Dywersja na kolei. Kluczowe okazały się telefony, zidentyfikowano numery
Śledczy ustalili w jaki sposób doszło do detonacji ładunków wybuchowych na trasie kolejowej Warszawa-Lublin. Oba ładunki sterowane były z telefonów komórkowych zarejestrowanych u polskiego operatora. Numery są zarejestrowane na konkretne paszporty, ale jak podkreślają funkcjonariusze, właściciele numerów nie muszą być powiązani ze sprawą.
2025-11-18, 09:26
- Ukraińska strefa śmierci. Nowy sposób prowadzenia wojny
- Rosyjski statek przy polskim wybrzeżu. Nagle zniknął
Nowe informacje ws. wybuchu na torach
Jak wiadomo z dotychczasowego śledztwa, sprawcy wyłożyli dwa ładunki. Jeden w okolicy miejscowości Mika, natomiast drugi niedaleko Gołębia. Z niewyjaśnionych przyczyn tylko pierwszy z nich został zdetonowany. Uszkodzenia torów mogły doprowadzić do katastrofy kolejowej.
Z ustaleń reporterów RMF24.pl wynika, że służby posiadają już informację na temat tożsamości osoby, która zakupiła telefony komórkowe. Karty SIM zabezpieczono, funkcjonariusze dotarli do numerów paszportów tych osób. Należy jednak pamiętać, że właściciele tych numerów nie muszą być powiązani ze sprawą. Przestępcy często korzystają z kradzionych urządzeń.
Śledztwo prokuratury. Sprawcom grozi dożywocie
Prokuratura Krajowa wszczęła postępowanie o charakterze terrorystycznym i dywersyjnym. Karty SIM oraz telefony były użyte do zdalnej detonacji, co sugeruje dobrze zorganizowaną akcję dywersyjną. Służby podejrzewają ingerencję obcego wywiadu. Sprawcy mają usłyszeć zarzuty uszkodzenia infrastruktury kolejowej, sprowadzenia niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym oraz wytwarzania i obrotu materiałami niebezpiecznymi. Grozi za to nawet dożywocie.
Dywersja na kolei. Sprawcy chcieli wysadzić pociąg
Pierwsze informacje o uszkodzeniu torów kolejowych w miejscowości Życzyn (woj. mazowieckie) pojawiły się już w niedzielę. Maszynista zauważył wówczas, że szyny są uszkodzone i odłamano fragment toru. Na miejscu pojawiły się służby i ustaliły, że wysadzono w tym miejscu ładunek wybuchowy. Drugi przypadek dywersji dotyczył uszkodzonej trakcji energetycznej na odległości ok. 60 metrów. Uszkodzona trakcja uderzyła w skład, którym podróżowało niemal 500 pasażerów. Premier Donald Tusk potwierdził, że celem sabotażystów najpewniej było wysadzenie pociągu.
Źródła: PolskieRadio24.pl/rmf24.pl/JL