Szczyt w Cannes nie przyniesie przełomu
W Cannes ruszył szczyt G20 - grupy największych gospodarek świata poświęcony walce z kryzysem.
2011-11-03, 14:00
Komentatorzy nie spodziewają się jednak żadnych konkretnych decyzji po tym spotkaniu.
Strefa euro już przyjęła plan antykryzysowy, a jej liderzy mogą jedynie apelować o działania, które ustabilizują sytuacją w świecie.
- Będzie dużo determinacji liderów światowych w przezwyciężaniu problemów, próbach ustabilizowania finansów publicznych, ale potem wszyscy rozjadą się do domów i będą robić to co przedtem - powiedział Polskiemu Radiu ekspert brukselskiego Centrum Studiów nad Polityką Europejską Daniel Gros.
REKLAMA
Na spotkaniu w Cannes może pojawić się temat wprowadzenia podatku od transakcji finansowych, na który nie ma zgody w samej Unii, bo sprzeciwia się Wielka Brytania w obawie, że wpłynie on negatywnie na działanie prężnego finansowego londyńskiego city. Wprowadzeniu podatku niechętne są też między innymi Stany Zjednoczone.
Mimo to szef Komisji Europejskiej zamierza powrócić do tej propozycji. To zły pomysł - ocenia brukselski ekspert.
- Podatek od transakcji finansowych, to poboczny temat, nie będzie on miał wielkiego wpływu a rynki w obecnej sytuacji. Może gdyby został wdrożony 10 lat temu byłoby inaczej, wtedy rynki finansowe były małe, teraz już się rozrosły - dodał Daniel Gros.
Liderzy Unii Europejskiej mogą wykorzystać też to spotkanie, by zabiegać o zaangażowanie chińskich inwestorów w ratowanie strefy euro, zmagającej się z kryzysem zadłużenia. Chodzi o wzmocnienie europejskiego funduszu ratunkowego dla bankrutujących krajów, który ma być zwiększony z ponad 400 miliardów euro do biliona euro. Ponieważ w eurolandzie żaden kraj nie chce wykładać dodatkowych pieniędzy, Bruksela zdecydowała, że będzie szukać kapitału poza granicami Unii.
REKLAMA
Jednak opinie w tej sprawie są podzielone. Niektórzy komentatorzy uważają, że Chiny, które już wykupiły część długu Stanów Zjednoczonych, teraz mogłyby pomóc Europie. Inni, jak brukselski ekspert Daniel Gros uważają, że to błąd.
- Tego należy uniknąć. Nie ma potrzeby ściągania kapitału z zewnątrz. Poza tym jeśli niemieccy inwestorzy nie chcą kupować włoskich, czy hiszpańskich obligacji, to dlaczego mieliby to robić chińscy. Jest jeszcze jedna rzecz - jeśli Chiny się zaangażują, to wtedy wzrośnie wartość euro, a to spowoduje, że w jeszcze trudniejszej sytuacji będą kraje znajdujące się na peryferiach. Nie jest więc w interesie Europy zapraszanie Chin do pomocy - dodał brukselski ekspert.
Komentatorzy podkreślają też, że jeśli Chiny zdecydują się pomoc, to nie zrobią tego za darmo. Mogą wykorzystać to w zabiegach o przyznanie statusu gospodarki rynkowej albo zażądać zaprzestania krytyki za łamanie praw człowieka.
IAR,ab
REKLAMA
REKLAMA