"Wpadł w chorobę i umarł". Pijacki psikus magnata zakończył się tragedią

Karol Stanisław "Panie Kochanku" Radziwiłł słynął nie tylko z bogactwa i barwnego, hulaszczego życia, ale także z zamiłowania do mało wyrafinowanych psot. Okładanie znienacka kijem kompanów czy wylewanie im wina za kołnierz było niczym przy dowcipie, który sprawił Antoniemu Michałowi Pacowi. Szlachcic figiel swojego przyjaciela przypłacił życiem.

Tomasz Horsztyński

Tomasz Horsztyński

2025-04-01, 07:30

"Wpadł w chorobę i umarł". Pijacki psikus magnata zakończył się tragedią
"Uczta u Radziwiłła" pędzla (prawdopodobnie) Aleksandra Orłowskiego. I poł. XIX w.Foto: Cyfrowe MNW/dp

Książę Karol Stanisław Radziwiłł należał z najbardziej znanych magnatów XVIII wieku. Już za życia był postacią legendarną. Swój przydomek "Panie Kochanku" zawdzięczał zwrotowi, jakiego używał w stosunku do rozmówców. Przez hulaszczy tryb życia, hojność, rubaszność i zapalczywość, a równocześnie patriotyczną działalność polityczną stawiany był jako wzorowy przedstawiciel kultury sarmackiej.

"Pijak, mało różniący się od szalonego"

Jedni oceniali go jako oddanego ojczyźnie patriotę, podkreślali uczestnictwo w konfederacji barskiej, inni zwracali uwagę na jego mniej godne pochwały przymioty. Do tych drugich należał pamiętnikarz i historyk, ksiądz Jędrzej Kitowicz (1728-1804), któremu zawdzięczamy m.in. opis obyczajów za czasów króla Augusta III.

"Pijak, z natury mało różniący się od szalonego, a po pijanemu w cale [całkiem – przyp. red] szalony" – oceniał księcia duchowny. I dodawał na potwierdzenie swoich słów: "Nic to było u niego strzelić w łeb człowiekowi jak psu". Według Kitowicza "Panie Kochanku" wyróżniał się "najszkaradniejszymi akcyjami" czynionymi "po pijanu".

Czytaj także:

"Tak szczodry w podarki, jak obfity w psoty"

Poza rozpustą, jak pisał pamiętnikarz, "drugą zabawą jego pijaństwa były żarty", których ofiarą padali współbiesiadnicy księcia.

"Skropić kijem z tyłu nieznacznie, pijącemu przybić kielich do gęby aż do zachłystnienia, nalać z tyłu na kołnierz wina leniwo pijącemu, dwom rozmawiającym z sobą z bliska zetchnąć głowy silnie aż do wytryśnienia guzów na czołach", a do tego sprośne figle "z obrazą wstydu białej płci" - to było, jak notuje Kitowicz, "najmilszą zabawą Radziwiłła".

Ponoć trudno było znaleźć uczestnika tych pijatyk, którego nie spotkały podobne "obrywki". Wszyscy tolerowali jednak poczucie humoru "Panie Kochanku", bowiem żartowniś był nie tylko potężnym magnatem, z którym dobrze było dobrze żyć, ale i "tak szczodry w podarki, jak obfity w psoty". Innymi słowy kompanom opłacało się zakończyć imprezę z guzem na czole czy winem za kołnierzem, a przy tym bogatszym, np. o konia z rzędem, pistolet, zegar, a nawet wieś.

Książę Karol Stanisław Radziwiłł "Panie Kochanku". Nieznany autor (wg. K. Aleksandrowicza), I poł. XIX wieku. Fot. Cyfrowe MNW Książę Karol Stanisław Radziwiłł "Panie Kochanku". Nieznany autor (wg. K. Aleksandrowicza), I poł. XIX wieku. Fot. Cyfrowe MNW

O jeden żart za daleko

Jednak w pewnym momencie nasz XVIII-wieczny "król prima aprilis" przeszacował odporność psychiczną swoich współbiesiadników na psikusy. "Najgorszy i najokropniejszy żart" wywinął Antoniemu Michałowi Pacowi, pisarzowi wielkiemu litewskiemu, "wielkiemu swemu faworytowi i wszelkich rozpust swoich nieodstępnemu koledze" w 1774 roku.

REKLAMA

Pac, gdy zbrzydły mu kolejne żarty Radziwiłła, zagroził księciu pojedynkiem. "Panie Kochanku", udając, że go ta groźba rozgniewała, a chcąc nastraszyć kompana, kazał go aresztować, zakuć w kajdany i wsadzić do lochu. Następnego dnia ubranego w "śmiertelną koszulę" przeznaczoną dla skazanych na śmierć wyprowadzono na plac w asyście kata i księdza.

Przerażeni kompani błagali Radziwiłła o litość nad współbiesiadnikiem, błagał go i Pac. Nic to nie dało. Magnat "udając zapalczywą cholerę i czyniąc się głuchym na wszystkie prośby", kazał przyjacielowi szykować się na śmierć. Gdy Pac pogodził się z losem i poprosił o spowiedź, Radziwiłł "syt żartu" podskoczył do Paca "z miłym uśmiechnieniem" i oznajmił mu, że to był tylko dowcip. "A widzisz! Ja ciebie lepiej nastraszył niż mię ty pojedynkiem!" – rzucił magnat i poprowadził Paca na pokoje, gdzie kontynuowano biesiadę.

"Panie Kochanku" zgodnie ze swym zwyczajem wynagrodził kompanowi ten żart i ofiarował mu "wielkie prezenta". Niestety pisarz wielki litewski niedługo mógł się z tego zadośćuczynienia cieszyć.

Istny rollercoaster emocjonalny połączony z pijatyką to dla organizmu niemłodego już Paca (miał prawdopodobnie ponad 50 lat, co było wówczas niezłym osiągnięciem, zwłaszcza przy takim trybie życia) było za wiele. Kompan Radziwiłła, jak pisał Jędrzej Kitowicz, "wpadł w chorobę i trzeciego dnia umarł".

REKLAMA

Źródła: Polskie Radio

Z. Kuchowicz, Anegdoty, facecje i sensacje obyczajowe XVII i I-szej poł. XVIII wieku, 1962.

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej