Zakończono testy elektrycznego busa na trasie do Morskiego Oka. Sześć kursów dziennie, ale są mankamenty

2024-06-03, 14:09

Zakończono testy elektrycznego busa na trasie do Morskiego Oka. Sześć kursów dziennie, ale są mankamenty
W ciągu dnia busem przeważnie udało się wyjechać cztery razy do Morskiego Oka, choć auto byłoby w stanie pokonać ten dystans sześciokrotnie na jednym ładowaniu baterii. Foto: PAP/Grzegorz Momot

Zakończyły się testy elektrycznego busa na trasie do Morskiego Oka. Choć bateria wystarczała nawet na wykonanie sześciu kursów dziennie, to mankamentem jest tylko jedno miejsce na wózek inwalidzki oraz bezgłośna praca silnika - piesi turyści nie słyszą nadjeżdżającego pojazdu - ocenił kierowca.

Testy "elektryka" na trasie Palenica Białczańska - Morskie Oko to jeden z punktów zawartego porozumienia pomiędzy wozakami organizującymi transport konny a obrońcami praw zwierząt.

Bus elektryczny był do dyspozycji Tatrzańskiego Parku Narodowego (TPN) przez dwa tygodnie, ale nie jest to jeszcze docelowy pojazd, który mógłby zastąpić zaprzęgi konne na tej trasie.

- Przez ostatnie dwa tygodnie przewoziliśmy osoby z niepełnosprawnościami, które o własnych siłach nie mogły dotrzeć nad Morskie Oko. Auto sprawdziło się dość dobrze, jeżeli chodzi o akumulatory, bo pełne ładowanie wystarczyło nawet na sześć kursów. Przystąpimy w kolejnych dniach do podsumowania szczegółowego testów i opracujemy wszystkie uwagi kierowców - powiedział Zbigniew Kowalski z TPN i dodał, że problemem na pewno jest to, że pojeździe jest tylko jedno miejsce na wózek inwalidzki.

Silnik nie wydaje żadnego dźwięku

W kolejnych miesiącach na trasie będą testowane inne samochody elektryczne. Na początku lipca na szlaku ma pojawić się elektryczny bus pasażerski, a w czerwcu testowany będzie elektryczny pojazd towarowy, który będzie można ewentualnie dostosować do przewozów pasażerskich.

REKLAMA

Kierowca, który testował "elektryka" powiedział, że pojazd ma silnik o mocy 78 kW i dobrze radzi sobie w górskim terenie.

- Dobrze się nim jeździ pod górę, ale ponieważ jest to silnik w pełni elektryczny, nie wydaje żadnego dźwięku i tu jest pewien mankament, bo turyści idący szlakiem nie słyszą nadjeżdżającego z tyłu samochodu. Trzeba bardzo uważać, żeby kogoś nie potrącić. Z uwagi na teren parku narodowego nie używamy tu klaksonu. Czasami trzeba było przez otwarte okno krzyknąć, żeby turyści zeszli z drogi, zwłaszcza gdy padał deszcz - powiedział Stanisław Gąsienica-Kotelnicki.

Dodał, że w ciągu dnia busem przeważnie udało się wyjechać cztery razy do Morskiego Oka, choć auto byłoby w stanie pokonać ten dystans sześciokrotnie na jednym ładowaniu baterii.

Samochód ma 12 miejsc siedzących oraz 10 stojących. W czasie jazdy testowej byli zabierani tylko pasażerowie z orzeczoną niepełnosprawnością.

REKLAMA

300 koni trafiłoby na rzeź

Całkowitej likwidacji transportu konnego do Morskiego Oka domagają się niektóre organizacje prozwięrzęce. Twierdzą, że konie na tej trasie cierpią. Z tym tezami nie zgadzają się jednak m.in. lekarze weterynarii, którzy co roku badają dobrostan koni jeżdżących na tej trasie.

W 2013 r. domagająca się likwidacji transportu konnego do Morskiego Oka Fundacja Viva! zleciła wykonanie badań poziomu kinazy kreatyninowej (CK) we krwi koni. CK to enzym określający stopień "zmęczenia" mięśni szkieletowych i mięśnia sercowego u koni. Wyniki badań przeprowadzanych u 1/3 koni pracujących na tej trasie nie wykazały jednak przekroczenia norm tego enzymu w krwi.

Zdaniem specjalisty chorób koni i lekarza weterynarii Polskiego Związku Jeździeckiego dr Marka Tischnera z Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie, likwidacja transportu konnego do Morskiego Oka oznaczałaby najprawdopodobniej, że 300 koni trafiłoby na rzeź, bo fundacje nie byłyby w stanie wykupić i zaopiekować się odpowiednio tymi końmi. Fundacja Viva! oraz inne fundacje prozwierzęce w ciągu minionych dziesięciu lat wykupiły od wozaków z Morskiego Oka tylko 17 koni, a wycofanych z pracy w tym czasie było 712 koni.

Zostały dopuszczone do pracy

W czerwcu ubiegłego roku wszystkie konie wożące turystów na trasie Polana Palenica - Włosienica przeszły badania i zostały dopuszczone do pracy. Dr Tischner zwrócił uwagę, że na trasie nigdy nie padł żaden koń z powodu przeciążenia wozów, a incydentalnie zdarzały się potknięcia i przewrócenia koni, które następnie wstawały.

REKLAMA

Jak dodał, na tej terasie padły natomiast trzy konie, ale nie było to spowodowane wysiłkiem tylko nagłym zachorowaniem - pęknięcie aorty i kolka żołądkowa oraz spłoszeniem przez nisko lecący śmigłowiec TOPR.

PAP/DoS

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej