Zaćmienie słońca w 1851 roku. Jedni Polacy chowali się w domach, inni robili pierwsze w dziejach zdjęcia tego zjawiska

28 lipca 1851 roku mieszkańcy polskich ziem oglądali niecodzienny spektakl natury - całkowite zaćmienie słońca. Ale nie każdy miał odwagę, żeby to zrobić. Część Polaków ukryła się w oczekiwaniu na coś strasznego.

2025-08-02, 07:57

Zaćmienie słońca w 1851 roku. Jedni Polacy chowali się w domach, inni robili pierwsze w dziejach zdjęcia tego zjawiska
Obrazki powstałe w lipcu 1851 roku. Po prawej stronie dagerotyp Johanna Juliusa Friedricha Berkowskiego z pierwszą w historii fotografią całkowitego zaćmienia słońca. Foto: Polskie Radio/grafika na podstawie materiałów domeny publicznej (Wikimedia)

Równo za dwa lata - 2 sierpnia 2027 roku - m.in. w południowej Hiszpanii i w Afryce Północnej będzie można doświadczyć jednego z najdłużej trwających całkowitych zaćmień słońca w XXI wieku. Zjawiska takie zawsze wywoływały wiele emocji: od zachwytu wyrażanego przez miłośników natury i wiedzy naukowej, po lęki towarzyszące ludziom przesądnym lub niewykształconym.

To, co wydarzyło się 28 lipca 1851 roku, to jeden z przykładów owego społecznego napięcia pomiędzy racjonalnością wspartą na faktach a ludowym podejściem do spraw, których nie da się wyjaśnić na kanwie powszednich obserwacji.

Wojna rozsądku z zabobonem

Ludzie nauczyli się przewidywać zaćmienia słońca już w starożytności. Kilka wieków przed naszą erą w Babilonie chaldejscy astronomowie, prowadząc systematyczne notatki z obserwacji nieba, odkryli tzw. cykl Saros. W skrócie: jest to okres, po którym Ziemia, Słońce i Księżyc powracają do niemal takiego samego położenia względem siebie, jakie miało miejsce 18 lat, 11 dni i 8 godzin wcześniej. W związku z tym po upływie tego czasu powtarzają się również zaćmienia słońca i księżyca. Wyglądają wówczas niemal dokładnie tak samo, jak w poprzednim cyklu.

Wraz z postępem nauki ulepszano metody przewidywania tego typu wydarzeń. Intensywny rozwój astronomii matematycznej w nowożytności pozwolił na coraz bardziej precyzyjne wyznaczanie momentu zaćmienia. Od wieków jednak wiedza ta była domeną wąskiej grupy uczonych oraz osób, które nie tylko mogły mieć dostęp do informacji, lecz także chciały z tego dostępu korzystać, a przede wszystkim nie odrzucały twierdzeń nauki jako sprzecznych z religią lub ideologią.

Przytłaczająca większość ludzi nie miała takiej możliwości, m.in. ze względu na powszechny w dawnych wiekach analfabetyzm, przez motywowane podziałami klasowymi odrębne obiegi informacji, wreszcie - na skutek pewnej ludowej "potrzeby mitologizacji", która nawet w XXI wieku, gdy niemal cały świat korzysta z dobrodziejstw demokratycznej edukacji, każe niektórym osobom widzieć w zaćmieniu słońca coś innego, niż zwykły fenomen astronomiczny.

Najistotniejsze jest jednak coś innego: poza wymienionymi wyżej wyjątkami ludzie byli całkowicie zaskoczeni tym, że w ciągu dnia tarcza słoneczna zaczyna nagle znikać i zapada ciemność. Wiadomości o przewidywaniach astronomów nie docierały prawie do nikogo z przyczyn logistycznych; nie tylko prosty lud niczego się nie spodziewał, lecz także w ogóle wszystkie warstwy społeczne, nie wyłączając kręgów najwyższej władzy. W kronikach nie brakuje wzmianek o panice, jaką takie zdarzenia wywołały w całych gromadach ludzkich, o bitwach przerwanych z tego powodu i innych gwałtownych reakcjach.

Jan Długosz w "Rocznikach" opisuje, jak w czerwcu 1415 roku astronomiczny lęk dopadł samego króla Polski Władysława Jagiełłę: "wielkie zaćmienie Słońca się objawiło, które jako zjawisko niespodziewane i nieznane Króla Władysława i wszystkich, którzy z nim jechali, wpierw w wielkie zdumienie, a potem w bojaźń zabobonną wprawiło".

W perspektywie przesądu zaćmienie ma być przecież początkiem jakiejś tragedii, katastrofy lub końca świata. Fakt, że po każdym takim zdarzeniu koniec świata jednak nie następuje, nie stanowi dowodu na to, że obawy nie miały podstaw. Tak jest do dziś. Zabobon ten jest bowiem nadzwyczaj żywotny, a w epoce mediów społecznościowych łatwo go rozpowszechniać, więc każde kolejne zaćmienie słońca (lub księżyca) staje się okazją do jego przypomnienia (ostatnio widoczny był w USA w kwietniu 2024 roku).

W XIX-wiecznym mieście europejskim nie brakowało z pewnością ludzi niepiśmiennych, lecz równocześnie roiło się tam od tych, którzy dobrze wiedzieli, czym jest zaćmienie słońca. A jednak jeszcze pod koniec tego stulecia w broszurze "Co znaczy zaćmienie słońca przepowiedziane na dzień 7 (19) sierpnia 1887 roku" Józef Kleiber czuł się w obowiązku uspokajać czytelników:

"Dawnej starzy ludzie mawiali, że to jest znak niebieski i że wróży on głód, mór, wojnę, nieurodzaje i koniec świata. Od jednych do drugich takie myśli przechodzą, starzy mówią o tem młodszym i w ten sposób poczciwi ludziska sądzą, że to prawda, kiedy tak o tem wszyscy mówią i że koniec świata niechybnie nastąpi (...). A ludzie kiedy nie wiedzą, dlaczego się robi zaćmienie słońca to się obawiają i stąd powstają rozmaite o tem baśnie".

Końca świata obawiano się także i w 1851 roku, gdy nastąpiło jedno z najlepiej widocznych całkowitych zaćmień słońca w XIX stuleciu (wiele wcześniejszych i późniejszych zaćmień zostało zasłoniętych przez chmury i ulewy). Ówczesne gazety nie szczędziły relacji na ten temat.

Obraz przedstawiający całkowite zaćmienie słońca widziane 28 lipca 1851 roku w Gdańsku. Fot. Wikimedia/domena publiczna Obraz przedstawiający całkowite zaćmienie słońca widziane 28 lipca 1851 roku w Gdańsku. Fot. Wikimedia/domena publiczna

Popołudnie brzemienne w skutki

Całkowite zaćmienie słońca w dniu 28 lipca 1851 roku widoczne było w pasie ciągnącym się od północnej Kanady przez środkową Grenlandię, kawałek północnej Islandii, północny Atlantyk, południową Skandynawię, ziemie polskie pod zaborem pruskim i carskim, aż do południowej części Imperium Rosyjskiego. Częściowe zaćmienie słońca widoczne było na niemal całej półkuli północnej - od Ameryki przez Atlantyk i Północną Afrykę do Azji.

Wśród polskich miast, gdzie można było zobaczyć zupełnie zasłoniętą tarczę słońca, znalazły się m.in. Sopot, Gdańsk, Frombork, Olsztyn, Toruń, Białystok, Łomża i Warszawa. Słońce zaćmiło się tam na niecałe dwie minuty w godzinach popołudniowych (w Warszawie maksimum przypadło na około 16:46). Cień księżyca przesuwał się od Pomorza, przez Prusy Wschodnie, Mazowsze, Lubelszczyznę (niestety w samym Lublinie chmury i deszcz uniemożliwiły obserwacje), do ziem białoruskich i ukraińskich (tam widziano zjawisko m.in. w Grodnie, Brześciu, Żytomierzu, Tarnopolu, Kijowie, Łucku, Mikołajowie i na Krymie).

Zaćmienie budziło wielkie zainteresowanie naukowców w Europie, szczególnie w jej części północnej i wschodniej. Polscy uczeni uznali je za świetną okazję, by poczynić specjalistyczne obserwacje oraz zebrać dane do dalszych obliczeń, spekulacji i eksperymentów. Jednym z nich był 30-letni Adam Prażmowski (1821-1885), jeden z najwybitniejszych polskich astronomów XIX wieku, wówczas jeszcze przed swymi największymi odkryciami.

"Wraz z ekspedycją Obserwatorium Warszawskiego Prażmowski obserwował całkowite zaćmienie Słońca w dniu 28 VII 1851 roku w Wysokiem Mazowieckiem i być może zjawisko to nasunęło mu pomysł skonstruowania nowego przyrządu do obserwacji polarymetrycznych korony słonecznej, której natura w owym czasie nie była jeszcze wyjaśniona" – pisze astronom Jerzy Marek Kreiner w artykule "Polskie obserwacje zaćmień Słońca".

Wydarzenie to było szczególne również z powodu historycznego precedensu. Tamtego dnia powstały pierwsze w dziejach dagerotypy (pierwsza forma fotografii) całkowitego zaćmienia słońca. Autorem jednego z nich był Karol Adolf Beyer (1818-1877), pierwszy polski fotograf profesjonalny. Zrobione przez niego w Warszawie zdjęcia nie dotrwały niestety do naszych czasów. Zachował się za to dagerotyp wykonany w Królewcu przez pruskiego fotografa o swojsko brzmiącym nazwisku - Johanna Juliusa Friedricha Berkowskiego (1816-1897).

Dagerotyp Johanna Juliusa Friedricha Berkowskiego z pierwszą w historii fotografią całkowitego zaćmienia słońca. Fot. Wikimedia/domena publiczna Dagerotyp Johanna Juliusa Friedricha Berkowskiego z pierwszą w historii fotografią całkowitego zaćmienia słońca. Fot. Wikimedia/domena publiczna

"Na niebie czarna pozostała plama"

Zaćmienie stało się także wydarzeniem kultury masowej. Amerykańska i europejska publiczność lepiej lub gorzej zaznajomiona z wiedzą astronomiczną wyległa tłumnie na ulice miast, by oglądać zjawisko przez okopcone szkiełka (nie jest to niestety bezpieczny sposób obserwacji zaćmienia słońca, ale innych wówczas nie znano). Ludzie byli świadomi, że takie zdarzenia mają miejsce raz na kilkadziesiąt, a czasem raz na kilkaset lat, nie chcieli więc przegapić takiego spektaklu

Warszawiacy początkowo nie byli dobrej myśli, bowiem 28 lipca 1851 roku rozpoczął się pochmurną pogodą. Gdy jednak około południa zaczęło się przejaśniać, zapanowała prawdziwa "zaćmieniowa gorączka". "Dziennik Warszawski" relacjonował dwa dni później:

"Czarne szkiełka z większych i mniejszych fabryk rozrywano bez względu na cenę, mnóstwo świec paliło się wśród dnia dla kopcenia szybek, bo nie wszyscy byli tak szczęśliwi, żeby się dorwać do porządnie oklejonego, albo przynajmniej sfuszerowanego jako tako aparatu do obserwacji astronomicznych. Około południa już trzeba było albo przepłacać z początku za bezcen przedawane czarne Zaćmienio-widy, u roznoszących ajentów ulicznych, albo korzystając z gorliwości pana Pika czatować na każde wychodzące z jego warsztatów szkiełko, albo nakoniec trzymać się którego ze znajomych, co przezorniejszy zaopatrzył się w to sine quo non".

Dzień wcześniej ten sam tytuł donosił: "o godzinie 3ciej po południu, wyludniły się ulice Warszawy, pozamykały sklepy, a ciekawi spieszyli na miejsca odkryte, skąd lepiej i dokładniej można było się przypatrzyć zaćmieniu. We wszystkich rękach ukazywały się okopcone szkiełka".

Księżyc zaczął nachodzić na tarczę słoneczną około godziny 15:45. "Nigdy jeszcze tyle ocz razem nie było wzniesionych do nieba, nigdy astronomia liczniejszych nie miała zwolenników" – czytamy w "Gazecie Codziennej" z 29 lipca. – "W Ogrodzie Saskim liczna była publiczność płci obojej. Wszystkich oczy w szkła uzbrojone w jeden punkt utknęły (...). Tym czasem księżyc w postaci ciemnego kulistego ciała, coraz większą część tarczy słońca zakrywał, aż ją całą zasłonił w godzinę po rozpoczęciu tego widowiska".

Ludzie obserwujący zaćmienie słońca 28 lipca 1851 roku. Rysunek Christoffera Wilhelma Eckersberga. Fot. Wikimedia/domena publiczna Ludzie obserwujący zaćmienie słońca 28 lipca 1851 roku. Rysunek Christoffera Wilhelma Eckersberga. Fot. Wikimedia/domena publiczna

"O godz. 4 min. 46, znikło Słońce, i ciemność ogarnęła ziemię. Na niebie czarna pozostała plama, czyli Xiężyc, w około którego roztoczył się jasny wieniec, raczej mówiąc korona (...). W stronie północno-wschodniej i przeciwnej, ukazały się na niebie gwiazdy. Najwidoczniejszymi z tychże był Jowisz i Arkturus" – opisał ten moment "Kurjer Warszawski" z 29 lipca.

"Ciemności obległy ziemię, jakiś dziwny chłód dał się czuć w powietrzu, niebo przybrało czarno-sinawy kolor" – tak nastrój owej chwili oddał "Dziennik Warszawski".

Po niespełna dwóch minutach światło słoneczne zaczęło na nowo pojawiać się po drugiej strony tarczy księżyca, a po niecałej godzinie po zaćmieniu w Warszawie nie było już śladu. "Ozwały się tylko zewsząd głosy: szkoda, że tak prędko!" ("Gazeta Codzienna", 29 lipca 1851 roku).

Wydawać by się mogło, że rację miał D. F. Schorr, opisany jako "były spółpracownik przy królewsko-uniwersyteckim obserwatorium we Wrocławiu", który w książce wydanej jeszcze przed 28 lipca 1851 roku napisał: "w obecnem stuleciu przypadłość całkowitego zaćmienia słońca nie wzbudza więcej w nas poniżających przesądów, bo nauka dostarcza nam przekonywających objaśnień przyczyny tego cudu natury".

Ale gazetowe relacje na temat tego, co robiła tego dnia inna część warszawskiego społeczeństwa, pokazują, że D. F. Schorr trochę się pomylił.

"Zagaśnie na zawsze"

"Od dni paru dochodziły nas wieści o trwogach przez ciemnotę puszczanych, o zapowiedniach klęsk, morów, trzęsienia ziemi, skończenia świata" – pisała 29 lipca 1851 roku redakcja "Gazety Warszawskiej. – "Już rano, na targach, po bazarach postrzegano brak ruchu, kramy opuszczone, kupujących nie wiele, nieobecność wieśniaków przywożących zwykle siano i drzewo; ledwo kilkanaście fur nadciągnęło zza rogatek".

"Dziennik Warszawski" uzupełniał: "targi puste, mleczarki nawet chętnie za niższą cenę wyprzedawały swoje zapasy i większe niż zwykle dawały przylewki, byle się jak najprędzej pozbyć przywiezionej śmietanki i mleka (...); nie jeden rzeźnik pierwszy raz może w życiu nadważył mięsa, niejedna przekupka omyliła się w zdawaniu reszty na korzyść kupującej służącej (...), wszyscy zajęci byli wyłącznie zaćmieniem i utrzymującemi się o niem między gminem uprzedzeniami. Robotnicy po fabrykach żądali zwolnienia od pracy, a nawet nie jeden z właścicieli zakładów i sklepów kazał je zamykać".

"Wszystkie świątynie Pańskie napełniały się pobożnym ludem" – dodawał "Kurjer Warszawski".

"A co za baśnie krążyły po mieście" – podśmiewał się "Dziennik Warszawski". – "Oto 1mo, że słońce nie zaćmi się tylko zagaśnie na zawsze, a my będziemy na wieczne ciemności skazani; 2do, że podczas zaćmienia okaże się potężny kometa, którego sążnisty ogon dotknąwszy się ziemi, spali na węgiel tę część jej powierzchni, a nareszcie spowoduje straszliwe wstrząśnienie które świat do góry nogami przewróci; 3o Że pan Arago wielki astronom francuzki, dowiódł jak na dłoni i napisał nawet w jakiejścić gazecie, że nie można ręczyć co się stanie z ziemią podczas tylorzeczonego zaćmienia, a więc źle już z nami kiedy nawet pan Arago ręczyć za nas nie chce; 4to że nastąpi mór wielki pomiędzy starozakonnemi w szczególności".

Na szczęście istniał prosty sposób, by uniknąć nieszczęścia. Należało "starać się być w miejscu zakrytem, strzedz ażeby w domu nie znajdował się jakikolwiek ślad ognia, np. świeca zapalona, zapałki itp., a natomiast opatrzyć się w skuteczne prezerwatywy jak np. ocet winny, siarkę, kamforę itp.".

Twórcy "Gazety Warszawskiej" byli przerażeni stanem intelektualnym swych rodaków: "jeżeli Warszawa, czoło naszej krajowej cywilizacji, jeżeli ludność czytająca, przy tylu objaśnieniach, opisach, uwagach, mogła się czuć przerażoną wobec fenomenu, rzadkiego wprawdzie, ale prostego, naturalnego, jakież musiały być wrażenia wieśniaka".

Ta trwoga połączona najczęściej z religijnym wzmożeniem przynosiła jednak niekiedy pozytywne skutki. 31 lipca "Kurjer Warszawski donosił z ukontentowaniem: "zaćmienie Słońca wywarło także wpływ moralny na ludzi. Słychać bowiem że i jakiś winowajca, zwrócił prawnemu właścicielowi list zastawny na znaczną summę, którą przed laty przyswoił sobie".

Niektórzy przenosili swe lęki na zachowania innych stworzeń. W "Kurjerze Warszawskim" z 30 lipca przytoczono relacje osób, które zwróciły szczególną uwagę na aktywność miejskiej fauny: "na dziedzińcu jednej z posesji w Warszawie, widziano niedoperza, który w chwili zupełnego zaćmienia, opuścił swoje legowisko i bujał po powietrzu. W innej posesji przy ulicy Niecałej młode pawie, wydawały okrzyk przerażenia".

Gdy astronomiczny spektakl dobiegł końca i po raz kolejny jak zwykle nie wyrządził nikomu żadnej szkody, część osób pozostała przez chwilę w stanie konsternacji. "Ci co najwięcej obawiali się skutków zaćmienia, zapomnieli cieszyć się z tego, że ich trwoga była próżną i nie zadowoleni, że tak krótko trwała najwięcej interesująca część tego zjawiska, z smutną miną oglądali się na swoich sąsiadów, jakby zawiedzeni w swoich oczekiwaniach" ("Dziennik Warszawski" z 30 lipca).

Nazajutrz po zaćmieniu słońca "Kurjer Warszawski" przywitał czytelników słowami: "owoż wszyscy żyjemy".

Fragment "Kurjera Warszawskiego" z 31 lipca 1851 roku z anegdotką o niesprzedanym zapasie "czarnych szkiełek" do obserwacji zaćmienia słońca. Fot. Polona.pl/domena publiczna Fragment "Kurjera Warszawskiego" z 31 lipca 1851 roku z anegdotką o niesprzedanym zapasie "czarnych szkiełek" do obserwacji zaćmienia słońca. Fot. Polona.pl/domena publiczna

***

Źródło: Polskie Radio/Michał Czyżewski

Bibliografia:

  1. F. Schorr, "Zaćmienie słońca w dniu 16/28 lipca r.b. na miejsca, w których ma się okazać całkowitem, lub bardzo wielkiem, ściśle obliczone i jasno wyłożone", Warszawa 1851
  2. Józef Kleiber, "Co znaczy zaćmienie słońca przepowiedziane na dzień 7 (19) sierpnia 1887 roku", Warszawa 1887.
  3. Jerzy M. Kreiner, "Polskie obserwacje zaćmień Słońca" w: "Prace Komisji Historii Nauki Polskiej Akademii Umiejętności" (2), Kraków 2000
  4. "Dziennik Warszawski", R.1, nr 112, 29 lipca 1851
  5. "Gazeta Codzienna", nr 197, 29 lipca 1851
  6. "Gazeta Warszawska", nr 197, 29 lipca 1851
  7. "Kurjer Warszawski", nr 197, 29 lipca 1851
  8. "Dziennik Warszawski", R.1, nr 113, 30 lipca 1851
  9. "Kurjer Warszawski", nr 198, 30 lipca 1851
  10. "Kurjer Warszawski", nr 199, 31 lipca 1851

Polecane

Wróć do strony głównej