Eksperci: mimo wakacji ceny sezonowo nie spadają za to rosną koszty przedsiębiorców
Mimo okresu wakacyjnego nie widzimy, tak jak to zawsze miało miejsce, spadku cen żywności czy mniejszych wydatków na utrzymanie domu lub mieszkania. Rośnie inflacja bazowa oraz rosną wydatki państwa. Rząd staje więc na rozdrożu: wybrać inflację czy wprowadzić dyscyplinę fiskalną co oznaczałoby cięcia wydatków - mówili goście audycji "Rządy Pieniądza": prof. Konrad Raczkowski, dyrektor Centrum Gospodarki Światowej UKSW i dr Maciej Bukowski z SGH.
2022-08-17, 10:00
Goście audycji analizowali wyniki podanej przez GUS inflacji bazowej za lipiec. Wyniosła ona 9,3 proc. rok do roku. Pod wyłączeniu cen podlegających kontroli państwa było to 15,9 proc.
- Gdy weźmiemy pod uwagę czynniki sezonowe, które zawsze obniżają inflację w okresie wakacyjnym to w odczytach widzimy, że w tym roku one nie występują. Inflacja rosła. Dotyczy to nie tylko żywności, ale także nośników energii. Jeśli np. w paliwach na stacjach widać było wahania cen to nie oznacza, że inflacja spadała w okresie sprawozdawczym, bo koncerny i przedsiębiorcy bukują pieniądze, robią zakupy wcześniej. Jedynie konsumenci indywidualni po prostu jadą na stację i kupują paliwo. Już teraz nie po stronie NBP, ale po stronie rządu są instrumenty żeby ograniczać inflację. Podwyżki stóp procentowych już nie będą spełniały swojej roli - mówił prof. Konrad Raczkowski.
W opinii ekonomisty z UKSW rząd powinien ograniczać wydatki, ale ze względu na podwójne wybory w przyszłym roku tego się nie spodziewa.
- Wydatki państwa rosną dramatycznie. Mamy kolejne zdarzenia, jak np. Odra i tu będzie potrzebne kolejne wsparcie. A wbrew temu co by się wydawało konieczne jest ograniczenie wydatków, pokazanie, że jest jakaś dyscyplina finansowa. W tej chwili jej nie ma – ocenił prof. Konrad Raczkowski.
REKLAMA
Zaznaczył, że nie namawia rządu do zabrania ludziom świadczeń "bo to grozi rewolucją, świadczenia muszą być gwarantowane". Chodzi raczej o tzw. "cięcie po skrzydłach", a pod tym pojęciem rozumie wprowadzanie kryterium dochodowego przy wspieraniu obywateli.
Gość audycji stwierdził, że "obecnie mamy dodatki do dodatku". Wskazał np. na dodatek węglowy w kwocie 3 tys. zł, i przypomniał, że od lat mamy dodatek tego rodzaju dla osób o bardzo niskich dochodach.
- Inflacja bierze się ostatecznie z nadmiernego popyt. Nawet gdyby zakręcono kurki i ceny energii miałyby rosnąć, to gdyby nie było pieniędzy na kontach ludzi i firm. To, że mamy wysoką inflację jest więc sprzężeniem tego, że mamy presję energetyczną, co w niektórych sektorach jak produkcja żywości przekłada się na ceny oraz to że popyt na żywność jest mało elastyczny – ludzie muszą jeść i nie chcą z tego rezygnować. A producenci przerzucają na nich wzrost cen np. za podgrzanie wody – wyjaśniał dr Maciej Bukowski.
Zauważył też, że część przedsiębiorców generuje bardzo wysokie marże, ale to w jego opinii przede wszystkim widać w sektorze energetycznym.
REKLAMA
- Ogólnie jest teraz przyzwolenie na podnoszenie cen. Jest to możliwe, bo ludzie jeszcze mają pieniądze – pytał dr Maciej Bukowski.
W opinii prof. Konrada Raczkowskiego jesienią jednak wszyscy będą musieli zaciskać opasa, ale najbardziej najubożsi.
Dr Maciej Bukowski stwierdził, że już konsumpcja zbliżona do zera występuje w takich obszarach jak np. zakup mebli, remonty. Znaczne ograniczenia są w turystyce i szerzej usługach. Ale np. firmy energetyczne notują normalne zakupy i bardzo wysokie zyski.
REKLAMA
Audycję prowadziła Anna Grabowska.
Posłuchaj
PR24/Anna Grabowska/sw
REKLAMA
REKLAMA