Wielki kryzys w USA. Powtórki nie będzie?
Co kilka lat analitycy wieszczą kolejny kryzys. Powody katastroficznych wizji są różne. Mogą to być okresowe spadki na giełdach, osłabienie walut, spowolnienia wzrostów gospodarczych największych światowych gospodarek. W 1929 roku wybuchł wielki kryzys w USA, który wstrząsnął całym światem. Dziś – po 89 latach - sprawdzamy, na ile realna jest powtórka z historii.
2018-10-24, 17:19
Zanim jednak przeanalizujemy obecną sytuację, warto przypomnieć kilka faktów z tamtego okresu. Otóż, dokładnie 24 października 1929 roku, na nowojorskiej giełdzie Wall Street dramatycznie spadły ceny akcji. Czarny czwartek jest symbolicznym początkiem największego kryzysu w historii kapitalizmu. Kryzys ogarnął cały świat w z wyjątkiem krajów byłego ZSRR. Przedsiębiorstwa upadały, jedno po drugim, miliony ludzi straciło pracę. Przemysł na świecie praktycznie legł w gruzach i tak było aż do 1933 roku.
Pęczniejąca bańka na rynku akcji
Na nowojorskiej giełdzie przez kilka miesięcy pęczniała bańka spekulacyjna. Akcje były przewartościowane a banki udzielały kredytów pod zastaw przewartościowanych akcji. Prędzej czy później krach musiał nastąpić. I właśnie 24 października 1929 roku bańka pękła. Akcjonariusze w panice sprzedawali akcje. Tylko jednego dnia obrócono 13 milionami akcji, a w kolejnych ponad 30 milionami. Akcje niektórych spółek spadły do zera. Inwestorzy stracili wszystko. W tragicznej sytuacji znaleźli się szczególnie ci, którzy wzięli kredyty pod zastaw akcji. Od tego zaczęła się spirala zadłużenia i upadłości firm.
Stany Zjednoczone podniosły się z kryzysu po wprowadzeniu tzw. Nowego Ładu Gospodarczego przez Franklina Delano Roosevelta. Polegał on - w wielkim skrócie - na doktrynie interwencji państwa w gospodarce. W ramach programu reform ekonomiczno-społecznych, zatrudniano bezrobotnych w inwestycjach prowadzonych przez państwo.
Czy zatem historia lubi się powtarzać?
W tym roku minęło 10 lat od największego kryzysu naszego wieku. Także i w tym przypadku wywodzi się on ze Stanów Zjednoczonych. Dokładnie 15 września 2008 roku ogłoszono bankructwo czwartego największego banku w USA - Lehman Brothers. Amerykański rząd uznał, że nie udzieli mu pomocy. Analitycy często powtarzali wzniosłe hasło „ bank za duży, żeby upaść”. W zasadzie nikomu nie mieściło się w głowie, że bank takich rozmiarów jak Lehman Brothers mógłby przestać istnieć. Po raz kolejny w USA została napompowana bańka, tylko tym razem na rynku nieruchomości.
REKLAMA
Mija kolejny cykl koniunkturalny
Analitycy zwracają uwagę, że cykle koniunkturalne, po których następują mniejsze lub większe załamania na rynku finansowym trwają 8-10 lat. - Patrząc statystycznie ten okres właśnie dobiega końca, ale wzrosty na giełdach są umiarkowane - mówi nam Sobiesław Kozłowski, koordynator ds. analiz giełdowych Raiffeisen Bank Polska.
Jego zdaniem obniżka podatków przez Donalda Trumpa przedłuża obecny cykl gospodarczy i pozwoli wejść USA w kryzys - o ile do niego dojdzie - dużo łagodniej niż dotychczas.
Ale też warto zwrócić uwagę, że inwestorzy spodziewają się podwyżek stóp procentowych, które na całym świecie są bardzo niskie a to powoduje, że wolą nie lokować kapitału w takie ryzykowne aktywa jak akcje. Zamiast tego kupują obligacje o różnym terminie zapadalności, bo one dają pewny zysk.
Jakie sygnały na rynku finansowym mogą sugerować, że nadchodzi zagrożenie kryzysu?
Teraz po wydarzeniach na Wall Street analitycy już wiedzą, że napompowana giełda musiała runąć.
REKLAMA
Jakie parametry – oczywiście tylko teoretycznie, bo każdy kryzys jest inny - trzeba obserwować, żeby uniknąć powtórki wielkiego kryzysu?
- Wysokie wyceny spółek
- Skrajny optymizm inwestorów
- Gorsze od oczekiwań wyniki spółek
- Rentowność obligacji
Patrząc historycznie na indeks S&P, wyceny spółek są powyżej średnich wieloletnich. Z drugiej strony jeszcze nie mamy elementów, które zazwyczaj występowały historycznie w przypadku zmian trendu, czy rozpoczęcia bessy - wyjaśnił Sobiesław Kozłowski.
Rynek obligacji w USA nie sugeruje spowolnienia
Jego zdaniem, rynek obligacji w USA jeszcze nie sugeruje spowolnienia gospodarczego. - I nie wpisuje się we wzorzec bessy, czyli krótko mówiąc nie mamy jeszcze sygnałów z rynku obligacji sugerujących, że należy sprzedawać akcje - podkreślił.
REKLAMA
Ale też warto zwrócić uwagę, że w USA mamy do czynienia z dość długim okresem wzrostów na giełdach, a to – zdaniem analityka – sugeruje ostrożność. – Nie ma jeszcze hura optymizmu, który byłby zwieńczeniem hossy - uspokaja analityk w rozmowie z Polskim Radiem.
Sygnałem, który sugerowałby koniec hossy byłoby zawyżone wyceny akcji spółek z indeksu S&P. A z takim zjawiskiem – zdaniem analityków – jeszcze nie mamy do czynienia.
Wyniki spółek z indeksu S&P pozytywnie zaskakują. Z 500 spółek, 123 opublikowały dobre wyniki, z których ponad 70 proc. jest w bardzo dobrej sytuacji. - Poza tym wyniki spółek wspiera reforma podatkowa Trumpa oraz wzrost cen ropy naftowej - dodał.
Kolejny kryzys zacznie się w Chinach?
Inne spojrzenie na ewentualne nadejście kryzysu ma Christopher Dembik, dyrektor ds. analiz makroekonomicznych w Saxo Banku. - Jeżeli musiałbym wybrać tylko jedną wiarygodną globalną zmienną makroekonomiczną - od czasu światowego kryzysu finansowego - to byłby to impuls kredytowy w Chinach - stwierdził analityk.
REKLAMA
- Pod koniec 2017 roku na rynku przeważała narracja dotycząca „zsynchronizowanego światowego wzrostu”. Dziewięć miesięcy później analitycy mówią o ryzyku recesji w Stanach Zjednoczonych, prognozy dotyczące wzrostu gospodarczego korygowane są w dół, a globalny obraz polityki pieniężnej coraz bardziej się pogarsza - twierdzi Christopher Dembik z Saxo Banku.
Chiny odkręciły kurek z kredytami
Przypomnijmy: od maja, kiedy miała miejsce eskalacja wojny handlowej USA - Chiny, nastąpił zwrot w kierunku luźniejszej polityki i bodźców fiskalnych. Po gwałtownym spadku szanghajskiej stopy międzybankowej Shibor, chińskie rynki zalała fala taniej płynności z banku centralnego, co doprowadziło do wzrostu kredytów.
Od maja kwota finansowania, którą Ludowy Bank Chin wpompował w system bankowy, wzrosła aż o 15%, do wysokości 8,4 bln juanów, a dług samorządów terytorialnych wzrósł o 6% do poziomu 17,6 bln juanów. Ponadto kredyty dla instytucji finansowych innych niż banki, które w poprzednich latach miały wartości ujemne, w sierpniu skoczyły aż o 52% w ujęciu rok do roku.
Warto też zwrócić uwagę, że w ostatnich latach wkład Państwa Środka w światowy wzrost wynosi prawie 35 proc. (czyli tyle, ile łączny wkład Stanów Zjednoczonych, Indii i strefy euro).
REKLAMA
- Globalne znaczenie Chin najprawdopodobniej jeszcze wzrośnie, ponieważ amerykańska gospodarka wsłuchuje się w syreni śpiew protekcjonizmu, a zastrzyki płynności ze strony banku centralnego nie przynoszą efektów - twierdzi analityk SaxoBanku. We wcześniejszych okresach spadku płynności lub tempa wzrostu Chiny pełniły rolę zmiennej korygującej, wspierając wzrost kredytów podobnie, jak miało to miejsce w latach 2012-2013, tym samym łagodząc skutki zaostrzenia polityki Fed.
Jakie mogłyby być konsekwencje zawirowań rynku akcji dla polskiej giełdy?
Zawsze, gdy nadchodzą zawirowania na rynkach finansowych, inwestorzy odpływają do bezpiecznych przystani. A odpływają z rynków wschodzących, do który pomimo wrześniowego awansu do grona 25 najbardziej rozwiniętych gospodarek (klasyfikacja agencji FTSE) Polska nadal jest zaliczana przez MCSI. Jednak awans Polski sprawił, że polskie spółki znajdą się, bądź już znalazły się w obszarze zainteresowań światowych funduszy inwestycyjnych.
Indeksy polskiej giełdy dość słabo prezentują się na tle amerykańskiej. - Wydaje się, że pogorszenie koniunktury na Wall Street wpłynęłoby negatywnie na nasz parkiet. Słabość indeksu WIG 20, czy w ogóle indeksów rynków wschodzących widoczna jest od lutego 2018 roku - twierdzi Sobiesław Kozłowski.
- Wyceny spółek na warszawskim parkiecie są niskie. Ale zakładając "koniec świata", czy kolejny kryzys, to analizy pokazują, że długoterminowo nie ma zagrożenia - dodał.
REKLAMA
Na razie jednak analitycy uspokajają, że cykl koniunkturalny, który mógłby wskazywać na nadchodzący kryzys przysunie się o kilka lat. Wprawdzie rodzimy rynek kapitałowy jest niewielki, ale patrząc na wzrost gospodarczy wiedziemy prym w Europie. Zanim zawirowania w USA dotrą na Stary Kontynent, bardziej powinniśmy obawiać się spowolnienia u naszych zachodnich sąsiadów oraz Brexitu.
Naczelna Redakcja Gospodarcza, Katarzyna Walterska
REKLAMA