Wyciek ropy w Zatoce Meksykańskiej. Halliburton: zniszczyliśmy dowody
Amerykański koncern usług wydobywczych Halliburton przyznał się do zniszczenia dowodów w śledztwie związanym z wyciekiem ropy w Zatoce Meksykańskiej w 2010 roku.
2013-07-26, 06:44
Koncern - jak poinformowało ministerstwo sprawiedliwości USA - zapłaci najwyższą grzywnę przewidzianą prawem za to przestępstwo, czyli 200 tys. dolarów. Do tego zobowiązał się, że będzie w dalszym ciągu współpracował z wymiarem sprawiedliwości przy śledztwie w sprawie wycieku. Zgodę na zawarcie takiego porozumienia musi jeszcze wyrazić sąd.
Ponadto Halliburton dobrowolnie przekazał 55 mln dolarów na rzecz narodowej fundacji ochrony przyrody NFWF (National Fish and Wildlife Foundation).
Według rządu Halliburton zalecił koncernowi BP, by odwiert Macondo umocnić za pomocą 21 metalowych obręczy, jednak BP użył jedynie sześciu. Już po wycieku koncern miał nakazać swoim pracownikom zniszczenie symulacji komputerowych, z których wynikało, że użycie 21 czy sześciu obręczy w rzeczywistości dawało niewielką różnicę.
W kwietniu 2010 roku na kontrolowanej przez BP platformie wiertniczej Deepwater Horizon nastąpił wybuch, który spowodował śmierć 11 osób i niekontrolowany wyciek ropy z podmorskiego złoża z odwiertu Macondo. Według władz amerykańskich do wód Zatoki Meksykańskiej przedostało się wtedy 4,9 mln baryłek ropy, natomiast BP twierdzi, że było to 3,1 mln baryłek. Zatamowanie wycieku trwało trzy miesiące.
Wcześniej prowadzący odwierty w Zatoce BP oraz właściciel platformy Transocean Ltd. przyznali się do winy za swój udział w wycieku i zgodzili się zapłacić grzywny w wysokości odpowiednio 1,26 mld dolarów oraz 400 mln dolarów.
Zobacz galerię: DZIEŃ NA ZDJĘCIACH>>>
PAP, kk
REKLAMA