Czym była niemiecka rakieta V-2? "Broń zemsty" na aliantach
7 września 1944 roku Niemcy po raz pierwszy użyli pocisku V-2 w ataku bojowym. Choć broń nie była dopracowana, do końca wojny rakiety V-2 zabiły ponad 7 tysięcy osób. Później technologię tę przejęli Amerykanie i Sowieci.
2025-09-07, 08:00
Najpierw "cud", potem zemsta
Początki niemieckiego programu rakietowego sięgają jeszcze końca lat 20. XX wieku. Wtedy właśnie Niemcy zorientowali się, że w traktacie wersalskim istnieje pewna luka, która otwiera możliwość rozpoczęcia prac nad pociskami bojowymi. Gdy Hitler doszedł do władzy w 1933 roku, a kilka lat później rozpętał wojnę światową, rakiety miały stać się częścią "cudownej broni" nazistów, w propagandzie zwanej Wunderwaffe, której siła rażenia miała przynieść Niemcom ostateczne zwycięstwo i światową dominację.
Z czasem okazało się, że z tych marzeń został zaledwie ogryzek. Technologia rakietowa, której pionierami stali się niemieccy inżynierowie i naukowcy na usługach hitlerowców, rozwijała się wprawdzie szybko, ale wolniej, niż zakładano. Nikt nie przewidział, ile wyzwań stoi przed konstruktorami, a szpiedzy działający na rzecz koalicji antyhitlerowskiej skutecznie podkopywali starania Niemców.
Gdy wiosną 1944 roku wywiad AK rozpracował schemat V-2 na podstawie niewybuchu znalezionego po niemieckich testach, a później Brytyjczycy (znów dzięki informacjom Polaków) zbombardowali tajną bazę w Peenemünde na wyspie Uznam, gdzie prowadzono prace nad V-2, a także nad bezzałogowym samolotem odrzutowym V-1, naziści zostali w znaczący sposób spowolnieni. Jednocześnie jednak z tym większym zacięciem chcieli doprowadzić do użycia rakiet przeciw aliantom, którzy zadali im tyle bolesnych ciosów.
Sama nazwa V-2 zawiera w sobie ten emocjonalny komponent. Rakieta, której oficjalna techniczna nazwa brzmi "Aggregat 4" ("A4"), podobnie jak jej poprzednik V-1 została ochrzczona jako "Vergeltungswaffe", co wprost oznacza "broń zemsty". Hitlerowcy uznali, że to będzie właściwa "kara" za alianckie naloty. I choć w czasie testów okazało się, że V-2 wymaga jeszcze wiele pracy, to w drugiej połowie 1944 roku Niemcom, którzy coraz częściej ponosili klęski na różnych frontach, bardzo się spieszyło, by zacząć się mścić.
Śmierć z nieba
V-2 to pierwszy na świecie pocisk balistyczny, czyli taki, który porusza się po krzywej balistycznej, czerpiąc napęd z silnika tylko w pierwszej części trasy, potem zaś wykorzystując w locie energię kinetyczną i grawitację. Maszyna miała autonomicznym układ sterowania, a napędzana była jednostopniowym silnikiem rakietowym na paliwo płynne.
W latach 1942-1945 nazistom udało się wyprodukować aż 5800 V-2. Większość użyto do ostrzału Wielkiej Brytanii i Belgii. Ale te pierwsze użyte w boju 7 września 1944 roku wymierzone były w Paryż. Obydwie rozbiły się zaraz po starcie, nie dosięgając celu. Dopiero 8 września jedna V-2 doleciała na przedmieścia Paryża, gdzie spowodowała umiarkowane szkody. Tego samego dnia wieczorem Niemcy wystrzelili z Hagi dwie rakiety w stronę Wielkiej Brytanii. Jedna z nich spadła na Londyn, zabijając trzy osoby. Były to pierwsze ofiary V-2.
Na Wyspy spadło około 1350 rakiet (518 na Londyn), zabijając prawie trzy tysiące osób i raniąc około 6 tysięcy. 1300 pocisków wystrzelono na Antwerpię, 65 na Brukselę, 98 na Liège, 15 na Paryż, 5 na Luksemburg i 11 na most Remagen na Renie. Ostatnia rakieta V-2 z rozkazu Niemców wystartowała 27 marca 1945 roku.
Choć ogólny bilans ofiar tych ostrzałów wyniósł ponad 7 tysięcy ludzi, nazistowscy zbrodniarze nie byli do końca zadowoleni ze swych "wyników". Wprawdzie atak rakietą V-2 istotnie budził przerażenie – jej prędkość była tak duża, że nie mógł zadziałać żaden system ostrzegania, a pocisku w locie nie dało się w żaden sposób powstrzymać przy użyciu dostępnych wówczas technologii obrony. Konstrukcje V-2 wciąż jednak miały wiele błędów, Niemcy z czasem tracili coraz więcej możliwości pracy nad pociskami, a ruchome wyrzutnie rakiet były jednym z głównych celów wojsk alianckich.
Pod parasolem Ameryki
Po kapitulacji Niemiec w nazistowskich arsenałach pozostało więc całkiem sporo V-2. Szybko przejęli je alianci z koalicji antyhitlerowskiej, którzy przystąpili do własnych prób rakietowych. Razem z pociskami w 1945 roku wywieziono także niemieckich specjalistów od technologii militarnych - 1600 w ramach tajnej amerykańskiej operacji Paperclip (pol. "Spinacz") oraz 2000 w ramach sowieckiej operacji NKWD o kryptonimie Osoaviakhim (akronim Towarzystwa Współdziałania w sprawach Obrony i Budownictwa Lotniczo-Chemicznego).
Do Stanów Zjednoczonych trafił m.in. Wernher von Braun (1912-1977), jeden z czołowych niemieckich konstruktorów rakiet, dyrektor ośrodka w Peenemünde. Dla Amerykanów nie było problemem, że człowiek ten był od 1937 roku członkiem NSDAP, a w 1940 roku wstąpił do SS, gdzie dorobił się stopnia Sturmbannführera (majora).
W USA Wernher von Braun odnosił same sukcesy. Opracował konstrukcję rakiety Jupiter C, która w 1958 roku wyniosła na orbitę pierwszego amerykańskiego sztucznego satelitę Ziemi Explorer 1. Gdy w tym samym roku powstała agencja NASA, Braun od razu zasilił jej szeregi. Dwa lata później został dyrektorem Centrum Lotów Kosmicznych Marshalla w Alabamie.
Był jednym z kluczowych twórców programu Apollo. Zaprojektowana przez niego (wspólnie z innym Niemcem Arturem Rudolphem) rakieta Saturn V przeszła do legendy, gdy pozwoliła amerykańskim astronautom jako pierwszym ludziom wylądować 21 lipca 1969 roku na Księżycu. W ten sposób Braun stał się współautorem jednego z najbardziej przełomowych epizodów w dziejach światowej astronautyki.
Z V-2 związane jest jeszcze jedno wiekopomne wydarzenie. 24 października 1946 roku w ramach programu Hermes wystrzelono w Nowym Meksyku jedną z rakiet V-2 zbudowanych z części wywiezionych z fabryki Mittelwerk (tam przeniesiono produkcję po zniszczeniu Peenemünde). W specjalnej kasecie w pocisku Amerykanie umieścili sprzęt fotograficzny, dzięki któremu udało się wykonać pierwsze w dziejach zdjęcia Ziemi z kosmosu (czyli powyżej linii Kármána, umownej granicy pomiędzy atmosferą Ziemi i przestrzenią kosmiczną).
V-2 już jednak wcześniej była w kosmosie, i to prawie dwa razy wyżej niż ta, która wystartowała w Nowym Meksyku, choć bez aparatu. 20 czerwca 1944 roku naziści wystrzelili ze stanowiska testowego w Peenemünde swoją rakietę na wysokość 176 kilometrów, czyli niemal na wysokość granicy tzw. niskiej orbity okołoziemskiej.
Tak właśnie to, co miało być "bronią zemsty" na aliantach, posłużyło niektórym z krajów, które zmiażdżyły hitlerowców, do stworzenia swoich programów rakietowych i do rozpoczęcia eksploracji przestrzeni kosmicznej.
Źródło: Polskie Radio/Michał Czyżewski