Nie tylko Osiny? "Parę takich dronów może gdzieś leżeć"

W nocy z wtorku na środę na polu kukurydzy na Lubelszczyźnie spadł dron, który wleciał zza naszej wschodniej granicy. - Został znaleziony, bo eksplodował. Myślę, że już parę takich dronów może gdzieś leżeć w lasach i może ktoś kiedyś na grzybach znajdzie tego typu bezzałogowca - powiedział w Polskim Radiu 24 Mariusz Marszałkowski, analityk Defence 24.

2025-08-21, 14:00

Nie tylko Osiny? "Parę takich dronów może gdzieś leżeć"
Służby zabezpieczają teren pola kukurydzy w miejscowości Osiny, na które spadł dron. Foto: PAP/Wojtek Jargiło

Najważniejsze informacje w skrócie:

  • Dron, który spadł w Osinach nie musiał być jedyny. Takich obiektów, których jeszcze nikt nie znalazł może być w Polsce więcej - uważa Mariusz Marszałkowski
  • Analityk Defence 24 przyznał, że żadne państwo nie jest w stanie wykryć i przechwycić wszystkich obiektów powietrznych
  • Podkreślił, że Polska powinna zwiększyć inwestycje w systemy obrony powietrznej i wyciągać wnioski z wojny w Ukrainie

Według wojska obiekt, który spadł w Osinach był to dron-wabik, bez głowicy bojowej, wyposażony jedynie w ładunek do samozniszczenia.

Dlaczego obiekt powietrzny nie został wykryty przez radary? - Nie ma państwa, które byłoby w 100 procentach bezpieczne, jeżeli chodzi o zagrożenie z powietrza. Jest tyle elementów technologicznych, technicznych, geograficznych, topograficznych, które wpływają na sposoby wykrywania i możliwości wykrywania zagrożeń z powietrza, że po prostu to jest niemożliwe - tłumaczył Mariusz Marszałkowski.

Analityk Defence 24 wskazał, że to, co powinniśmy zrobić, to inwestować w różne systemy wykrywania. - Te, które są wyniesione w powietrze najlepiej sprawdzają się w wykrywaniu, szczególnie nisko lecących celów. Ale to wymaga czasu. To wymaga ogromnych nakładów inwestycyjnych - tłumaczył. Podkreślił, że "po 3 latach intensywnej wojny na naszej wschodniej granicy wciąż nie odrobiliśmy odpowiedniej lekcji". - Zbyt wolno ten proces przebiega, zbyt wolno reagują politycy - i poprzedniej ekipy rządzącej, i obecnej ekipy rządzącej. Larum pojawia się na chwilę, kiedy rzeczywiście dochodzi do jakiejś krytycznej sytuacji - tłumaczył.

"Rosjanie dużo mogli się dowiedzieć"

Ekspert zwrócił uwagę, że "o tym dronie dowiedzieliśmy się, dlatego, że on po prostu eksplodował w miarę blisko zabudowań, ktoś zareagował, zadzwonił po policję i cała wrzawa się zaczęła". - Natomiast ile jest takich dronów, choćby wabików, które nad Ukrainę każdej nocy setki wlatuje, w tym wabików tego typu, co spadł na Lubelszczyźnie? Ile takich dronów gdzieś po lasach już jest pochowanych i nikt o nich nie wie, nikt o nich nie ma pojęcia, bo ani wojsko ich nie zauważyło, ani nie wybuchły, ani nikt ich nie znalazł? Myślę, że już parę takich dronów może gdzieś leżeć i może ktoś, kiedyś na grzybach znajdzie tego typu bezzałogowca - powiedział.

Mariusz Marszałkowski ocenił, że jeżeli sytuacja z dronem była rosyjską prowokacją i testem systemów obrony powietrznej Polski, "to Rosjanie naprawdę dużo mogli się wczoraj dowiedzieć". - Przede wszystkim dowiedzieli się, że nasze systemy radarowe nie wykryły tego drona, co jest w mojej ocenie bardzo złym komunikatem. Źle się stało, że taka oficjalna informacja została opublikowana - podkreślił.

Analityk tłumaczył też, że "mamy ten komfort, w odróżnieniu od Ukrainy, że możemy uczyć się na błędach Ukraińców". - Możemy się uczyć w czasie pokoju, czyli naprawiać pewne procedury, możemy je zmieniać, dostosowywać. Jeżeli ta wczorajsza lekcja nauczyła nas czegoś i doprowadzi do zmiany pewnych procedur, które, w mojej ocenie, nie do końca dobrze zadziałały, to jest to dla nas wartość dodana - powiedział.

Ustawa wiatrakowa. Weto prezydenta

W pierwszej części audycji Mariusz Marszałkowski mówił także o wecie prezydenta do ustawy wiatrakowej. Zdaniem eksperta nie jest to dobra decyzja, bo Polska potrzebuje inwestycji w każdy element, który zwiększa produkcję energii. 

Ocenił, że działającej elektrowni jądrowej "jeszcze przez najbliższe 15 lat nie zobaczymy w Polsce". Zwrócił też uwagę na koszt dziennego wydobycia węgla. - To 12 milionów złotych publicznych pieniędzy - wskazał.

Czytaj także:

Źródło: Polskie Radio 24
Prowadząca: Ewa Wasążnik
Opracowanie: Paweł Michalak

Polecane

Wróć do strony głównej