Turkish Stream będzie jednak budowany? Ekspert: będą konsekwencje dla Europy
Zapowiedź budowy gazociągu Turkish Stream, którym rosyjski gaz miałby trafiać do Turcji, a być może i Europy, to duży geopolityczny projekt. Jego powstanie będzie miało konsekwencje dla europejskiej solidarności energetycznej - uważają eksperci.
2016-07-28, 14:42
Podczas wizyty w Moskwie we wtorek turecka delegacja w wicepremierem Mehmetem Simsekiem informowała, że Ankara jest gotowa do rozpoczęcia budowy pierwszej nitki gazociągu Turecki Potok (Turkish Stream). Rosyjski minister energetyki Aleksandr Nowak zachwalał, że realizacja projektu Turecki Potok "sprawi, że dostawy gazu do tego kraju (Turcji - przyp. red.) będą pewniejsze i korzystniejsze". Decyzję, ile nitek może mieć gazociąg i jaką zniżkę na gaz może otrzymać Turcja, mogą podjąć prezydenci obu krajów, którzy spotkają się 9 sierpnia w Petersburgu.
Temat budowy Turkish Stream powrócił po roku przerwy
Do rozmów na temat Turkish Stream strony powróciły po rocznej przerwie. Moskiewskie spotkanie to jeden z przejawów zacieśniania stosunków turecko-rosyjskich, które znalazły się w poważnym kryzysie po zestrzeleniu - w listopadzie ub. roku - przez lotnictwo Turcji rosyjskiego bombowca nad granicą turecko-syryjską. Rosja wprowadziła wówczas sankcje handlowo-gospodarcze wobec Turcji, w tym wstrzymała loty czarterowe do tego kraju i zorganizowany ruch turystyczny. Relacje zaczęły się poprawiać na początku lipca, kiedy prezydent Turcji Recip Erdogan wysłał do Władimira Putina list zawierający - jak twierdzi Kreml - przeprosiny za listopadowy incydent.
Choć nie wiadomo, jaki kształt miałby przyjąć projekt gazowego połączenia, eksperci nie mają wątpliwości - Rosja będzie o nie zabiegać, bo wraz z forsowanym przez nią projektem Nord Stream 2 po dnie Bałtyku, pozwoli to jej wzmocnić pozycję na rynku europejskim. Osłabi to także pozycję Ukrainy jako kraju tranzytowego. W 2015 przez terytorium Ukrainy (w tym do Turcji) przesłano ok 67 mld m. sześc. gazu. Zmniejszenie wolumenu może oznaczać powolną śmierć tamtejszej infrastruktury przesyłowej, która - jak wyliczają eksperci - zachowuje rentowność przy wolumenie między 35 a 40 mln m. sześc. gazu rocznie.
Kolejny wariant budowy rosyjskiego gazociągu na południe Europy
Jak przypomina ekspert ds. rosyjskiej energetyki z Ośrodka Studiów Wschodnich Szymon Kardaś, Turkish Stream to kolejny wariant budowy rosyjskiego gazociągu na południe Europy. - Warto przypomnieć, że Rosjanie w połowie lat dwutysięcznych zaproponowali budowę South Stream, który jako projekt został anulowany w grudniu 2014 r. przede wszystkim ze względu na piętrzące się problemy prawne po stronie unijnej i zarzuty KE dotyczące bazy prawnej, w oparciu o którą miał być realizowany.
Był to czas apogeum napięcia UE - Rosja ze względu na rosyjską agresję na Ukrainie.
- Rosjanie demonstracyjnie anulowali ten projekt a jednocześnie ogłosili podczas wizyty Putina w Turcji przejście do nowego wariantu budowy połączenia południowego, czyli Turkish Stream - powiedział.
Jednak stronom trudno było uzgodnić szczegóły inwestycji. Kardaś przypomina, że Rosjanie chcieli wybudować 4 nitki gazociągu o łącznej przepustowości 63 mld m. sześc, z których jedna miałaby być przeznaczona bezpośrednio na rynek turecki. Miało tam trafiać ok. 14 mld. m sześc. gazu, czyli tyle ile obecnie trafia do Turcji przez Ukrainę. Pozostałe miałyby prowadzić do hubu na granicy turecko-greckiej. Stamtąd mieli go odbierać Europejczycy, którzy wcześniej mieli wybudować. Ale tu się pojawiły problemy, bo Turcy, którzy mieli stać się państwem tranzytowym, zaczęli stawiać warunki.
Jak mówi Kardaś, reaktywowany po roku projekt budowy połączenia na południu miałby dla Rosji niezwykle istotne znaczenie. "Po pierwsze, gdyby został zrealizowany, niezależnie od tego w jakim wariancie - oznaczałby możliwość przekierowania jak największej ilości gazu, który eksportowany jest do odbiorców europejskich czy do Turcji przez terytorium Ukrainy. To zmniejszyłoby znaczenie tranzytowe Ukrainy" - podkreślił.
"Rosja tworzy dwie osie polityczno-gazowe"
Drugi cel - niezwykle ważny z rosyjskiego punktu wiedzenia ma charakter polityczny - podkreśla.
- Podtrzymując wolę zrealizowania jakiegokolwiek projektu gazowego na południu Europy, Rosja faktycznie zaprasza do rozmów i negocjacji unijne kraje południa Europy, by swoje projekty energetyczne orientowały na to źródło. Dodając do tego Nord Stream 2, Rosja tworzy dwie osie polityczno-gazowe; jedną na Północy z partnerami konsorcjum Nord Stream 2; drugą z państwami Południa Europy, wokół reaktywowanego Turkish Stream lub South Stream".
To zaś - jego zdaniem - z jednej strony będzie utrudniać możliwość budowania realnej, wspólnej unijnej polityki energetycznej, z drugiej zwiększy szanse Rosji na umocnienie pozycji na rynku europejskim i automatycznie rodzi zagrożenia dla wszelkich innych projektów dywersyfikacyjnych, w tym np. polskiego planu zbudowania - w oparciu o terminal LNG i planowane połączenie ze złożami morza północnego - hubu gazowego w Polsce.
- Spodziewam się, że projekt ten zostanie reaktywowany na poziomie politycznym podczas planowanej na 9 sierpnia wizyty prezydenta Erdogana w Petersburgu. Nie oznacza to jednak, że będzie on zrealizowany szybko. Nie wiadomo bowiem, ile nitek Turkish Stream miałoby powstać. Rosjanie chcieliby mieć co najmniej dwie nitki – jedną z przeznaczeniem na rynek turecki, jedną z przeznaczeniem na rynek krajów Południa Europy (o łącznej przepustowość ok. 32-33 mld m sześć). Turcy twierdzą zaś, że jedna im wystarczy.
Wybudowanie dwóch nitek pozwoliłoby przekierować ze szlaku ukraińskiego ok. 30 mld m sześc. gazu – ok. połowy z tego na rynek turecki (obecnie bowiem szlakiem ukraińskim trafia do Turcji ok. 14 mld m3 gazu), a drugą połową do krajów Południowej Europy.
Ekspert Instytutu Sobieskiego Paweł Nierada zauważa, że z punktu widzenia interesów Rosji powrót do tego pomysłu nie jest niczym dziwnym. - To konsekwentnie realizowana koncepcja przejmowania kontroli nad kolejnymi etapami budowania łańcucha wartości – mają źródła, wszędzie gdzie mogą, starają się budować lub przejmować infrastrukturę przesyłową, by w jakimś horyzoncie zapewnić sobie ostateczną kontrolę nad rynkiem klienta - powiedział.
PAP, awi
REKLAMA