Japonia: pozwał telewizję za używanie zbyt wielu obcych słów
Japoński emeryt, czując się ofiarą "nadmiernego stresu emocjonalnego" z powodu przeładowania programów publicznej telewizji obcymi słowami, pozwał do sądu nadawcę, oskarżając NHK o używanie niezrozumiałego języka.
2013-06-27, 16:14
71-letni Hoji Takahashi domaga się 1,4 mln jenów (12 tys. euro) odszkodowania za nadmierne korzystanie przez NHK z zapożyczonych słów w miejsce ich japońskich odpowiedników. Twierdzi, że telewizja łamie artykuł kodeksu cywilnego, który mówi, że ludzie są finansowo odpowiedzialni za naruszanie praw innych do wolności i bezpieczeństwa.
- Mój klient uważa, że Japonia jest zbyt zamerykanizowana - powiedział jego adwokat Mutsuo Miyata. - Wierzy, że kraj właśnie staje się amerykańską prowincją.
Takahashi jest członkiem stowarzyszenia obrony języka japońskiego. Postanowił wnieść sprawę do sądu, ponieważ NHK wciąż ignorowała jego skargi - wyjaśnił adwokat, dodając, że nie chodzi jedynie o obronę języka, ale także o kulturę Japonii, jej politykę i gospodarkę.
Japoński język jest nadzwyczaj bogaty, ale Japończycy lubią wyciągać z obcych słowników terminy, których używają w innowacyjny sposób. Zmieniają nie tylko ich wymowę, przystosowując ją do japońskiego zapisu - sylabariusza, w którym pojedyncze znaki reprezentują całe sylaby, a nie pojedyncze głoski. Często zmieniają również ich znaczenie. Już zjaponizowane słowa stają się niezrozumiałe dla kogoś, kto słyszy je po raz pierwszy. Angielskie "trouble" (kłopot, problem) zmienił się w japońskim w "toraburu", a "computer" - w "conpyutaa".
Są również neologizmy brzmiące podobnie do angielskiego, których sens umyka ludziom posługującym się od dziecka angielskim: "sumaho" to skrócona nazwa smartfonu.
pp/PAP
REKLAMA