Ekstraklasa: Legia odskakuje rywalom [PODSUMOWANIE KOLEJKI]
16. kolejka Ekstraklasy przyniosła kilka niespodzianek. Porażkę z Piastem Gliwice zaliczył Lech Poznań, w wyjazdowym spotkaniu przegrał także Śląsk Wrocław, próbujący gonić warszawską Legię. Mistrz Polski odskoczył wrocławianom na cztery punkty.
2014-11-24, 21:00
Ekstraklasa potwierdziła, że przewidywanie jej wyników w kolejnych kolejkach jest zadaniem co najmniej karkołomnym. Utrzymanie formy jest dla niektórych zespołów zadaniem wyjątkowo trudnym, a o wyniku meczu może przesądzić jedno zagranie.
Świadkami pierwszej niespodzianki 16. kolejki rozgrywek kibice byli już w piątek, w meczu, którym Ekstraklasa powróciła po przerwie na mecze reprezentacyjne.
Ruch pokazuje zęby, Śląsk bezradny
Piłkarze Śląska zaliczyli trzeci mecz bez zwycięstwa. Ceną za tę trwającą niemoc była utrata miejsca wicelidera rozgrywek. Choć Wisła Kraków, która wygrała swój mecz z Górnikiem Łęczna 2:0, zrównała się punktami z wrocławianami, to drużyna Franciszka Smudy może pochwalić się lepszą różnicą bramek i dzięki temu znalazła się za plecami warszawskiej Legii.
Śląsk złapał zadyszkę, ale wydaje się, że trener Tadeusz Pawłowski mógł się tego spodziewać, biorąc pod uwagę to, iloma zawodnikami zdolnymi do gry dysponuje.
REKLAMA
Ruch Chorzów przebudził się w tym sezonie dosyć późno, ale w swoich dwóch ostatnich meczach zdobył komplet punktów i zbliżył się do Górnika Łęczna. W spotkaniu ze Śląskiem stworzył więcej okazji, jednak zawodnicy przez prawie cały mecz razili nieskutecznością. W wywalczeniu kompletu punktów pomógł im dopiero rykoszet przy strzale Grzegorza Kuświka w końcówce spotkania. Wygrana odrobinę szczęśliwa, ale szczęściu trzeba pomóc, a Ruch zrobił dużo, by to zrobić.
Na dnie tabeli nie zmieniło się dużo - Zawisza i Korona Kielce podzieliły się punktami, ale na sam mecz nie można było narzekać. Po raz kolejny na wynik miały wpływ indywidualne błędy. Tym razem najgorzej jak mógł postąpił Sebastian Ziajka, który wyleciał z boiska przed upływem godziny gry, przy stanie 2:1 dla Zawiszy. Ryszard Tarasiewicz musiał przeżywać trudne chwile, bo choć jego zespół wyrównał stan meczu, to strzelenie decydującej o zwycięstwie bramki okazało się wyzwaniem ponad siły piłkarzy Korony. Sytuacje seryjnie marnował Kapo, który powinien zakończyć to spotkanie z hat-trickiem na koncie, dając swojej drużynie komplet punktów.
Niestety, Francuz w ostatnich kilkunastu minutach wyraźnie "oddychał rękawami" i miało to wpływ na niedokładność w jego zagraniach. W końcówce piłkarze Korony postanowili wyrównać liczbę zawodników na boisku i także dograć mecz w dziesięciu. Rozstrzygająca bramka jednak nie padła, a wydaje się, że z takiego rozwiązania żaden z zespołów do końca zadowolony nie jest.
Szalona radość Angela Pereza Garcii w Gliwicach
Historyczny wynik w Gliwicach osiągnął Piast, po raz pierwszy w swojej historii ogrywając w Ekstraklasie Lecha Poznań. Pierwsza połowa nie zapowiadała tego, co miało nadejść dla kibiców gospodarzy. Lech dominował na boisku, jednak poza bramką Pawłowskiego z 3. minuty meczu, nie był w stanie dołożyć kolejnych trafień. Na drugą połowę gliwiczanie wyszli odmienieni, wbili "Kolejorzowi" dwie bramki i pokazali się z jak najlepszej strony. Na szczególną uwagę zasługuje kapitalna bramka Bartosza Szeligi, który podciął piłkę nad interweniującym Gostomskim. 21-latek zachował się jak prawdziwy rutyniarz. Juniorski błąd popełnił za to przy bramce określany jako jeden z najlepszych technicznie stoperów ligi, Marcin Kamiński.
REKLAMA
Stan rywalizacji wyrównał właśnie stoper Lecha, ale kilka minut przed końcem po świetnym podaniu rezerwowego Wasiliewa do siatki trafił kolejny ze zmienników - Tomasz Podgórski. Angel Perez Garcia cieszył się szaleńczo, jednak trzeba przyznać, że zdecydowanie miał z czego. Są podstawy do tego, by uznać go za trenera specyficznego i ekscentrycznego, jednak takimi meczami na pewno zdobywa serca kibiców.
W pierwszym niedzielnym meczu Lechia zremisowała w Gdańsku z Jagiellonią Białystok 1:1.
Debiut Jerzego Brzęczka na ławce trenerskiej gospodarzy nie wypadł okazale, jednak wielkich powodów do wstydu także nie było. Za faworyta mogli uchodzić goście, którzy wciąż utrzymują się w czołówce ligi. Mecz zdominowały jednak niewykorzystane okazje z obu stron, chociaż to Jagiellonia powinna bardziej cieszyć się z punktu na wyjeździe.
Nieudany powrót do Gdańska zaliczył Sebastian Madera. Były defensor Lechii wpisał się na listę strzelców, jednak... zdobył bramkę samobójczą, po której Lechia wyszła na prowadzenie. W 37. minucie remis gościom zapewnił ładnym strzałem Łukasz Tymiński, potem fani zgromadzeni na PGE Arenie nie zobaczyli już bramek.
REKLAMA
Jagiellonia zajmuje 4. pozycję w Ekstraklasie, Lechia jest na 11. miejscu.
Najwięcej w czołówce zyskała Wisła Kraków, która bez problemów ograła Górnika Łęczna. Choć po meczu trener Szatałow żałował niewykorzystanych sytuacji, trudno stwierdzić, o które dokładnie mu chodziło - Górnik bowiem nie miał praktycznie żadnych okazji do strzelenia bramki, a Wisła kontrolowała przebieg spotkania.
Dla kibiców odrobinę szkoda, że gospodarze nie walczyli zażarcie o to, by pokazać swoją przewagę kolejnymi bramkami. W ofensywie zaskakiwali Sarki i Wilde-Guerrier, jednak na pewno nie pozytywnie. Franciszek Smuda przyznał, że zagrania dwójki skrzydłowych momentami przyprawiają go o ból głowy, Sarkiego jednak ratuje bramka, którą strzelił na zakończenie spotkania.
Zemsta w Bełchatowie, zemsta w Szczecinie
Legioniści nie tylko chcieli udowodnić swoją dominację na krajowych boiskach, ale i zrewanżować się za porażkę z beniaminkiem w lipcowym spotkaniu na Łazienkowskiej. Wówczas podopieczni trenera Henninga Berga przegrali 0:1. Teraz, w pierwszej kolejce rundy rewanżowej, potrafili wywalczyć komplet punktów i jako pierwszy w tym sezonie zespół wygrać w Bełchatowie.
REKLAMA
Bramki dla stołecznej drużyny, grającej bez kilku kontuzjowanych i pauzujących za kartki zawodników (szczególnie osłabiona była defensywa), zdobyli Jakub Kosecki, Słowak Ondrej Duda i Jakub Rzeźniczak.
Ekipa z Bełchatowa przyzwyczaiła do tego, że w meczach u siebie nie traci zbyt wielu bramek. W całych rozgrywkach rywalom zaledwie dwa razy udało się pokonać bramkarza GKSu, gdy ten bronił przed własną publicznością.
Legia z dorobkiem 32 punktów jest na szczycie ligowej tabeli. nią plasuje się Wisła Kraków - 28, która wiceliderem została dzięki zwycięstwu nad beniaminkiem z Łęcznej 2:0.
Podbeskidzie Bielsko-Biała po raz pierwszy w ekstraklasie zdołało pokonać w Szczecinie Pogoń (2:1). Co ciekawe, w 1. kolejce Pogoń wygrała na wyjeździe z "Góralami" 3:2, strzelając decydującą bramkę w 93. minucie. Teraz w czwartej minucie doliczonego czasu gry gola... straciła, gdy Maciej Iwański wykorzystał rzut karny.
REKLAMA
Sobotniego meczu nie dokończył piłkarz Podbeskidzia Adam Pazio, który zderzył się z kolegą z drużyny Bartoszem Śpiączką i doznał poważnego urazu kości twarzy. Zawodnik prosto ze stadionu został odwieziony do szpitala.
Jak poinformował bielski klub, po kilku godzinach Pazio opuścił szczecińską placówkę, gdzie go opatrzono i przeprowadzono wstępne badania. Potwierdziła się pierwsza diagnoza postawiona jeszcze na stadionie - złamanie kości jarzmowej, co eliminuje piłkarza z gry do końca roku.
W ostatnim meczu 16. kolejki Cracovia przegrała z Górnikiem Zabrze 1:2 po bardzo dobrym meczu, w którym na pewno nie była zespołem gorszym. O porażce zadecydował brak wykończenia - gospodarze nie wykorzystali kilku świetnych sytuacji, Górnik zaś był bezlitosny pod bramką "Pasów" i to dwa gole Mateusza Zachary zadecydowały o wygranej w tym bardzo dobrym spotkaniu.
Jedenastka 16. kolejki Ekstraklasy:
REKLAMA
Tabela Ekstraklasy po 16. kolejce:
prsa:repo
prsa:repo
Paweł Słójkowski, polskieradio.pl
REKLAMA