Kłopoty konduktora. Wszystko przez to, że powiedział "dzień dobry"
Konduktor, który we Flandrii zwrócił się do podróżnych po francusku, ma kłopoty. Sprawa dotarła do Komisji Nadzoru Językowego, która oceniła, że mężczyzna złamał prawo z lat 60. Belgijskie koleje nie wyciągnęły konsekwencji, ale konduktor nie kryje rozgoryczenia całą sprawą.

Beata Płomecka
2025-07-21, 11:33
Kłopoty konduktora
Belgia jest podzielona językowo. Na północy, we Flandrii, mówi się po niderlandzku, położona na południu Walonia jest frankofońska, a stolica - Bruksela - dwujęzyczna. "Dzień dobry" wypowiedziane po niderlandzku i francusku, kiedy pociąg był jeszcze na terenie Flandrii, spowodowało kłopoty konduktora.
Podróżujący Flamand poczuł się urażony i zarzucił konduktorowi złamanie prawa. "Nie chcę dolewać oliwy do ognia, ale to wstyd, że w 2025 roku, w dobie globalizacji, ludzie mówią, że musimy przestrzegać prawa z 1966 roku" - napisał konduktor Ilyass Alba w oświadczeniu opublikowanym w mediach społecznościowych. Wspomniane przepisy regulują używanie języków w transporcie.
Posłuchaj
We Flandrii konduktorzy mogą mówić tylko po niderlandzku, chyba że podróżni zwrócą się do nich w innym języku. We frankofońskiej Walonii obowiązuje oczywiście francuski. - Zmiana prawa będzie bardzo trudna. Ale potrzebujemy elastyczności - komentował konduktor.
Źródło: Polskie Radio/Beata Płomecka/łl/k