Z pończochą na trasie, czyli TOURek Zimocha
II etap. 146 km z Częstochowy do Dąbrowy Górniczej. Zbiórka pod Jasną Górą. Nawet ci co kończyli pielgrzymkę przypatrywali się kolarzom. Kolorowy świat wyścigu wciąga każdego - pisze komentator radiowej Jedynki Tomasz Zimoch w tekście dla portalu PolskieRadio.pl.
2015-08-04, 10:51
Posłuchaj
Powiązany Artykuł
Tłumy widzów przy całej trasie. Wielu w oczekiwaniu na pamiątkę z Tour de Pologne. Najlepszym gadżetem od lat niezmiennie - bidon. Przy tak wysokiej temperaturze dla każdego zawodnika przygotowanych jest co najmniej 10 bidonów. Puste, są wyrzucane przez kolarzy.
Wczoraj z pobocza można było zbierać nie tylko ponad 1000 bidonów, ale i wiele damskich pończoch. W czasie upałów pończochy są bowiem "niezbędnikiem" każdego kolarza. Masażyści, fizjoterapeuci wypychają je kostkami lodu. Na trasie taka lodowa pończocha przynosi zawodnikom wyjątkową ulgę. Schłodzenie karku jest zbawienne dla kolarza.
Nie da się jednak schłodzić głów przed decydującym finiszem. Przed metą kolarze wchodzą na "orbitę szaleństwa". Tak było i na ulicach Dąbrowy Górniczej. Tempo ponad 60 km/godz. Ścisk w grupie. Dosłownie bark w bark, rama w ramę, koło w koło. Widok pędzącego peletonu jest niezwykły. To wyjątkowy obraz, którego nie namalowałby żaden mistrz pędzla. Na twarzach zaciętość, chęć wygrania. Oczy przepełnione żarem walki. Kolarze na ostatnich metrach przed metą są w wyjątkowym transie. Nim zarażają i widzów. Adrenalina przekracza wszelkie granice. Szaleństwa, niebezpieczeństwa, cierpienia i bólu. Kolarz sprawia wrażenie wyizolowanego z naszego świata. Jak za mgłą dostrzega tylko napis - meta. Każdy pędzi w swoim własnym, ciasnym tunelu. Czesław Lang opowiadał mi, że w czasie sprintu widzi się niewiele. - Gdyby za metą był mur, to nikt z kolarzy walczących na finiszu nawet nie zwróciłby na to uwagi - podkreślił.
REKLAMA
Nie zawsze wszystko kończy się szczęśliwie. Tak było w Dąbrowie Górniczej. 200 metrów przed metą zafalował Australijczyk Caleb Ewen. Stał się sprawcą olbrzymiego karambolu. Stał się pierwszym niepasującym puzzlem kolarskiej układanki. Obraz podziwu dla kolarzy zamienił się w obraz strachu. Pokiereszowani zawodnicy, połamane rowery. Kolarskie zgliszcza. W takich sytuacjach adrenalina niweluje ból. Odczuwalny będzie dopiero później. Kilku zawodników odwieziono do szpitala. Kilku pewnie nie będzie w stanie dalej uczestniczyć w Tourze.
- Żyję - to pierwsze słowa, które wypowiedział do mojego mikrofonu Michał Kwiatkowski, który też leżał w kraksie. - Takie sytuacje zdarzają się często. Jechałem z rękoma na hamulcach, trzeba być czujnym, nie zawsze muszę być w tej ścisłej czołówce na finiszu - dodał kolarski mistrz świata, którego celem jest wygranie tegorocznego Tour de Pologne.
Dzisiaj III etap. Z Zawiercia do Katowic. Znowu w upale. Znowu z lodowymi pończochami. Znowu z ponad 1000 wyrzuconych na pobocze bidonów. I znowu z szaleństwem na finiszu. Bo w Katowicach bije się rekordy prędkości na mecie. Byle tylko tym razem nikt nie był na finiszu niepasującym puzzlem...
REKLAMA
Tomasz Zimoch, PolskieRadio.pl
REKLAMA