Gaj: aukcja 800 MHz dała miliardy budżetowi, a rynkowi szansę na rozwój
Aukcja częstotliwości 800 MHz była najlepszym wyborem: dała budżetowi miliardy zł, a rynkowi szanse na rozwój - mówi PAP prezes UKE Magdalena Gaj. Dodaje, że dzięki aukcji ruszyły inwestycje, które przyspieszą internet na wzór przesiadki "z kolei parowej na pendolino".
2016-06-24, 09:00
PAP: Czy jest pani zadowolona, że wybrała aukcję jako sposób rozdziału częstotliwości? Ta decyzja wzbudzała kontrowersje.
Magdalena Gaj: Z punktu widzenia regulacyjnego i rynkowego - tak. To był najlepszy tryb, jaki można sobie wyobrazić. Przetarg jest wykorzystywany wtedy, kiedy są problemy z konkurencją na rynku, a jeśli chodzi o sieci komórkowe, polski rynek jest już w pełni konkurencyjny. Ceny połączeń są jednymi z najniższych w Europie. Przetarg stosujemy też wtedy, jeśli chcemy wprowadzić nowy podmiot na rynek, a w tym przypadku nie było takiej potrzeby. Aukcja daje możliwość rynkowej wyceny dobra i tak naprawdę ogranicza czynnik ludzki. Wiedzieliśmy, że te częstotliwości są dużo warte. Wyceny sporządzone na zlecenie UKE mówiły o tym, że możemy za nie uzyskać ponad 6 mld zł, a uzyskaliśmy o 2 mld zł więcej - właśnie dzięki aukcji. Myślę, że było to solidne przedsięwzięcie i to zasługa UKE.
PAP: Dlaczego tak długo trwało postępowanie w drugiej instancji?
M.G.: To wcale nie było długo, zważywszy na procedury administracyjne i konsultacje, które musieliśmy przeprowadzić. Samo podpisywanie decyzji i załączników zajęło mi kilka dni, bo tyle jest tych dokumentów. Poza tym liczyliśmy, że przedsiębiorcy między sobą uzgodnią swoje stanowiska. Do porozumienia rynkowego przy udziale czy patronacie Prezesa UKE jednak nie doszło.
PAP: Dlaczego przedsiębiorcom nie udało się dogadać?
M.G.: W takich wypadkach zawsze chodzi o pieniądze i wzajemne zaufanie. W grę wchodzą tak duże kwoty, że przedsiębiorcy wolą to uregulować decyzją administracyjną niż rynkowo je wynegocjować. W związku z tym rozstrzygnęliśmy to ostatecznymi decyzjami administracyjnymi. Dla mnie najważniejsze jest efektywne wykorzystywanie częstotliwości i zaoferowanie Polakom najlepszych usług.
Dlaczego podjęłam taką decyzję? Zrozumiałe jest, że jeżeli jeden podmiot wygrywa dwa bloki częstotliwości, to powinien te bloki mieć obok siebie. Orange wygrał aukcje na dwa bloki, dostał bloki ciągłe, czwartkową decyzją bloki ciągłe dostał również T-Mobile. Play miał zawsze jeden blok i z tym jednym blokiem pozostaje.
T-Mobile chciał jeszcze więcej - podnosił argumenty, że chce mieć obydwa bloki obok siebie i dodatkowo usytuowane obok Orange. Ale wydając decyzję administracyjną nie kierowałam się interesem operatora, tylko rynku. Cały czas muszę myśleć o ograniczeniu zachowań antykonkurencyjnych. Od początku przygotowywania aukcji była dyskusja o potencjalnej współpracy między Orange i T-Mobile oraz ewentualnym zbudowaniu dużej przewagi konkurencyjnej w stosunku do pozostałych przedsiębiorców. Dlatego zostały też do dokumentacji aukcyjnej dodane zapisy związane z ograniczeniem wykorzystywania widma do 15 MHz. Więc nawet jeżeli podmioty miałyby ze sobą współpracować, to i tak tylko na 15 MHz.
Jeżeli rzeczywiście T-Mobile chce współpracować z Orange - mam tu na myśli tylko budowę infrastruktury i to też w ograniczonym stopniu - to mogą się porozumieć rynkowo, dogadać z Play i zamienić tymi częstotliwościami, zwłaszcza że Play mógłby chcieć dodatkowo współpracować ze Sferią, która ma blok sąsiadujący z tymi częstotliwościami, które ma T-Mobile. Nic mi do tego, chyba że firmy naruszą konkurencję. Podmioty mogą także zawsze przyjść do Prezesa UKE z wnioskiem o zamianę bloków, a ja mogą dokonać takiej zmiany.
PAP: Czy pani decyzja nie jest obarczona ryzykiem prawnym?
M.G.: Nie, konsultowaliśmy się też zresztą w Komisją Europejską. Występowaliśmy do różnych podmiotów, czy np. nie zachodzą jakieś przesłanki związane z bezpieczeństwem państwa i porządkiem publicznym. Ta sprawa jest tak wielkiej wagi dla społeczeństwa, dla przedsiębiorców, dla Skarbu Państwa, że ja, mój zespół i prawnicy zewnętrzni dogłębnie przeanalizowaliśmy tę sprawę. Nie miałam najmniejszych wątpliwości, podpisując tę decyzję.
PAP: Jaki jest w takim razie następny krok UKE?
M.G: Wszystko jest zakończone. Teraz T-Mobile musi wpłacić 2,02 mld zł do budżetu, na co ma 14 dni od wydania decyzji. Urząd musi sprawnie wydawać pozwolenia radiowe. Poza tym operatorzy mogą odwołać się od decyzji do sądu, mają na to 30 dni.
PAP: Czy skargi są prawdopodobne?
M.G.: Zawsze przedsiębiorcy składają skargi, niektórzy nawet na wszelki wypadek, żeby być w procesie odwoławczym. Czy tak się stanie i tym razem, to pokaże czas.
PAP: Gdy T-Mobile wpłaci pieniądze, może zacząć inwestycje?
M.G.: Tak. Decyzje mają rygor natychmiastowej wykonalności. Jeśli chodzi o rozdzielone wcześniej bloki z tej aukcji, to już mamy prawie 4 tys. nadajników działających na tych częstotliwościach. Widać, jak duża jest presja rynkowa i jak duży jest popyt na te usługi. Budowanie 4 tys. nadajników trwa raczej rok, półtora roku. W większości przypadków nie chodzi tu jednak o budowę masztów od zera, a o dokładanie kolejnego "plasterka", czyli o modernizację istniejących masztów. Te inwestycje to ogromny skok - to jakby przesiąść się z kolejki parowej do pendolino. Na 2G czy 3G nie dałoby się oglądać meczu, a przy LTE jest to możliwe.
PAP: Pojawiają się opinie, że firmy po tym, gdy wygrały aukcje i zapłaciły mld zł za częstotliwości, nie będą miały środków na inwestycje. Obawia się pani tego?
M.G.: Jestem przekonana, że firmy mają środki na inwestycje. W ciągu trzech miesięcy zbudowały na tych częstotliwościach 4 tys. stacji bazowych. To oznacza, że środki na rynku są. Przedsiębiorcy oczywiście zawsze chcą ponosić jak najniższe koszty. Konkurencja na rynku jest ogromna, a ceny są z tych najniższych w Europie. Nie obawiam się, że nie będzie środków na nowe stacje bazowe. Trzeba pamiętać, że osiągnięte kwoty w aukcji ustalili przedsiębiorcy. Samodzielnie podejmowali te decyzje, nikt im nie kazał tak wysoko licytować.
PAP, abo
REKLAMA
REKLAMA