Pierwszy Polak w kosmosie. "Macie szczęście, że na nas trafiliście"
Sławosz Uznański-Wiśniewski, uczestnik misji Axiom 4, będzie drugim, po Mirosławie Hermaszewskim, Polakiem w kosmosie. Ale już ponad dwa wieki temu jeden z naszych rodaków stał się bohaterem nieco dziwnej opowieści o kosmicznej podróży.
2025-06-10, 07:36
Wojciech Zdarzyński był najprawdopodobniej pierwszym polskim astronautą naszej literatury. Chodzi rzecz jasna o bohatera powieści – i to bardzo dawnej, bo napisanej wtedy, kiedy Polacy dopiero zaczynali z tym rodzajem literackim. I zaczynali z tematami, które dziś określamy ogólnym mianem fantastyki (mniej lub bardziej naukowej).
Utopia na Księżycu
Książka miała opisowy tytuł, typowy dla swojej epoki (a chodzi o 2 poł. XVIII wieku) – "Wojciech Zdarzyński, życie i przypadki swoje opisujący". Autorem tej najwcześniejszej polskiej powieści o kosmicznych podróżach był Michał Dymitr Krajewski, pisarz już zupełnie zapomniany.
Pomysł na lot w kosmos – a ściślej: na Księżyc – związany był z popularną wówczas ideą opisywania utopii. Dziś utopia to po prostu mrzonka, ale pierwotnie termin ten oznaczał nazwę idealnego państwa. Wymyślił tę nazwę angielski pisarz Tomasz More w dziele znanym pod skróconym tytułem "Utopia" ("miejsce, którego nie ma", z gr. "οὐ" - "nie" i"τόπος" - "miejsce"). Książka ta "o najlepszym ustroju państwa i o nowej wyspie Utopii" zapoczątkowała serię opowieści o idealnych, właśnie utopijnych krainach. Zatem i fantastycznych, nieistniejących.
Kosmos okazał się dobrym kierunkiem, by i tam umieścić utopijne światy.
REKLAMA

Początki kosmicznych narracji
Powieść "Wojciech Zdarzyński, życie i przypadki swoje opisujący" nie należała do oryginalnych. Jej autor wzorował się na pierwszej polskiej powieści, również utopijnej, "Mikołaja Doświadczyńskiego przypadkach" Ignacego Krasickiego. A jeśli chodzi o księżycowe podróże, pisarz sięgnął m.in. do popularnego wówczas wzorca francuskiego - książki Saviniena Cyrano de Bergeraca z ok. 1650 roku, jednej z pierwszych powieści science fiction.
"Wojciech Zdarzyński, życie i przypadki swoje opisujący" nie należała również niestety do powieści literacko świetnych. Na Stanisława Lema należało jeszcze trochę poczekać. Ale ponieważ tekst Michała Dymitra Krajewskiego stanął u początków polskich kosmicznych narracji, warto się mu przyjrzeć. Zwłaszcza że jest miejscami zaskakujący, miejscami dziwny.
Z Warszawy prosto na Księżyc
Jak w 2 poł. XVIII wieku dostać się na Księżyc? Skrzydła już przestały wystarczać (bohater "Ikaromenipposa", dzieła z II w. rzymskiego pisarza Lukiana, dostał się na ziemskiego satelitę jeszcze za pomocą skrzydeł). Teraz można było wykorzystać balon, najnowszy cud techniki, modny wynalazek, który poruszył ludzką wyobraźnię.

I to balonem właśnie młody szlachcic Wojciech Zdarzyński wraz z kolegą wybrał się z Warszawy na Księżyc. Podróż nie należała do najprzyjemniejszych. Raz było ciepło, raz zimno, raz ból w uszach, a w końcu, wskutek "cienkości" rozrzedzonego powietrza, nasz bohater stracił przytomność.
REKLAMA
Na szczęście na Księżycu, bo tam warszawiacy wylądowali, nie było problemu z atmosferą, a warunki życia okazały się przyjaźnie ziemskie. Również ziemscy, przynajmniej jeśli chodzi o cechy gatunkowe, okazali się księżycowi mieszkańcy. "Jak tylko postrzegli nas, zbiegać się zewsząd poczęły tłumy, rzucając narzędzia rolnicze i biorąc broń, którą każdy miał z sobą w polu", notował pierwszy polski literacki astronauta.
Rolnicza Sielana i niedobre miasta
Tak Wojciech Zdarzyński zetknął się z Sielanami (bo kraina nazywała się Sielaną). To utopijne społeczeństwo gloryfikowało kontakt z naturą, zajmowało się rolnictwem i mieszkało tylko na wsiach. Pacyfistyczne usposobienie Sielan nie przeszkadzało im jednak być gotowym, w razie zagrożenia, do skutecznych działań. "Rolnictwo i pomnożenie bydląt domowych jest naszym pierwszym staraniem, a straż granic kraju naszego, aby bezpiecznie posiadać majątek, jest nam powodem, iż razem z narzędziem rolniczym nosimy broń dla odporu", tłumaczył Wojciechowi Zdarzyńskiemu Satumo, rządca jednej z sielańskich wsi.
Jak to bywa w utopiach, Sielanie okazali się usposobieniem wszelkich cnót, a na ich tle lubujący się w miastach Ziemianie zostali zaprezentowani jako dalecy od ideału. "Ile podstępów, oszukania, zazdrości, kradzieży, gwałtów, rozbojów i innych szkaradnych występków przebywa pod tymi gmachami, których wspaniałość i powierzchowna ozdoba łudzi oczy wasze i ciągnie do siebie", oceniał Satumo życie w miastach.
Wojciech Zdarzyński po tym antymiejskim przekazie mógł pomyśleć tylko jedno: "Ci wszyscy, którzy rzucają wesołe życie na wsi, dlatego iż w mieście lepiej się bawić będą, czynią podobnie jak ci, którzy dla rozrywki kupują bilet na teatr, aby się napłakali za swoje pieniądze, patrząc na tragiczną scenę, która łzy wyciska".
REKLAMA

Najspokojniejszy lud na świecie
W tym zachwalaniu "wsi spokojnej, wsi wesołej" i idei rolnika, który łagodny jest do czasu, kiedy musi bronić swojej ziemi – w tym wszystkim słychać pochwałę staropolskiej (i sarmackiej) idei szlachcica-ziemianina. Co więcej, opowieść ta, jak pisał historyk Karol Łopatecki, zachwala też "rozwiązania istniejące w Rzeczypospolitej szlacheckiej", a "idealne rozwiązania [które] istnieją w Sielanii, nierzadko również występują i w państwie Stanisława Augusta Poniatowskiego".
Rzecz jasna, są w omawianej książce głosy krytyki pod adresem Rzeczpospolitej. Ale Polacy zostali przedstawieni w tej opowieści, zwłaszcza na tle innych nacji, nader pozytywnie. Okazało się w ogóle, że Sielanie mają szczęście, że trafili właśnie na Polaków.
Tak Wojciech Zdarzyński mówił do księżycowych autochtonów: "Nie ma się niczego od nas kraj wasz obawiać, bo jesteśmy mieszkańcami tego narodu, który się sprawiedliwie szczycić może, iż jest najspokojniejszym ludem na świecie. Gdyby zamiast nas Polaków dostał się tu był który z owych bohaterów, którzy odkryli naszą Amerykę, mielibyście byli Ferdynandów Kortezów, którzy by was kuli w łańcuchy i wystawili na wzgardę i śmierć od własnego ludu. Pizarrów, którzy by was wyrzynali i łupili z majątku, (…) Welazquezów, Narwaezów, Almagrów, którzy by zbroczyli tę ziemię krwią ziomków waszych, tak jak Meksyk i Peru spłynął krwią niewinnych Indian".

Jak znaleźć swoją Sielanę
Wojciech Zdarzyński mógłby zostać w Sielanie na zawsze. Był tam szczęśliwy, ale trawiła go tęsknota za ojczyzną i "mieszała mu spokojność". I tak – po wielu długich i nieco nużących dla współczesnego czytelnika kolejnych lekcjach obyczajów, nauki czy polityki według Sielan – nasz bohater postanowił wrócić na Ziemie, do Rzeczpospolitej. Zbudował balon i nim właśnie (ale dopiero za drugim razem, pierwszy się nie powiódł, bo Polak nabrał ciężkiego złota i drogich kamieni) Wojciech Zdarzyński wylądował na rodzimej planecie.
REKLAMA
Dokładnie zaś: wylądował na Bałtyku, skąd go wydobyto na jakiś okręt. I tak pierwszy Polak w kosmosie znalazł się na powrót w Warszawie, ożenił się, ale nie w smak już mu było miasto. Wzorce podpatrzone na Księżycu nie dawały mu wyboru – Wojciech Zdarzyński porzucił gnuśne miejskie mury i zamieszkał wraz z małżonką na wsi.
Źródło: Polskie Radio/Jacek Puciato
Michał Dymitr Krajewski, "Woyciech Zdarzyński, życie i przypadki swoje opisuiący", w Warszawie 1785 r. (pisownia w cytatach uwspółcześniona); Karol Łopatecki, "O potrzebie reform ustroju i prawa Rzeczypospolitej szlacheckiej w świetle pierwszej polskiej powieści fantastyczno-naukowej z 1785 roku", "CZASOPISMO PRAWNO-HISTORYCZNE", Tom LXVII/2015/Zeszyt 1; Aleksandra Miaskowska, "Początki literackich podróży na Księżyc, czyli Wojciech Zdarzyński Michała Dymitra Krajewskiego i Podróż po Księżycu Teodora Tripplina", "Tekstura. Rocznik Filologiczno-Kulturoznawczy", 15 listopada 2019 r, T. 8.
REKLAMA