Wilhelm Orlik-Rückemann - jeden z pierwszych polskich pancerniaków, ostatni dowódca KOP

– To w gruncie rzeczy jeden z największych bohaterów wojny 1939 roku. Bohater, który musiał pozostać w cieniu w PRL, a z różnych powodów – głównie zawiści swoich kolegów – pozostał w cieniu również na emigracji – oceniał generała prof. Paweł Wieczorkiewicz w Polskim Radiu. Dziś wspominamy 130. rocznicę urodzin gen. Wilhelma Orlika-Rückemanna. 

2024-08-01, 05:50

Wilhelm Orlik-Rückemann - jeden z pierwszych polskich pancerniaków, ostatni dowódca KOP
Wilhelm Orlik-Ruckemann na tle czołgów Renault FT-17. Foto: Polskie Radio; na podstawie: NAC/dp

Obco brzmiące nazwisko zawdzięczał austriacko-żydowskim korzeniom. Od najmłodszych lat czuł się jednak polskim patriotą. Świadczą o tym zakładane przez niego jeszcze w czasach szkolnych, w rodzinnym Lwowie, drużyny "Zarzewia" - niepodległościowej organizacji młodzieżowej. Później przyszedł czas na Związek Strzelecki i w efekcie, po wybuchu I wojny światowej, na Legiony Polskie. 

Po kryzysie przysięgowym wcielono go do armii austriackiej, ale sam Orlik-Rückemann oddany był bardziej służbie w tajnej wówczas Polskiej Organizacji Wojskowej. Służbę w odrodzonym Wojsku Polskim rozpoczął od walk z Ukraińcami o rodzinny Lwów - dostał się wówczas do niewoli. Po uwolnieniu wziął udział w wojnie polsko-bolszewickiej. Dowodził wówczas 6 pułkiem piechoty Legionów, a następnie 132 pułku piechoty. 

Jeden z pierwszych pancerniaków

- Mój pierwszy kontakt z bronią pancerną miał miejsce w 1920 roku, w czasie wyprawy kijowskiej, gdy do batalionu piechoty, którym dowodziłem, w straży przedniej głównej kolumny, przydzielono pluton samochodów pancernych - wspominał na antenie Radia Wolna Europa.

REKLAMA


Posłuchaj

"Początki polskiej broni pancernej" - wspomnienia gen. Wilhelma Orlika-Ruckemanna. (RWE, 10.05.1970) 7:58
+
Dodaj do playlisty

 

Do tego nowego w Wojsku Polskim rodzaju broni wydelegowano go dopiero cztery miesiące później. 15 sierpnia 1920 roku, w czasie bitwy warszawskiej, otrzymał dowodzenie 1 pułku czołgów, na którego wyposażeniu znalazły się wolnobieżne, dwuosobowe, sześciotonowe czołgi Renault FT-17.

Więcej o Bitwie Warszawskiej i wojnie polsko-bolszewickiej znaleźć można w serwisie www.bitwa1920.gov.pl: 

src=" //static.prsa.pl/18c6af74-3478-4b75-bc41-37b63c3bea80.file"

- Mój przydział do czołgów przyjąłem z bardzo mieszanymi uczuciami - konstatował. - Był on niewątpliwie dowodem zaufania, ale czułem się źle: wyrwany z frontu, z szeregów oddziałów, z którymi się bardzo zżyłem, gdzie czułem się dobrze i na swoim miejscu. Gdy odejście z tych oddziałów się odwlekało, miałem nadzieję, że właściwie ten przydział nie będzie już aktualny. Nadzieje moje okazały się zawodne. 

REKLAMA

Na czele swoich czołgów brał udział w odpychaniu bolszewików spod Warszawy. 1 pułkiem czołgów dowodził - z dwuletnią przerwą - aż do 1927 roku, kiedy został kierownikiem Wydziału Broni Pancernych Departamentu V Ministerstwa Spraw Wojskowych. 

Uratował swoich ludzi przed Katyniem

W 1938 roku wyznaczono go na zastępcę dowódcy Korpusu Ochrony Pogranicza. Dzień przed wybuchem wojny został dowódcą formacji. W swoich "Rozważaniach o kampanii 1939 roku" prof. Paweł Wieczorkiewicz pisał o nim, jako o "jedynym dowódcy, który potrafił wziąć na siebie cały ciężar symbolicznej walki z Sowietami".

- Na czele zgrupowania swoich wojsk, po 17 września, po agresji sowieckiej, walczył aż do początków października, odchodząc coraz bardziej na zachód i ratując swoich ludzi i siebie od losu oficerów i żołnierzy z Katynia, Starobielska i Ostaszkowa – oceniał prof. Paweł Wieczorkiewicz w audycji Arkadiusza Ekierta z cyklu "Piękny i bestia". – Walczył z armią sowiecką, walczył z sukcesami, nie dał się pobić, nie dał się rozbić. Pierwszego października, wobec przejścia Bugu, znalezienia się na obszarze okupacji niemieckiej, rozwiązał swoją grupę.


Posłuchaj

Sylwetkę gen. Wilhelma Orlika-Rückemanna w audycji Arkadiusza Ekierta z cyklu "Piękny i bestia" przedstawia prof. Paweł Wieczorkiewicz. (PR, 6.09.2004) 1:35
+
Dodaj do playlisty

 

REKLAMA

Ostatnią bitwą zgrupowania Orlika-Rückemanna była walka pod Wytycznem. On sam przedarł się na Litwę i dalej do Szwecji. Stamtąd przedostał się do Wielkiej Brytanii, gdzie do końca wojny pełnił mało istotne funkcje sztabowe – jako piłsudczyk i legionista nie mógł liczyć na więcej. 

"Powinien mieć swoje nazwisko na głównych ulicach Polski"

Po wojnie pozostał na emigracji. Przeszedł w stan spoczynku w 1947 roku. Na początku lat 70. wyemigrował do rodziny, do kanadyjskiej Ottawy. Tam zmarł i został pochowany.

- To człowiek, który powinien mieć nazwisko na głównych placach i ulicach Polski – oceniał prof. Wieczorkiewicz. – To człowiek, który powinien być pamiętany i czczony na równi z Antonim Szyllingiem, czy Wiktorem Thommée, a o wiele bardziej niż inni, nie zawsze zdolni,  nie zawsze sprawnie działający generałowie września.

bm

REKLAMA

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej

Najnowsze