Chiny na skraju olbrzymiego spowolnienia gospodarczego. Dewaluacja juana pomoże?
Ludowy Bank Chin podjął decyzję o dewaluacji juana. Tańsza waluta ma wzmocnić konkurencyjność chińskich towarów za granicą. Z ostatnich danych wynika, że eksport chiński w lipcu skurczył się o ponad 8 procent.
2015-08-12, 13:27
Posłuchaj
Dewaluacja w Chinach to wydarzenie roku, komentuje Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole.
- Tego się nikt nie spodziewał. Zakładaliśmy, że działania konwencjonalne, czyli obniżki stóp procentowych, zmniejszenie stopy rezerwy obowiązkowej i zwiększenie wydatków publicznych, będą jedynymi, które władze Chin podejmą. Natomiast wygląda na to, że ostatnie dane o koniunkturze i te dzisiejsze o produkcji przemysłowej, które Ludowy Bank Chin pewnie znał wcześniej, skłoniły do uelastycznienia systemu. W istocie sprawa sprowadza się do tego, że kurs juana, który ogłasza Ludowy Bank Chin, teraz będzie w większym stopniu związany z tym, jak się zamykał poprzedniego dnia rynek, z wahaniami rynkowego kursu. Osłabienie kursu juana przekłada się na osłabienie kursu centralnego następnego dnia. Tak czy inaczej, dla tych zmian jest limit, ponieważ w stosunku do kursu centralnego kurs rynkowy może się wahać o 2 proc., ale teoretycznie taka „pełzająca” deprecjacja juana możliwa jest przez jakiś czas - wyjaśnia Jakub Borowski.
Posłuchaj
REKLAMA
W środę Chiny podały, że produkcja przemysłowa w lipcu wyniosła 6 procent, kiedy miesiąc wcześniej blisko 7 proc. i także oczekiwania były wyższe.
Gospodarka chińska jest na skraju olbrzymiego spowolnienia, dodaje Maciej Reluga, główny ekonomista Banku Zachodniego WBK.
- Decydenci w Chinach byli od lat krytykowani za to, że utrzymują sztywny kurs juana i przez to zwiększają konkurencyjność swojego eksportu. Teraz pojawiła się presja na rynku, że ten kurs juana może być słabszy. Paradoks polega na tym, że Chiny odpowiadają na hasła sprzed wielu lat USA czy innych państw, żeby uwolnić kurs. A w momencie, jak go uwalniają, juan się nie umacnia, tylko się osłabia, zwiększając konkurencyjność eksportu. Na to jeszcze się nakłada cała dyskusja i ostatnie komentarze ze strony Międzynarodowego Funduszu Walutowego o tym, czy juan może być włączony jako waluta rezerwowa, jedna z pięciu na świecie, obok dolara, euro, funta i jena. Decyzja MFW w tej sprawie ma zapaść wkrótce – zwraca uwagę Maciej Reluga.
REKLAMA
Posłuchaj
Konsekwencje dla polskiej gospodarki
Konsekwencje odczuje też polska gospodarka, uważa Jakub Borowski.
- Nie będą to konsekwencje potężne, dlatego że eksport Polski do Chin stanowi 1 proc. całości eksportu. Import jest znacznie większy, to jest ok. 10 proc. On pewnie będzie trochę tańszy, co pewnie będzie niekorzystne dla produkcji krajowej, która z tym importem konkuruje. Ale są i takie obszary, gdzie ten efekt będzie wyraźny, np. pogłębienie niekorzystnych tendencji, jeżeli chodzi o popyt na mleko na świecie, który i tak został zmniejszony przez Chiny. W efekcie tego ceny mleka i produktów mleczarskich na świecie spadły. Teraz to mleko importowane w Chinach będzie jeszcze droższe. Jeżeli jednak jest tak, że Chiny bronią tego modelu opartego na wzroście gospodarczym, gdzie dominującą kontrybucję ma eksport netto, to przynajmniej w perspektywie kilku kwartałów, będzie to sytuacja korzystna. Teraz jest nerwowo i nastroje się nieco pogorszyły, ale w perspektywie następnych kwartałów, jeżeli to będzie czynnik stabilizujący wzrost, będzie to miało korzystny wpływ na gospodarkę światową - mówi Jakub Borowski.
REKLAMA
Posłuchaj
Możliwe dwa scenariusze
Nasi przedsiębiorcy nie mają tu większych obaw, ale jak mówi Jeremi Mordasewicz z Konfederacji Lewiatan to, co się dzieje w Chinach, ma przełożenie na gospodarkę światową. I tu są możliwe dwa scenariusze.
- Partia chińska nie jest w stanie już sterować centralnie tak ogromną gospodarką. Chińczycy mogą wybrać wariant stopniowego zmniejszania swoich ambicji, nie są bowiem w stanie rozwijać się nieprzerwanie w tempie 10 proc. Teraz Chińczycy albo nauczą się funkcjonować w gospodarce rozwijającej się w tempie 6 proc., albo będą za wszelką cenę bronić wzrostu w tempie 10 proc. i wtedy nastąpi w pewnym momencie totalne załamanie gospodarki. Przed tym się nie da uchronić. Chińczycy inwestują mnóstwo, ale mało efektywnie. Powstają całe osiedla mieszkaniowe, w których nikt nie mieszka, fabryki, które nigdy nie będą produkować. To jest właśnie słabość centralnego planowania. Moim zdaniem w pewnym momencie partia chińska, która podejmuje te decyzje, zorientuje się, że nie jest w stanie utrzymać tak dużego tempa wzrostu i powoli będzie starać się przestawić świadomość społeczeństwa tak, aby zaakceptowało prawie dwukrotnie mniejsze tempo wzrostu, co i tak będzie pozwalało Chińczykom z czasem się bogacić. Drugą kwestią jest to, czy rządząca partia jest w stanie oddawać decyzje gospodarcze w ręce ludzi, a nie partyjnych klik – zastanawia się Jeremi Mordasewicz.
REKLAMA
Posłuchaj
PKB w Chinach na głowę mieszkańca to połowa tego, co mamy w Polsce. Chiny wciąż są krajem biednym.
Inwestorzy wystraszyli się też działań chińskich władz, które wstrzymały pierwsze oferty publiczne, a także, w porozumieniu z największymi firmami maklerskimi, obiecały wpompować w rynek 20 mld dolarów, by odwrócić niekorzystne trendy i poprawić nastroje na giełdach. Bardzo wielu z nich uznało, że skoro władze ingerują w rynek, to musi być na nim źle.
REKLAMA
Sylwia Zadrożna, awi
REKLAMA