"Wydra, com ją tak kochał". Jan Chryzostom Pasek i jego nietypowy zwierzak
Przyjmuje się, że najlepszym przyjacielem człowieka jest pies. Z twierdzeniem tym zapewne nie zgodziłby się Jan Chryzostom Pasek, którego ulubionym pupilem była... wydra o imieniu Robak. Ale najsłynniejszy polski pamiętnikarz udomowił także wiele innych dzikich zwierząt.
2025-08-26, 08:00
Z okazji Międzynarodowego Dnia Psa warto przypomnieć nietypową historię o wydrze, którą przed czterema wiekami polski szlachcic traktował jak domowego pupila.
- Ta wydra była w zasadzie takim dziwnym psem - mówiła w audycji Polskiego Radia Małgorzata Zielińska z Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie. To właśnie w pałacowych ogrodach historia o niezwykłej wydrze znalazła swój smutny koniec.
"Czarnoksiężnik", co kochał wydrę
Ale po kolei. Jan Chryzostom Pasek w swoich słynnych "Pamiętnikach" pod rokiem 1680 zanotował, że król Jan III Sobieski ubiegał się o jego "sławną na całe województwo krakowskie, a potem i na całą Polskę" tresowaną wydrę. Władca poprzez swoich dworzan prosił szlachcica, by podarował mu to nietypowe zwierzątko.
Pasek przywiązany do wydry imieniem Robak pisał, że wolałby oddać część siebie niż "onę, com ją tak kochał". Wiedział jednak, że królowi się nie odmawia, choć było to tak miłe, "jakoby mię ostrym grzebłem po gołej skórze drapał". Początkowo próbował się wymigać i posłowi przysłanemu przez króla pokazał wydrze futerko, ale ten nie dał się nabrać i upominał się o żywą wydrę.
"Pożartowawszy, jużem ją musiał prezentować". A było co przedstawiać. Na komendę "Robak, hul w wodę" wydra łowiła dla szlachcica ryby, co pokazała również w obecności posła. Jak pisał Pasek, było to niezwykle wygodne zwłaszcza w podróży w dzień postny. Gdy w jakiejś miejscowości nikt nie miał ryb na sprzedaż, Robak zapewniał szlachcicowi i jego czeladzi smaczny posiłek.
Z drugiej strony zabieranie wytresowanej wydry w podróż było uciążliwe, ponieważ wszędzie "się dziwowano" i "ludzie kupami schadzali się właśnie, jakby to co z Indyjej (Indii – przyp. red.) przywiezionego" było.
Należy dodać, że wydra nie była jedynym nietypowym zwierzęciem w stadzie Paska. Szlachcic miał więcej "dzikich zwierzów", które nie tylko dogadywały się z jego psami łownymi, ale i razem z nimi uczestniczyły w polowaniach na "swego dzikiego brata". I tak, gdy ktoś nieznajomy widział pamiętnikarza, wybierającego się na łowy w asyście chartów i wyżłów, a także wydry, lisa, kuny, borsuka, zająca czy kruka jadącego na psim grzbiecie, "to się ów tylko żegnał: »Dla Boga! czarnoksiężnik to«".
"Po piersiach deptała, wrzeszcząc tak długo, że obudziła"
Z całej tej zgrai zwierząt najbliższe relacje Paska łączyły z Robakiem. Wydra była bardzo przywiązana do swojego pana i gdy ten wracał po kilkudniowej nieobecności "nie mogła się nacieszyć, naigrać". Co więcej, spała w łóżku z właścicielem, a do tego była tak wytresowana, że na załatwianie potrzeb fizjologicznych udawała się do "jednego miejsca, gdzie jej stawiono skorupkę".
Broniła też swojego pana niczym prawdziwy pies obronny. "Kiedy mię kto poszarpnął za suknią, a rzekłem: »Rusza« - pisał Pasek - to skoczyła z krzykiem przeraźliwym, szarpała za suknią, za nogi". W nocy nie pozwalała nikomu zbliżyć się do łóżka. Akceptowała jedynie służącego, który zdejmował buty panu, "a potem już nie ukazuj się, bo narobiła wrzasku takiego, że się musiał obudzić, choćby najtężej spał". Z kolei, gdy pan Pasek przesadził z alkoholem i rano nie mógł się dobudzić, "to ona po piersiach deptała, wrzeszcząc tak długo, że obudziła, gdy się kto koło łóżka przechodził".
A propos psów, zdaniem Paska, wszystkie, nawet duże psy gończe polujące na wilki, bały się Robaka. Wydra atakowała psy gości odwiedzających Paska, "ale i w drodze jeno jej pies powąchał, a ona skrzeknęła przeraźliwie, to pies zaraz uciekł". Z kolei z całego stada psów Paska akceptowała (a nawet kochała) tylko jednego, imieniem Kapreol ("niemiecki, kosmaty"), od którego "się wszystkiego nauczyła" i z którym "miała komitywę".

"Spała rozwaliwszy się gdziekolwiek"
Jeśli chodzi o gust kulinarny, Robakowi bliżej było do rasowego, wypieszczonego pupila niż dzikiego zwierzęcia. "Surowej ryby, surowego mięsa nie chciała jeść - czytamy w "Pamiętnikach" - nawet kiedy w piątek albo w post uwarzono jej kurczę lubo gołębię, a nie włożono pietruszki [i nie dano tak, jako] należy, to nie chciała jeść".
Po porządnym posiłku wydra uwielbiała leniuchować. "W dzień spała tak, rozwaliwszy się gdziekolwiek, że choć ją na ręce wziął, to oczów nie rozdzi[e]wiła" - pisał Pasek. I dodawał: "to jej był najmilszy zwyczaj wznak leżeć".
W "Pamiętnikach" Pasek zawarł również anegdotkę, która potwierdza i leniwy, i bojowy charakter Robaka. Gdy szlachcic był raz w odwiedzinach u swojego brata ciotecznego, wydra leżała obok niego na ławie ("objadła się i spała, wznak rozwaliwszy się"). Pewien ksiądz, który także był obecny na spotkaniu, myślał, że to rękaw z wydrzego futra i chciał je podnieść. Wtem wydra "przebudzona, zaskrzeczy okrutnie, uchwyciła go za rękę i ukąsiła; ksiądz i z bólu i z przestrachu zemdlał, ledwie się go dotrzeźwiono".
Historia bez happy-endu
Niestety przyszedł w końcu dzień rozstania z Robakiem. Król ofiarował Paskowi za wydrę ("jedząc, i chodząc, i śpiąc, tylko o tej wydrze myśli") pieniądze i dwa konie tureckie, ale szlachcic nie chciał żadnej zapłaty. Przedstawiciele monarchy zabrali wydrę, która opuściła swojego pana "piszcząc, wrzeszcząc w klatce", co tylko potęgowało smutek szlachcica ("ażem poszedł do izby, nie chcąc słuchać tego, co mi jej żal było").
Początkowo Robak nie mógł się przyzwyczaić do nowej rzeczywistości. Nie chciał jeść, kąsał wszystkich, dał się pogłaskać jedynie Sobieskiemu. Po jakimś czasie wydra czuła się coraz swobodniej i para królewska postanowiła zabrać ją z zamku królewskiego w Warszawie do pałacu w Wilanowie. Niestety niepoprawnie założono jej obrożę ze smyczą i zwierzak zdołał się wyswobodzić.
Następnego ranka błąkającą się po ogrodach wydrę dostrzegł strażnik, który, nie wiedząc, że jest to nowy pupil króla, zabił ją dla futra. Następnie chciał je sprzedać Żydowi. Sobieski, gdy się o tym dowiedział, wpadł we wściekłość ("zatka oczy jedną ręką, drugą ręką się porwie za czuprynę") i kazał obu zamknąć w lochu. Nierozważnego strażnika chciał ponoć nawet kazać rozstrzelać, ale ostatecznie skończyło się "tylko" na brutalnej chłoście.
Odebranie wydry szlachcicowi nie skończyło się zatem dobrze dla nikogo. "I mnie zbawili tak kochanego zwierzęcia, i sami się nie nacieszyli" - podsumował Jan Chryzostom Pasek tę smutną historię w "Pamiętnikach".
Źródła: Polskie Radio/th
J. Ch. Pasek, Pamiętniki (wolnelektury.pl)