"Naszych kolegów nigdzie nie ma". Posłuchaj wspomnień ocalonych z Katynia
- Nadchodziły listy z kraju z zapytaniami o jeńców, którzy nie znajdowali się w naszym obozie. Gdy pytaliśmy enkawudzistów, dlaczego ci jeńcy nie piszą [listów], odpowiadali, że pewnie dlatego, że nie chcą pisać – wspominał na antenie Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa w 1963 roku gen. Jerzy Wołkowicki, jeden z nielicznych Polaków, którzy przeżyli zbrodnię katyńską.

Tomasz Horsztyński
2025-04-13, 05:47
Z około 15 tysięcy polskich jeńców obozów w Ostaszkowie, Starobielsku i Kozielsku sowieccy zbrodniarze wiosną 1940 roku nie zamordowali jedynie 395. Liczba ta stanowi mniej niż trzy proc. osadzonych. Nie we wszystkich przypadkach znana jest przyczyna decyzji podjętej przez NKWD.
Około 100 osób przeżyło, ponieważ zgodziło się na współpracę z Sowietami dobrowolnie lub zostało do niej zmuszonych. W pozostałych przypadkach sprawa albo do dziś jest niejasna, albo wiążę się z indywidualnymi, często zaskakującymi historiami.
Współpraca z wrogiem
Wśród tych, którzy podjęli się współpracy z sowieckimi służbami był generał (wówczas podpułkownik) Zygmunt Berling. Były legionista został zwerbowany przez NKWD w obozie w Starobielsku. W radiowych wspomnieniach z 1976 roku mówił, że pod koniec kwietnia 1940, gdy mord na jeńcach wciąż trwał, osadzeni otrzymali arkusze ankietowe, w których mieli zaznaczyć, gdzie chcieliby się udać po rozwiązaniu obozu.
- Sześćdziesięciu czterech zgłosiło chęć pozostania w Związku Radzieckim. Wśród nich znalazłem się i ja – słyszymy w archiwalnej radiowej rozmowie.
REKLAMA
Posłuchaj
Berling po pobycie w obozach w Pawliszczew-Borze i Griazowcu trafił do willi NKWD pod Moskwą, gdzie pomagał w weryfikacji osób, które również wyraziły chęć współpracy z ZSRS. Po zawarciu układu Sikorski-Majski latem 1941 roku został szefem sztabu 5 dywizji piechoty w Armii Andersa. Po ewakuacji polskich oddziałów w 1943 roku pozostał w Związku Sowieckim. Stał na czele podporządkowanej Armii Czerwonej 1. Dywizji Piechoty im. T. Kościuszki oraz Armii Polskiej w ZSRS.
"Nie przyszło mi do głowy, że to może być egzekucja"
Prawdopodobnie ze względu na posiadaną wiedzę losu większości swoich kolegów nie podzielił ekonomista prof. Stanisław Swianiewicz. Naukowiec był ekspertem od gospodarki i ekonomii III Rzeszy.
Znajdował się w transporcie śmierci ze Starobielska do Gniezdowa. Tam niespodziewanie został zatrzymany i nie ruszył w dalszą kilkukilometrową drogę na miejsce kaźni w Lesie Katyńskim. Przez otwór w ścianie wagonu obserwował, jak jego koledzy są umieszczani w samochodach więziennych z zamalowanymi oknami i wywożeni w nieznanym kierunku. W audycji Radia Wolna Europa z 1961 roku wspominał:
REKLAMA
- Zastanawiałem się nad tym, na czym ta operacja polegała. Było dla mnie jasne, że miejsce, do którego wożono moich kolegów, znajdowało się gdzieś niedaleko, prawdopodobnie w odległości kilku kilometrów. Dlaczego w ten piękny, wiosenny dzień nie kazano im maszerować, jak zwykle to czyniono przy transportach do poprzednich miejscowości? Dlaczego te nadzwyczajne środki ostrożności, dlaczego bagnety na karabinach eskorty? Na to pytanie nie miałem odpowiedzi, lecz wówczas wśród blasków owego wiosennego dnia nie przyszło mi do głowy, że przecież to może być egzekucja – mówił.
Posłuchaj
Naukowiec był następnie więziony w Smoleńsku i na moskiewskiej Łubiance. Oskarżony o szpiegostwo (przed wojną prowadził również badania nad gospodarską ZSRS) został skazany na osiem lat łagru, ale dzięki zabiegom dyplomatycznym wyszedł po dwóch latach i opuścił Związek Sowiecki z Armią Andersa. Resztę życia spędził na emigracji.
"Zazdrościłem szczęśliwym kolegom, którzy wyjechali za druty"
Pochodzący z hrabiowskiej rodziny malarz, eseista, pisarz Józef Czapski został wyciągnięty z obozu w Starobielsku przez wstawiennictwo przedstawicieli polskiej i europejskiej arystokracji, którzy przez ambasadę niemiecką (wciąż obowiązywał niemiecko-sowiecki sojusz) interweniowali w jego sprawie. Sam Czapski dowiedział się o tym tuż przed śmiercią w latach 90.
REKLAMA
W audycjach Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa wspominał o kłamstwach stosowanych przez władze obozowe w Starobielsku, których celem było uspokojenie polskich jeńców i przekonanie ich, że planowana likwidacja obozu wiążę się np. z przeniesieniem osadzonych za granicę, by mogli kontynuować walkę z Niemcami.
Posłuchaj
- Gdy tak wysyłano grupę za grupą, ja zostawałem sam z moimi przyjaciółmi, słaniałem się po pustych barakach, wysiadywałem na słońcu, na pustym, udeptanym przez tysiące nóg placu – mówił Józef Czapski. - Jakże zazdrościłem szczęśliwym kolegom, którzy wyjechali za druty w daleki, szeroki świat.
Nikt wówczas nie przypuszczał, że jeńcy, którzy radośnie opuszczali obóz, jechali na egzekucję.
REKLAMA
Czapski wyjechał ze Starobielska w jednym z ostatnich transportów. Trafił do obozów w Pawliszczew-Borze i Griazowcu. Tam pozwolono jeńcom na prowadzenie korespondencji z rodziną. Docierały do niego również zapytania o oficerów, którzy zostali wcześniej wywiezieni ze Starobielska, ale najbliżsi nie mieli z nimi kontaktu.
- Zaczęliśmy wtedy pomalutku spisywać wszystkie nazwiska kolegów, o których nie wiedzieliśmy, gdzie są. I naturalnie pisaliśmy także do Polski, że Tadka nie znamy, Władka nie widzieliśmy itd. Nic wyraźnego powiedzieć nie mogliśmy, ale już wtedy mieliśmy listy zaginionych naszych kolegów – mówił Józef Czapski w radiowej audycji.
Posłuchaj
Po układzie Sikorski-Majski, gdy z polskich jeńców, więźniów i osadzonych w łagrach zaczęto tworzyć Armię Andersa, Czapski dotarł do Buzułuku, gdzie stacjonował sztab tej armii. - I wtedy dopiero uświadomiliśmy sobie, że naszych kolegów nie ma nigdzie. Nic nie można było się dowiedzieć o tej kadrze – wspominał.
REKLAMA
Na polecenie gen. Władysława Andersa Józef Czapski prowadził poszukiwania polskich oficerów, ale władze ZSRS unikały rozmowy lub udzielały mu wymijających odpowiedzi. Gdy 13 kwietnia 1943 roku Niemcy ogłosili odnalezienie grobów w Lesie Katyńskim, przebywał z Armią Andersa w Iranie.
Bohater narodowy Rosji
Z kolei gen. Jerzy Wołkowicki ocalenie ze zbrodni katyńskiej zawdzięczał prawdopodobnie sławie, jaką cieszył się w Rosji. W początkach XX wieku służył w armii carskiej, a w 1905 roku wziął udział w wojnie rosyjsko-japońskiej. Uczestniczył w przegranej bitwie pod Cuszimą i wraz z innymi młodszymi oficerami sprzeciwił się kapitulacji rosyjskiej floty. Za swoją postawę został odznaczony orderem św. Jerzego i stał się bohaterem narodowym w Rosji.
W audycji Radia Wolna Europa z 1963 roku stwierdził, że być może właśnie to "było powodem miększego ustosunkowania się" do niego przez "wysokie figury". W 1940 roku znalazł się w obozie w Kozielsku, a następnie w Pawliszczew-Borze i Griazowcu, gdzie jako najwyższy stopniem oficer objął dowództwo nad pozostałymi polskimi jeńcami.
Jak przyznał, w początkach 1941 roku, gdy zezwolono na wymianę listów z rodzinami, zaczęto się niepokoić o los pozostałych kolegów, z którymi nie mieli kontaktu.
REKLAMA
Posłuchaj
- Nadchodziły listy z kraju z zapytaniami o jeńców, którzy nie znajdowali się w naszym obozie. Gdy pytaliśmy enkawudzistów, dlaczego ci jeńcy nie piszą, odpowiadali, że pewnie dlatego, że nie chcą pisać. Wtenczas ja zebrałem 30 takich nazwisk. Napisałem krótkie pismo do NKWD w Moskwie i posłałem te nazwiska. Odpowiedzi nigdy nie otrzymałem – wspominał generał.
Jerzy Wiłkomirski opuścił ZSRS z Armią Andersa i do końca życia mieszkał na emigracji.
Serwis specjalny poświęcony zbrodni katyńskiej:
Pomyłka, ucieczka, rodzinne koneksje
Michał Romm uniknął śmierci dzięki koneksjom rodzinny, był bowiem krewnym i imiennikiem słynnego sowieckiego reżysera Michaiła Romma, autora filmu "Lenin w październiku". Franciszek Bator został wzięty za Czecha z Legionu Czesko-Słowackiego (służącego po stronie polskiej we wrześniu 1939 roku) i przez pomyłkę funkcjonariusza NKWD zapisany jako Franc Bator.
REKLAMA
Józef Czyż-Mintowt przeżył, ponieważ enkawudzista rozpoznał w nim towarzysza wspólnych dziecięcych zabaw w Chersoniu, w których się obaj wychowywali. Natomiast policjantowi Stefanowi Suchemu udało się zbiec z transportu śmierci z Ostaszkowa.
Jednak wielu ocalałych nie wiedziało, czemu uniknęli tragicznego losu większości swoich kolegów. Jednym z nich był Władysław Cichy umieszczony w obozie w Kozielsku. Przesłuchiwany w latach 50. przez amerykańską komisję Maddena, zajmującą się zbrodnią katyńską, przyznawał, że nie ma pojęcia, dlaczego przeżył. Podobnie jak inni ocaleni został przetransportowany do obozów w Pawliszczew-Borze i Griazowcu. Tam dzięki korespondencji z bliskimi dowiedział się, że z wieloma jeńcami rodziny nie mają kontaktu.
- Pamiętam nasze pełne niepokoju rozmowy na ten temat, kiedy spacerowaliśmy po łące griazowieckiej – mówił Władysław Cichy w audycji RWE z 1960 roku. - Zastanawiał nas fakt, że wiadomości od naszych kolegów urwały się na Kozielsku, na Ostaszkowie i na Starobielsku.
Posłuchaj
REKLAMA
Niepokoiło ich też to, że nie mieli wieści o żadnych innych obozach podobnych do tego w Griazowcu.
- Spostrzeżenie to zaciągnęło się jak czarna chmura w naszych umysłach. Miesiące upływały. Wojna ogarnęła również i Rosję. Wreszcie godzina naszego wyzwolenia wybiła, a od przeszło 14 tysięcy naszych kolegów nie było żadnej wieści.
W niejasnych okolicznościach zbrodnię katyńską przeżył również wówczas nieco ponad dwudziestoletni Zdzisław Peszkowski. Obóz w Kozielsku opuścił ostatnim transportem. W radiowych wspomnieniach opowiadał o przybyciu do obozu w Griazowcu gen. Władysława Andersa w sierpniu 1941 roku, po podpisaniu układu Sikorski-Majski.
- Anders do nas mówi: "Wy jesteście trzonem polskiej armii". To myśmy zakrzyknęli: "Panie generale, a gdzie reszta? Gdzie oni są wszyscy?". Wtedy generał Anders powiedział: "Będziemy ich szukać". To wtedy krzyk od nas: "Przecież w Rosji nie ma nic do szukania, bo NKWD ma wszystkich spisanych" – wspominał.
REKLAMA
Posłuchaj
Zdzisław Peszkowski opuścił ZSRS z Armią Andersa. Po wojnie pozostał na emigracji, przyjął święcenia kapłańskie i do śmierci w 2007 roku dbał o pamięć o ofiarach zbrodni katyńskiej.
Katyń, Charków, Miednoje, Bykownia... Tragedia, która dotknęła cały polski naród. Zbrodnia, która pochłonęła 21 857 ofiar (poza jeńcami zamordowano również ok. 7 tys. osadzonych w więzieniach NKWD). Planowa eksterminacja polskiej inteligencji. Żołnierze, urzędnicy, literaci, matematycy, księża, policjanci, pogranicznicy, lekarze, adwokaci, inżynierowie, poeci, naukowcy... Zabijano strzałem w tył głowy, z rękoma związanymi za plecami, z ustami zakneblowanymi trocinami.
Nowy podcast dokumentalny Polskiego Radia podąża śladem pierwszego badacza zbrodni katyńskiej:
REKLAMA
Źródła: Polskie Radio, IPN
REKLAMA