Drony szpiegowskie i statki z Rosjanami. Incydenty na Bałtyku i Morzu Północnym

Dwa statki handlowe z rosyjską załogą są podejrzane o wypuszczenie w maju dronów szpiegowskich nad Morzem Północnym i Morzem Bałtyckim - ustalili dziennikarze śledczy z holenderskiego zespołu Pointer. Drony latały najpierw w pobliżu baz wojskowych w Kilonii. A potem śledziły niemiecki patrolowiec, pilnujący rosyjskiego frachtowca na wodach ekonomicznych Niemiec.

2025-06-10, 18:03

Drony szpiegowskie i statki z Rosjanami. Incydenty na Bałtyku i Morzu Północnym
Na zdjęciu: statek Łauga w porcie Tartus i trasy obu podejrzanych jednostek. Są podejrzenia, że przenosiły drony szpiegowskie. Foto: YouTube, Marine Traffic

Drony w pobliżu bazy wojskowej

Na początku maja władze niemieckie zauważyły norweski statek HAV Dolphin, pływający pod banderą Antigua i Barbuda i z całkowicie rosyjską załogą, zachowujący się podejrzanie u wybrzeży Kilonii. W tym samym czasie w pobliżu okolicznej bazy wojskowej pojawiły się drony. Służby niemieckie zaalarmowały sąsiadów. Chodziło o to, że statek podejrzanie krążył blisko wybrzeża Kilonii od kilku dni na początku maja - właśnie wtedy, gdy drony pojawiły się w pobliżu obiektu wojskowego w Kilonii.

I dlatego w połowie ubiegłego miesiąca holenderska straż przybrzeżna w Dintelmont zatrzymała na prośbę władz niemieckich ten statek. Ale inspektorzy nie znaleźli na pokładzie dronów

Jednakże specjalista Haskiego Centrum Studiów Strategicznych Patrick Bolder uważa, że w razie zagrożenia załoga mogła po prostu zatopić drony w morzu, nie pozostawiając śladów. Zanim Dolphin wypłynął do Kilonii i Dintelmond, statek spędził miesiąc w porcie w rosyjskim Królewcu. HAV Shipping AS, norweski właściciel statku twierdzi, że to w związku z przeglądem i naprawami. 

REKLAMA

Drony pojawiły się także nad patrolowcem, który śledził rosyjski okręt

Niedługo potem miał miejsce drugi podobny przypadek. 17 maja drony pojawiły się nad niemieckim okrętem patrolowym Poczdam, który śledził rosyjski frachtowiec Łauga w niemieckiej wyłącznej strefie ekonomicznej.

Niemiecki patrolowiec BP 81 Potsdam monitorował rosyjski statek około 140 kilometrów na północ od wyspy Borkum na Morzu Północnym, gdy doszło do incydentu z dronami. Według mediów niemieckich, było ich co najmniej siedem. Widziano czerwone i zielone światła sygnalizacyjne. Jednak na statku nie było kamery, która byłaby w stanie sfilmować czy sfotografować te drony w ciemności.

Drony podążały za niemieckim patrolowcem przez trzy godziny, aż dotarł on do wód holenderskich - czytamy. Niemieckie władze nie były w stanie ustalić, czy drony pochodziły ze statku Łauga, ale poprosiły służby celne Belgii, dokąd zmierzała ta jednostka, o jej sprawdzenie. Także belgijskie służby nie znalazły żadnych dronów.

REKLAMA

Testowano reakcję Europy?

Od tego czasu Dolphin i Łauga były ściśle monitorowane, ale pozwolono im płynąć bez przeszkód. Nie jest jasne, co drony robią nad terytorium Europy. Może chodzić o zbieranie informacji wywiadowczych, albo o testowanie reakcji - ocenił Niels Woudstra, holenderski prawnik i ekspert ds. marynarki wojennej. Jego zdaniem chodzi o sprawdzenie "co zrobi NATO, niemiecka policja lub holenderska straż przybrzeżna, jeśli zaatakujemy".

Zdaniem Woudstry drony to prosta broń - tania, mała i łatwa do rozmieszczenia. "Łatwo je ukryć na dużym statku. A zaletą dronów jest to, że istnieje niewiele regulacji prawnych na ich temat. Prawo morskie o nich milczy. Można ich po prostu używać na pełnym morzu" - powiedział. "Zawsze można je po prostu zestrzelić. To tylko nieuzbrojony dron, a nad obszarem wojskowym obowiązuje zakaz lotów. Tak samo mogą postąpić na morzu okręty marynarki wojennej" - powiedział Woudstra.

Dlaczego rosyjska załoga?

Dziennikarze wydania Pointer zapytali norweskiego właściciela statku, czyli HAV Shipping AS, dlaczego wykorzystał do przeglądu statku HAV Dolphin stocznię Pregoł w Królewcu. "To bardzo praktyczne, ponieważ możemy również wykorzystać własną załogę na tej stoczni, aby zaoszczędzić pieniądze" - padła odpowiedź. Dziennikarze dodają, że HAV ma oddział w Kaliningradzie od 2006 roku i twierdzi, że współpracuje z rosyjskimi załogami ze względu na "ich wysoką jakość pracy". "Wiele firm żeglugowych preferuje rosyjskie i ukraińskie załogi na tych krótkodystansowych statkach, ponieważ są doświadczone, przyzwyczajone do klimatu północnoeuropejskiego i skoncentrowane na jakości. Bez tych załóg w Europie pojawią się wyzwania logistyczne. Nie mamy rosyjskich klientów i żaden z naszych przychodów nie pochodzi z Rosji (...) ani nie współpracujemy za pośrednictwem rosyjskich pośredników" - cytuje Pointer.

Pointer dodaje, że stocznia Pregoł nie ma oficjalnie powiązań z wojskiem. Ale przebywały w niej także wcześniej statek badawczy Akademik B. Petrow i statek rybacki Lira, oba podejrzewane o szpiegostwo. A w skład załogi HAV Dolphin, według dziennikarzy Pointera, miał wchodzić inżynier zatrudniony wcześniej na podejrzanym statku Akademik B. Petrow. Tam, jak piszą dziennikarze, zatrudnił go instytut specjalizujący się w badaniach dna morskiego.

REKLAMA

Dziwne zachowanie HAV Dolphin

Dziennikarze piszą, że HAV Dolphin zachowywał się bardzo dziwnie. Na przykład, przez całe 170 km nie nadał sygnału AIS, nadawanego przez wszystkie jednostki w celu wzajemnej identyfikacji i zachowania bezpieczeństwa. Jeśli ktoś wyłącza ten sygnał, najczęściej oznacza to, że robi coś nielegalnego lub nie chce być śledzony. Do tego statek wyróżniał się tym, że przez dziesięć dni pozostawał tuż przy wybrzeżu Kilonii, w pobliżu infrastruktury wojskowej i w pozycji, w której statki zwykle nie kotwiczą - czytamy.

Z kolei Łauga to prawie 103-metrowy statek towarowy pod banderą rosyjską, także z rosyjską załogą. Również on wyłączał sygnał AIS. W dodatku, jak ustalili dziennikarze, statek ten odwiedzał prawdopodobnie Tartus w Syrii. To może oznaczać, że współpracował z ministerstwem obrony Rosji.

Niżej wideo: Łauga wpływa do portu Tartus.

REKLAMA

Szereg problemów w walce z dronami szpiegującymi

Dziennikarze wskazują na szereg problemów, jakie według ekspertów, z którymi rozmawiali, dotyczą walki z dronami szpiegującymi. To niektóre z wymienianych kwestii:

- trudno od razu dowieść, że konkretne drony zostały wysłane przez określonego sprawcę;

- by trafić do osoby operującej dronem, trzeba by stale monitorować wszystkie pasma częstotliwości;

REKLAMA

- drony trudno wyśledzić, zwłaszcza w warunkach morskich;

- broń laserowa, tania broń, która może małym kosztem zestrzelić drony, dopiero jest rozwijana;

- na statku łatwiej ukryć dron, nawet rozpoznawczy, klasy średniej; pojawia się ocena, że aby go znaleźć, trzeba by rozebrać całą jednostkę.

Niemniej jednak, eksperci zgadzają się, że trzeba znaleźć sposób na to, by monitorować to, co lata dokoła nas. Działania hybrydowe mają taką specyfikę, że trudno określić sprawcę. Jednak pozostawienie ich bez reakcji może mieć bardzo groźne skutki. Nie można udawać, że nic się nie dzieje, nawet jeśli od razu nie da się określić sprawcy takich dronowych "wycieczek" szpiegowskich.

REKLAMA

Czytaj także:

Źródło: PAP/Pointer.kro/Merkury.de/Spiegel.de/inne/agkm

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej