Mirosław Staniszewski: jego warsztat spełnia marzenia dużych chłopców

Kierowca rajdowy, znawca i pasjonat motoryzacji oraz właściciel Classic Parts, warsztatu, który spełnia marzenia małych i dużych chłopców, czyli zajmuje się renowacją zabytkowych aut. Mowa o Mirosławie Staniszewskim, który był gościem audycji „Ludzi gospodarki”.

2017-08-20, 16:00

Mirosław Staniszewski: jego warsztat spełnia marzenia dużych chłopców
Mirosław Staniszewski, właściciel Classic Parts. Foto: Materiały prasowe

Posłuchaj

Gościem audycji „Ludzie gospodarki” w Polskim Radiu 24 był Mirosław Staniszewski, kierowca rajdowy, znawca i pasjonat motoryzacji oraz właściciel warsztatu Classic Parts (Elżbieta Szczerbak, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
+
Dodaj do playlisty

Miłość do samochodów zaczęła się jeszcze zanim zaczął mówić.

- Pierwsze słowa, które zacząłem wypowiadać, zbliżone były w brzemieniu do auta - wspomina Mirosław Staniszewski, który z motoryzacją związany był od lat młodzieńczych. Mając zaledwie kilkanaście lat, jako nastolatek pomagał w warsztacie Marka Variselli, legendy polskich rajdów, ale sam skromnie mówi, że w jego przypadku należy być powściągliwym, mówiąc o karierze kierowcy rajdowego. 

- Moi przyjaciele i koledzy, którzy rzeczywiście zrobili karierę, mogą tego słuchać i sobie pomyśleć, co to za kariera! Ja jeździłem, byłem zawodnikiem i jeździłem na rajdy, bardzo lubiłem szybką jazdę, miałem taką możliwość, ponieważ moim mentorem, wychowawcą i nauczycielem był świętej pamięci Marek Varisella, legenda pod każdym względem, legenda kierowcy, legenda mechanika, legenda mądrego i dobrego człowieka. I tak się złożyło, poprzez sąsiedzką bliskość, że jako młody chłopak, pomagałem jeszcze wtedy panu Markowi malować jego ulubioną łódkę, którą wypuszczał się na Zalew Zegrzyński, żeby sobie połowić. Byłem mały, zwrotny, w związku z czym, ja mu tę łódkę malowałem, a w zamian za to, Marek uczył mnie jeździć – opowiada gość „Ludzi gospodarki”.

. .


W wieku zaledwie 14 lat dostał pierwszą w swoim życiu propozycję, startu w rajdzie Monte Kalwaria, wówczas bardzo prestiżowej imprezy. 

- Ja nie zrozumiałem Marka - wspomina z rozbawieniem Staniszewski - Marek mówi, czy chciałbyś pojechać na rajd? Więc ja oczywiście zakładałem, że siądę na prawym fotelu prawdopodobnie jego Syreny, bo o tym mogliśmy wtedy mówić, a on na to - nie, weź Syrenę i jedź. 

Nie mając jeszcze nawet prawa jazdy, pojechał i wygrał pierwszy w swoim życiu rajd. To była słynna Monte Kalwaria, na której zaczynali absolutnie wszyscy.

Kierunek Londyn

Potem były studia na Politechnice Warszawskiej. To był naturalny wybór w związku z zamiłowaniem do motoryzacji - a następnie, co niezwykle ciekawe, jak na tamte czasy - praktyki w autoryzowanym serwisie BMW w Londynie. Choć nie było łatwo, to jak mówi Mirosław Staniszewski, zadecydował o tym zwykły zbieg okoliczności. Najważniejszym wówczas atutem była nie tyle wiedza, co znajomość języka angielskiego. To właśnie ten język był wytrychem, kluczem do świata - wspomina gość „Ludzi gospodarki”.

Z "garażu BMW" do własnego

Jako młody, energiczny człowiek szybko się usamodzielnił i już po dwóch latach pracy otworzył własny warsztat na obrzeżach Londynu.

- Bardzo miło wspominam tamten czas. Bardzo często mówię znajomym, jak miło i ile entuzjazmu, ile wsparcia miałem od ludzi, którzy mieli podobne warsztaty.  (...) Obawiałem się, że wchodząc już w ustawione jakieś stado Anglików, którzy się znają, jako obcokrajowiec będę w jakiś sposób odepchnięty. Wprost przeciwnie! Miałem bardzo dużo wsparcia, bardzo dużo pomocy, bardzo dużo kontaktów. Wtedy dało mi to taką siłę napędową do tego, żeby to kontynuować – wspomina rozmówca Naczelnej Redakcji Gospodarczej Polskiego Radia.

Były jednak i przykre doświadczenia. Bowiem polscy pracownicy, których zatrudnił Mirosław Staniszewski w swoim londyńskim warsztacie, wykorzystali jego nieobecność i okradli warsztat. To wydarzenie pokrzyżowało plany o karierze kierowcy rajdowego. Staniszewski musiał wówczas przerwać odbywające się w Niemczech wyścigi i wrócić do Londynu.

Za miłością wrócił do kraju

Ostatecznie jednak wrócił Staniszewski do Polski, ale to nie przykre doświadczenia zadecydowały o tym, a miłość. Najważniejszym impulsem, jak mówi, była wówczas kobieta, którą poznał, a obecna żona. 

- Ja byłem ostatnią osobą, którą można było sobie wyobrazić, że wróciłaby do Polski. W ogóle o tym nie myślałem, uważałem, że tam jest moje miejsce (...) no ale małżonka przekonała mnie o słuszności powrotu, w tym okresie początku lat 90., o zmianie, o Polsce, o moich przyjaciołach, kolegach, z którymi się ścigałem, którzy mnie poszukiwali (...) – mówi Staniszewski.

Scenariusz jest pisany przypadkiem, podkreśla bohater „Ludzi gospodarki”. Jak sam przyznaje, miał szczęście w życiu, być przytomnym obserwatorem i dobrym menedżerem swojego czasu i swoich wyborów życiowych. Udawało mu się w odpowiednim momencie podejmować odpowiednie decyzje. Świadczy o tym również obecna działalność Mirosława Staniszewskiego, który założył pierwszą w Polsce firmę, która zaopatrywała rynek w części i akcesoria do pojazdów zabytkowych wszystkich marek. To był strzał w dziesiątkę, znalezienie niszy i wejście na rynek, który dopiero w Polsce zaczynał się kształtować.

Elżbieta Szczerbak

REKLAMA

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej