Śmigłowiec chronił winnice. Takiej akcji jeszcze w Polsce nie było

Z wiosennymi przymrozkami starają się walczyć lubuscy winiarze. Akcje ogrzewania winorośli trwały cały weekend. Pomoc nadeszła także z powietrza - informuje "Gazeta Lubuska". Ostatnie przymrozki w tak wysokiej fazie wzrostu pąków miały miejsce w 2018 roku.

2024-04-23, 11:05

Śmigłowiec chronił winnice. Takiej akcji jeszcze w Polsce nie było
Po niemal 30-stopniowych upałach przyszło mocne ochłodzenie. Jak się okazuje, w uprawie winorośli w polskim klimacie największym wrogiem są przymrozki. Foto: FranciscoMarques/Shutterstock

Tegoroczna wiosna jest wyjątkowo kapryśna. Po niemal 30-stopniowych upałach przyszło mocne ochłodzenie. Temperatury spadają nocami nawet do kilku stopni poniżej zera. Jak się okazuje, w uprawie winorośli w polskim klimacie największym wrogiem są przymrozki - szczególnie wiosenne, które przychodzą niespodziewanie.

Pola ogrzewane są pochodniami

"W województwie lubuskim znajduje się wiele winnic, a ostatnie dni mogły zaprzepaścić prace nad tegorocznymi plonami. Dla młodych, delikatnych winorośli mróz może być zabójczy. Ostatnie noce oznaczały dla właścicieli upraw heroiczną walę z niskimi temperaturami" - czytamy.

Winiarze, mierząc się ujemnymi temperaturami, są w stanie zrobić wiele. Zwykle w takich sytuacjach pola ogrzewane są pochodniami rozstawionymi co kilka metrów. Tak też było i tym razem, jednak mróz był za duży, potrzebna była pomoc z powietrza. We wspólnej akcji ratowania plonów wzięło sześć lubuskich winnic, helikopter oblatywał powierzchnię ok. 14 ha.

Wykorzystywanie helikopterów jest taktyką, którą z powodzeniem praktykuje się we Francji, Kalifornii czy w Niemczech w najtrudniejszych sytuacjach. Stąd w lubuskich winiarzach nadzieja, że połączenie działań prowadzonych na ziemi i z powietrza okaże się skuteczne.

REKLAMA

Nie odnotowano żadnych strat

W Polsce jednak nikt wcześniej tego nie robił. Wyzwaniem okazało się więc nie tylko przeprowadzenie dogrzewania winorośli, ale także samo zorganizowanie akcji. Trudno było znaleźć pilota, który pojąłby się takiego zlecenia, na szczęście ci, którzy zdecydowali się pomóc, stanęli na wysokości zadania.

Piloci skonsultowali cały plan ze specjalistami z Kalifornii i z Niemiec. Omawiany był czas lotu, wysokość, a nawet prędkość, która będzie najbardziej odpowiednia do osuszania winogron.

Jedna z winnic - podsumowując akcję - poinformowała, że na dwuhektarowej parceli nie odnotowano żadnych strat, z kolei na osobnej parceli, oddalonej od wspomnianej wcześniej o około 500 m, do której śmigłowiec nie dolatywał, straty oszacowano na 70 proc.

Niektórzy lubuscy winiarze obawiają się całkowitej straty. Istnieje bowiem obawa, że wszystkie pąki i kwiatostany, które do tego czasu się rozwinęły, zmarzną na tyle, że nie dadzą owoców.

REKLAMA

Gazeta Lubuska/DoS

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej