Ginęły portfele, ubrania i godność. Tak kradła elitarna szajka usypiaczy
W przedwojennych knajpach i restauracjach swoją - nomen omen - pożywkę znajdowały liczne grupy przestępców. Jedną z najsłynniejszych była szajka usypiaczy. - To elita polskiego półświatka. Substancji usypiającej dolewali do wódki albo kawy, potem ofiara była zanoszona do dorożki, okradana dosłownie do bielizny i budziła się gdzieś w bramie - mówił w Polskim Radiu 24 Bartosz Paluszkiewicz, autor książki "Menu zbrodni".
2025-04-11, 11:00
Grupy przestępcze w międzywojennej Warszawie stołowały się w wielu miejscach - od Pragi po Śródmieście. Jednym z bardziej prestiżowych lokali była Oaza przy ul. Wierzbowej. Miała ona swoje początki jeszcze w XIX wieku, a ponownie została otwarta w 1922 roku. Na początku był to najbardziej luksusowy lokal w stolicy, ale potem jej renoma, wraz z nadejściem kryzysu gospodarczego, trochę upadła.
W tego typu miejscach spotykały się warszawskie elity, ale także przestępcy, członkowie różnych szajek, którzy często okradali zamożnych gości. Jedną z najbardziej znanych był gang usypiaczy.
Posłuchaj
- To byli panowie i panie, którzy byli fantastycznie ubrani. Wyglądali jak goście, nawet czasami lepiej. Wtapiali się genialnie w tłum, bawili się, jedli i pili, ale w międzyczasie cały czas obserwowali i szukali swojej ofiary; głównie był to mężczyzna, dobrze ubrany, z laską, samotny i oczywiście z portfelem. Bo te portfele pojawiały się na stolikach. W pewnym momencie przysiadała się pani, witała się, była odpowiednia dawka alkoholu i dolewano substancji usypiającej - do kieliszka wódki czy kawy - albo podawano papieros z taką substancją. Po 15-20 minutach ofiara już była senna - powiedział Bartosz Paluszkiewicz.
Szajka usypiaczy. "Elita polskich przestępców"
Jak zaznaczył, "to była elita polskich przestępców". - To wszystko było przemyślane. Przede wszystkim wykradano pieniądze i pieniędzmi ofiary normalnie płacono rachunek, żeby nie wzbudzać podejrzeń. Często mówiono, że "wujka trzeba odwieźć do domu", brano go pod pachę i na zewnątrz czekała dorożka. W mojej książce opisuję dorożkę nr 700 - podkreślił.
REKLAMA
Dorożka z okrągłym numerem świadczyła o prestiżu, statusie. Była przeznaczona dla gości z grubszym portfelem. - Do takiej dorożki był wkładany "przybrany wujek". Jechano za Warszawę, albo na przykład na Pragę, i taka osoba była okradana dosłownie do bielizny i pozostawiana w bramie. Na drugi dzień się budziła z "dziurą" w głowie, czyli niepamięcią. Oczywiście o bardzo dużej liczbie spraw nie wiemy, ponieważ ci ludzie wstydzili się tego, co im się przytrafiło. Bardzo często byli to też przyjezdni spoza Warszawy - powiedział Bartosz Paluszkiewicz. Dodał również, że były też przypadki zgłoszeń na policję, zwłaszcza w przypadkach kradzieży dokumentów, które trzeba było zastrzec.
***
Audycja: Więcej niż kryminał
Prowadzący: Grzegorz Kalinowski
Gość: Bartosz Paluszkiewicz (autor książki "Menu zbrodni")
Data emisji: 10.04.2025
Godzina emisji: 22.06
Źródło: Polskie Radio 24/bartos/kor
REKLAMA
REKLAMA