Polskie stadiony: megalomania i wielka strata pieniędzy
Synonimem rozrzutności samorządów stały się aquaparki, ale czy na takie miano bardziej nie zasługują stadiony, których zbudowaliśmy w ostatnich latach dziesiątki, a wiele z nich świeci pustkami? O ile bowiem pięć stadionów, które wybudowano przed Euro 2012 jest wykorzystywane i nawet zarabia, to z kolei kilkanaście obiektów w mniejszych miastach, zbudowanych niejednokrotnie kosztem kilkuset milionów złotych nie ma szans na biznesowy sukces i tylko pogrąża kluby i samorządy.
2015-07-19, 20:00
O budowie stadionów najgoręcej dyskutowano przed i tuż po Euro 2012. Powstało wówczas pięć obiektów, które kosztowały miliardy, nie można jednak kategorycznie powiedzieć, że były to inwestycje nietrafione.
Stadion narodowy broni się w biznesowym rankingu
Stadion Narodowy, początkowo przedstawiany jako wielki bubel, powoli staje się powodem do dumy i symbolem sukcesu. Na obiekcie odbywają się rocznie setki imprez, które przyciągają widzów nie tylko z Polski, ale też z Europy i świata (choćby czerwcowy finał piłkarskiej Ligi Europejskiej).
Pozostałe obiekty – w Poznaniu, Gdańsku, Krakowie i Wrocławiu – lepiej lub gorzej, ale bywa, że spełniają swoją rolę. Każdy z nich zapełnia się przynajmniej kilka razy w roku z okazji meczów (spotkania piłkarzy Lecha w Poznaniu gromadzą ostatnio regularnie po 40 tysięcy widzów) czy koncertów.
Największe problemy mają nowe stadiony w mniejszych miastach
Niestety gorzej jest z innymi stadionami. Na obiektach zbudowanych za kwoty przekraczające sto milionów mecze drugo- i trzecioligowych drużyn ogląda po kilkaset kibiców.
REKLAMA
Sztandarowym przykładem jest Lublin, który wydał 155 mln złotych (67 z unijnej dotacji) na obiekt mogący pomieścić 15 tysięcy widzów.
Tymczasem w mieście są dwa kluby piłkarskie. Oba grały do czerwca w III lidze. Lublinianka po tym sezonie spadła do IV ligi, Motor, który miał wywalczyć awans, dając argument, że wydanie milionów na stadion miało sens, nie awansował. Nadal będzie grał na czwartym szczeblu rozgrywek w kraju.
Duży stadion – mało kibiców
Mecze Motoru cieszą się jak na III ligę i tak niezłym zainteresowaniem, bo przychodziło na nie w sezonie 2014/2015 od 500 do rekordowych 3 tysięcy widzów. Średnia w granicach 1,2 tysiąca na 15-tysięcznym stadionie imponująca jednak nie jest.
Dopiero co na stadionie w Lublinie zakończył się piłkarski turniej LOTTO Lubelskie Cup, w którym grały znane europejskie kluby AS Monaco, Szachtar, Hannover 96 i Lechia Gdańsk. Na dwa dni i sześć meczów sprzedano ledwie 10 tysięcy biletów.
REKLAMA
To spory problem, bo unijna dotacja wymagała, żeby do końca roku Arenę – jak nazwano stadion – odwiedziło 361 tysięcy osób. Dotąd uzbierało się ich ok. 100 tysięcy i trudno będzie spełnić wymagania, a to może oznaczać konieczność zwrotu części dotacji.
Podobny przykład mamy w Tychach, gdzie za 129 mln zł oddawany jest do użytku obiekt dla kilkunastu tysięcy widzów i to mimo odmowy dotacji z Ministerstwa Sportu i Turystyki w wysokości 50 milionów złotych.
Co ciekawe, niemal jednocześnie z zakończeniem budowy z I ligi spadł zespół piłkarzy GKS Tychy, dla którego obiekt powstał.
Do tego piłkarskie mecze w Tychach nie cieszą się wielkim zainteresowaniem. Przykładowo w zakończonym sezonie spotkanie z Pogonią Siedlce oglądały 374 osoby, z Chrobrym Głogów 275 osób, nawet derby z GKS-em Katowice przyciągnęło zaledwie 542 widzów!
REKLAMA
Po co więc taka inwestycja?
Prezydent Tychów mówi, że miasto zrealizowało większość celów z tzw. twardej infrastruktury i teraz przyszedł czas na spełnienie innych potrzeb mieszkańców.
– Stadion budujemy z własnych pieniędzy. Nas po prostu na to stać. Bo przecież jako samorząd, w pewnym uproszczeniu, jesteśmy od tego, żeby pieniądze wydawać – tłumaczy prezydent Andrzej Dziuba. – Oczywiście, żeby je wydawać, trzeba się postarać, aby je mieć. My się postaraliśmy: bezrobocie ciągle nam spada, rosną wpływy z podatków. Jest więc baza do tego, żeby inwestować w stadion czy basen. Przy budżecie Tych w granicach 800 mln są to inwestycje, które nie pogrąża miasta.
O gigantomanii możemy mówić także w przypadku Białegostoku, gdzie 9 października ubiegłego roku nadzór budowlany wydał pozwolenie na użytkowanie nowego stadionu miejskiego, który pomieści ponad 20 tys. widzów.
Za budowę odpowiadała spółka z o.o. Stadion Miejski, w której 100 proc. udziałów ma miasto Białystok. Jednym ze źródeł finansowania były fundusze unijne z Regionalnego programu operacyjnego województwa podlaskiego. Budowa kosztowała 250 mln zł. Średnia na meczach tamtejszej Jagielloni nie przekracza 5 tysięcy widzów.
REKLAMA
Gdy obiekt budowano, mówiło się, że będą organizowane na nim także inne imprezy, w tym mecze reprezentacji. Na razie rozegrano jedno takie spotkanie. Zagrały drużyny do lat 21 Polski i Litwy. Mecz przyciągnął na stadion 5 tysięcy widzów. Na wielki koncert gwiazd disco polo przyszło 7,5 tys. osób.
Trzy stadiony w Łodzi
O ile przykłady Lublina i Tych mogą się wydawać mało racjonalne, to co powiedzieć o Łodzi, która buduje trzy stadiony. Dla piłkarzy ŁKS-u i Widzewa oraz dla żużlowców Orła Łódź. W sumie inwestycje pochłoną ok. 300 mln złotych.
Decyzja władz miasta budzi tym większe wątpliwości, że oba kluby piłkarskie są w głębokim kryzysie, a Widzew – czterokrotny mistrz Polski i uczestnik Ligi Mistrzów – został decyzją łódzkiego sądu postawiony w stan likwidacji.
Mimo to w dzielnicy Widzew trwa budowa stadionu na 18 tys. miejsc. Koszt inwestycji wraz z przebudową dróg to 138 mln zł.
REKLAMA
– Wierzymy, że Widzew poradzi sobie z problemami, a my budujemy stadion miejski, który ma służyć całej dzielnicy. Nie ma więc mowy o wycofywaniu się z czegokolwiek – mówił Marcin Masłowski, rzecznik prezydent Hanny Zdanowskiej, „Gazecie Wyborczej”.
W ub. roku ruszyła budowa stadionu dla ŁKS-u, który nie był w lepszej sytuacji od Widzewa, spółka właśnie ogłosiła upadłość i zaczynała grę od IV ligi. Ostatni sezon ŁKS zakończył na piątym miejscu w III lidze i od jesieni nadal będzie rywalizował na tym poziomie.
Dlaczego w Łodzi nie zbudowano jednego miejskiego obiektu dla obu klubów? Kilka lat temu prezydent Hanna Zdanowska mówiła nawet: – W tej chwili nie stać nas na wybudowanie dwóch obiektów. Chodzi też o ich przyszłe utrzymanie, bo jeżeli mamy jeden klub w ekstraklasie, to rodzi się pytanie, czym zapełnilibyśmy dwa stadiony.
Po protestach kibiców władze jednak uległy. Pod magistrat przyszło 2 tysiące kibiców Widzewa, a że zbiegało się to z dyskusją o możliwości przeprowadzenia referendum w sprawie odwołania prezydent, kilka dni później zapadła decyzja o budowie dwóch obiektów.
REKLAMA
– Miasto musi budować infrastrukturę nawet taką, którą uznaje się za fanaberię. To jego obowiązek. Gminy muszą podejmować ryzyko takich inwestycji, patrząc jednak, jak to w przyszłości obciąży ich budżety – uważa Marek Cieślak, wiceprezydent Łodzi.
Cieślak przyznaje, że są to inwestycje z góry skazane na straty, ale jego zdaniem niezbędne.
– Ważne, żebyśmy nie tylko wiedzieli, ile konkretna inwestycja będzie kosztowała, ale także, jakie pociągnie za sobą wydatki w kolejnych latach użytkowania i byli na te koszty przygotowani – dodaje wiceprezydent Łodzi.
Absolutnie nie zgadza się z takim stawianiem sprawy Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes Związku Banków Polskich. – Nawet gdybym miał 90 procent dofinansowania, nie zbudowałbym w mieście kolejnego stadionu – mówi. – Nie można w biednym kraju budować kolejnych stadionów, szczególnie dużych. Musimy myśleć o przyszłości, o kosztach utrzymania takich obiektów. Dobry gospodarz nie zaczyna od budowy willi czy kupna supersamochodu, tylko najpierw zastanawia się, z czego będzie żył.
REKLAMA
A w Łodzi to jeszcze nie koniec, bo magistrat ma wesprzeć modernizację dla kolejnej spółki, jaką jest Orzeł, żużlowy klub z I ligi. Jego prezes Witold Skrzydlewski podkreśla, że „czarny sport” jak żaden inny nie dzieli łodzian, ale ich łączy. – Na nasze mecze przychodzi po 4-5 tysięcy osób – mówi.
10-tysięczny obiekt ma kosztować ok. 40-45 mln zł. Skrzydlewski to biznesmen, ale też były radny. Obiecuje, że po wybudowaniu stadionu drużyna awansuje do ekstraligi.
Pytanie jednak, co jeśli nie awansuje albo panu Skrzydlewskiemu znudzi się finansowanie żużla?
W Częstochowie wyremontowana kilka lat temu za ponad 20 mln Arena, która może pomieścić prawie 20 tysięcy kibiców, stoi pusta. Na stadionie nie mogą nawet grać piłkarze, bo w środku toru żużlowego nie ma spełniającego wymogi PZPN boiska.
REKLAMA
Na turnieje organizowane przez żużlowy klub przychodzi od 3 do 4 tysięcy kibiców, ale takich imprez będzie w tym roku 3-4. Zaprzestano także organizowania koncertów, bo nawet gdy przyciągały one po 4-5 tysięcy widzów, to ginęli oni na wielkim obiekcie.
Rządy kibiców
Przykład Łodzi pokazuje, że decyzjami miejskich urzędników często kierują kibice, którzy wiedzą, jak wywrzeć presję na władzach. Zorganizowana grupa głośno skandująca pod oknami magistratu robi wrażenie, ale nawet jeśli liczy ona – tak jak w Łodzi – 2 tysiące kibiców, to trudno mówić, że reprezentuje poglądy mieszkańców 800-tysięcznego miasta.
A to stowarzyszenia kibiców stały się głównym partnerami miejskich urzędników w dyskusji o kształcie stadionowych inwestycji. W Chorzowie protesty fanów doprowadziły do zmiany słusznej wydawało się decyzji, aby piłkarze Ruchu rozgrywali mecze na Stadionie Śląskim.
Choć nawet prezes Ruchu Dariusz Smagorowicz wiele razy powtarzał, że miejsce Niebieskich jest na Stadionie Śląskim, miasto zdecydowało się jednak na inwestowanie w Cichą, bo tak chcą kibice. W tym roku samorząd Chorzowa przeznaczy 2,5 mln złotych na przygotowania do gruntownej modernizacji stadionu. Inwestycja ma ruszyć w 2017 roku. Koszt prawdopodobnie wyniesie ok. 96 mln zł.
REKLAMA
Komu i czemu będzie służył oddalony o kilkaset metrów od obiektu Ruchu Stadion Śląski? Odpowiedzieć trudno, tym bardziej że wszystkie mecze piłkarskiej reprezentacji Polski o punkty na najbliższe lata przejął na mocy umowy z PZPN warszawski Stadion Narodowy.
Także w Katowicach miasto o kształcie stadionu dla tamtejszego GKS-u dyskutuje z kibicami, tyle że wydaje się mniej uległe. Choć Katowice do biednych nie należą, nie chcą zbudować dużego i drogiego obiektu.
Projekt, który powstał kilka lat temu, zakładał postawienie stadionu mieszczącego 21 tysięcy widzów i takiego domagali się fani. Nowy prezydent proponuje jednak stadion mniejszy, w pierwszym etapie miałyby powstać trzy trybuny, które mieściłyby ok. 12 tysięcy kibiców, projekt ma przewidywać możliwość rozbudowy do ok. 18 tys., ale dopiero wówczas, jeśli stadion okazałby się za mały.Inwestycja miałaby kosztować ok. 100 mln.
Więcej stadionów, większa konkurencja
Ze stadionowego boomu wynikają także inne problemy – trzeba po prostu pamiętać, że budowa kolejnych obiektów powoduje wzrost konkurencji.
REKLAMA
Przykłady? Jeszcze niedawno wielkie koncerty odbywały się głównie na Stadionie Śląskim, dzisiaj miejsc, gdzie można gościć największe światowe gwiazdy jest w Polsce wiele, w tym hale, które mogą pomieścić po kilkanaście tysięcy widzów (Kraków, Łódź, Gdańsk), a uniezależniają organizatorów od kaprysów pogody.
Mówił o tym Krzysztof Materna podczas dyskusji w trakcie Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach: – Dobrze, że wiele się buduje, ale dużym niebezpieczeństwem dla samorządów jest rosnąca konkurencja między powstającymi w różnych miastach stadionami czy halami. Miasta rywalizują o artystów, sportowców i podbiją ceny, nabijając kieszeń pośredników. To jest minus, o którym trzeba pamiętać.
Pamiętać trzeba także o tym, że nawet jeśli na stadionie uda się zorganizować imprezę, która przyciągnie tysiące widzów, to wcale nie musi ona przynieść zysków.
Deficytowa okazała się nawet walka bokserska Witalija Kliczki z Tomaszem Adamkiem, którą na stadionie we Wrocławiu obejrzało 42 tysiące widzów.
REKLAMA
Kto jeszcze dołączy do stadionowego szaleństwa
Lista nowych bądź wyremontowanych stadionów jest już długa, ale ciągle dołączają do niej nowe ośrodki. Trwają m.in. prace projektowe nad przebudową Stadionu Miejskiego im. Floriana Krygiera w Szczecinie. Obiekt ma mieścić 18 tysięcy widzów, a przebudowa będzie kosztować ok. 100 mln zł.
Zgodnie z wcześniej przyjętymi założeniami wyburzeniu i odbudowie ulegnie niska trybuna, w której mieścić się będzie m.in. budynek klubowy, sala konferencyjna, szatnie, pomieszczenia techniczne itp. Na trybunie zlokalizowane będą również loże VIP, super VIP, loże biznesowe oraz stanowiska dla dziennikarzy i komentatorów.
W Szczecinie taka inwestycja jest jeszcze o tyle uzasadniona, że od lat mecze Pogoni cieszą sporym zainteresowaniem. W ostatnim sezonie średnia na jednym spotkaniu wynosiła 7,5 tysiąca, ale gdy tylko drużyna gra lepiej, potrafi przyciągnąć ponad 20 tysięcy kibiców.
W Bielsku-Białej o takiej liczbie kibiców nawet nie marzą, średnio mecze ogląda tu 3 tysiące, stadion budują jednak na 15 tysięcy.
REKLAMA
Choć inwestycję rozłożono na kilka lat, to i tak wydatek ok. 100 mln złotych to poważne obciążenie dla budżetu.
Do budowy przymierza się także Sosnowiec. Prezydent podkreśla jednak, że jest zwolennikiem inwestycji podzielonej na etapy. W tym roku ma być przeprowadzony konkurs, w przyszłym przyjdzie czas na projekt i jeśli nic się nie wydarzy, rozpisany zostanie przetarg. Być może uda się rozpocząć prace w 2016 roku. Część obiektu może być gotowa do 2018 roku.
Trudno jednak wszystkie stadionowe inwestycje potępiać. Choćby w Mielcu, remontując stadion, zmniejszono jego pojemność z prawie 25 tysięcy do 7 tysięcy (ogromy jak na wielkość miasta obiekt powstał, gdy klub działał jako fabryczny przy wielkich wówczas zakładach PZL Mielec).
Stadion służy nie tylko piłkarzom, ale także lekkoatletom. Obok boiska są na nim bieżnia i rzutnie, powstała także hala lekkoatletyczna z bieżnią 60-metrową i blok odnowy biologicznej. W sumie przez 4 lata remontu wydano 41 mln zł.
REKLAMA
Poza tym, mimo że to tylko II liga, to na mecze w Mielcu przychodzi średnio 4,2 tys. widzów, więcej niż na niejeden klub ekstraklasy.
– Moim zdaniem samorządowcy budują wielkie obiekty z powodu megalomanii – mówi Olaf Jarzemski, prezes agencji marketingu sportowego Kiwisport. – Często burmistrzowi czy prezydentowi wydaje się, że jego miasto zasługuje na większy obiekt. Wszyscy mają mówić, że to on jako włodarz zbudował miastu stadion na kilkadziesiąt tysięcy. Owszem, są sytuacje wymagające, żeby były one większe, jak w przypadku naszych stadionów na Euro, ale patrzmy rozsądnie na całość. Poczucie samorządowców, że ich miasto jest wyjątkowe i musi mieć wielki obiekt, jest przyczyną kłopotów przez następne lata.
Piotr Toborek
REKLAMA
REKLAMA