosowanie w Parlamencie Europejskim, który uznał Tarczę Wschód za flagowy unijny projekt wzmacniający bezpieczeństwo. Deputowani przyjęli poprawkę zgłoszoną przez Europejską Partię Ludową do rezolucji poświęconej obronności. Europosłowie PiS głosowali przeciwko rezolucji, twierdząc, że wzmocni ona niemiecki przemysł. Prezes PiS Jarosław Kaczyński tłumaczył we wpisie w mediach społecznościowych, że Unia Europejska chce ograniczyć suwerenność Polski w zakresie obronności.
- Każda ze stron pewnie ma ileś tam racji, argumentów na swoją korzyść, natomiast nie ulega wątpliwości, że w Unii Europejskiej poszczególne państwa mają różne interesy. Ja nie bardzo jestem pewien tego, że jeśli uwspólnotowimy decyzje co do rozwoju zdolności wojskowych, co do użycia sił, to że będzie zgoda na to, żeby to się rozwijało w takim kierunku, jak chce Polska - stwierdził Cichocki.
REKLAMA
Podkreślił, że nasz kraj należy do tych państw, które wydają zdecydowanie najwięcej na obronność w Unii Europejskiej, "ale niektóre państwa odmawiają w ogóle uznania tego, że Europie zagraża napaść konwencjonalna. One twierdzą, że należy rozwijać zdolności antyterrorystyczne i takie ekspedycyjne. No to są trudne do pogodzenia punkty widzenia i zgadzam się, że powinniśmy tutaj rezerwować sobie jednak duże pole do samodzielności - ocenił.
Kluczowy jest czas
Były ambasador zwrócił też uwagę na kwestię, jak konkretnie ten mechanizm finansowy na zbrojenia będzie funkcjonował w praktyce. - Czy to się nie skończy tak, jak rok temu, że wszystkie unijne pieniądze wylądują i tak u niemieckiego, francuskiego, włoskiego czy hiszpańskiego producenta. A ta przepaść między naszym przemysłem obronnym a zachodnimi będzie się tylko powiększała. Wojna w Ukrainie pokazuje, że trzeba mieć swój własny przemysł, swoją własną produkcję amunicji, pancerza, innych zdolności, bo [liczy się] czas, który w przypadku jakiejś katastrofy, napaści będziemy musieli stracić na wybłaganie u kogoś wsparcia, na pokonanie jakichś politycznych czy psychologicznych barier, ale też zwykłych wyzwań logistycznych. Ten czas może zaważyć o sukcesie lub klęsce - podkreślił.
W opinii gościa Polskiego Radia 24 "trzeba bardzo uważnie dopilnować systemu wydawania unijnych pieniędzy". - Chodzi o to, żeby to się nie skończyło tak, że niemiecki koncern zbrojeniowy Rheinmetall, włoski Leonardo czy francuski Thales jeszcze bardziej się bogacą i jeszcze bardziej monopolizują rynek, a na końcu okazuje się, że nie są w stanie dostarczyć części zamiennych do czołgów Leopard albo amunicji do czołgów, bo jakaś fabryka w Grecji robi raptem 30 wieżyczek rocznie - powiedział.
Działania Trumpa wobec Ukrainy i Rosji. Nowa era dyplomacji
Bartosz Cichocki mówił też o działaniach administracji Trumpa wobec Ukrainy i Rosji. Jego zdaniem "obserwujemy zmierzch tradycyjnej dyplomacji". - Do historii dyplomacji przejdzie pewnie ta kłótnia w Gabinecie Owalnym, gdzie dwaj przywódcy, reprezentujący tę nową erę dyplomacji, czyli Donald Trump i Wołodymyr Zełenski, bardziej polegają na swojej intuicji, w jakiś sposób są może nawet uzależnieni od takiego bezpośredniego dialogu ze swoimi wyborcami, wywołali właściwie poważny kryzys. Tendencja do podejmowania jednostronnie, bez zapowiedzi, tak radykalnych decyzji, jak np. zawieszenie pomocy wojskowej dla Ukrainy, to jest właśnie przejaw tej nowej jakości - czy w zasadzie nowego braku jakości - w stosunkach międzynarodowych. To obserwujemy też w polityce wewnętrznej różnych krajów - to narastanie polaryzacji i konfrontacji. Takie debaty skupione na jakichś trzeciorzędnych sprawach, to jest ta era Twittera, Facebooka czy Instagrama - ocenił były ambasador.
REKLAMA
Źródło: Polskie Radio 24/paw/kor
REKLAMA