Rok temu polscy siatkarze zostali mistrzami świata: "Drugiego takiego mundialu nie będzie"
21 września mija dokładnie rok od dnia, w którym polscy siatkarze wywalczyli mistrzostwo świata. "Biało-czerwoni" po zaciętym meczu pokonali w finale Brazylię.
2015-09-21, 13:45
Posłuchaj
Nasza kadra po 40 latach znów triumfowała w tej prestiżowej imprezie. - Doszliśmy na sam szczyt, drugiego takiego mundialu nie będzie - podkreślali zawodnicy po meczu.
Sukces w 2014 roku pojawił się dokładnie 40 lat po 1974 roku, kiedy to polscy siatkarze także zostali mistrzami świata. Od tamtej pory, przy okazji każdego siatkarskiego mundialu, przypominano obrazki z tamtego turnieju, niczym słynny mecz na Wembley, przy okazji meczów piłkarzy z Anglią. W 2014 roku biało-czerwoni napisali nową historię. Od teraz, należy zapamiętać datę 21 września 2014.
Po drodze, do medalowego dorobku mundialowego polskiej męskiej siatkówki wpadło jeszcze srebro za turniej w Japonii w 2006 roku. Tam Polacy musieli uznać wyższość... Brazylii, z którą gładko przegrali 0:3. Rewanż po ośmiu latach był bardzo słodki.
Obie ekipy spotkały się już podczas polskich mistrzostw świata. W trzeciej fazie górą byli Polacy (3:2), a po spotkaniu Brazylijczykom puściły nerwy. Dlatego jeszcze przed finałem zaczęła się mała wojenka za pośrednictwem mediów. Zawodnicy Brazylii i Polski podgrzewali atmosferę.
REKLAMA
Kolektyw siłą Polaków - przeżyjmy to jeszcze raz
Siłą drużyny Antigi podczas turnieju w Polsce był wyrównany skład. Potwierdził to również finał z Brazylią, chociaż o pierwszym secie lepiej wcale nie pamiętać. W naszej ekipie nie było zawodnika, który nie miałby problemów ze skończeniem ataku. Brazylijczycy bronili kapitalnie i w efekcie wygrali wysoko 25:18.
Powiązany Artykuł

Mistrzostwa Świata w siatkówce mężczyzn 2015
Wolno rozgrzewał się Mariusz Wlazły, który jeszcze w drugim secie nie potrafił wejść na swój najwyższy poziom. Ale wtedy uwidoczniła się siła polskiego kolektywu. Rozgrywający Fabian Drzyzga zaczął grać częściej do Mateusza Miki. To najmłodszy zawodnik w "14" Antigi, a presję walki o złoto zniósł znakomicie. Śmiało można zaryzykować stwierdzenie, że zagrał swój najlepszy mecz w życiu. Brazylijczycy nie byli w stanie go nawet dotknąć w bloku, a jak już sytuacja wydawała się bez wyjścia, młokos bez skrupułów wybijał piłkę w aut po rękach utytułowanych rywali. To głównie dzięki niemu wygraliśmy partię do 22. Choć Polacy znowu zaserwowali kibicom nerwówkę. Prowadzili już 17:11, ale tak jak w sobotnim półfinale z Niemcami, zanotowali serię straconych punktów w jednym ustawieniu. Przy zagrywkach Bruno "Canarinhos" zdołali doprowadzić do remisu, ale w końcówce dla Miki nie było trudnych piłek. A przecież po kapitalnej pierwszej fazie mundialu, przyjmujący Trefla Gdańsk sprawiał wrażenie zmęczonego, w starciu z silniejszymi rywalami sobie nie radził. Wrócił do dobrej gry w najważniejszym momencie.
Sukces trenerskiego "żółtodzioba"
Doprowadziliśmy do remisu 1:1 w setach, a siatkarze z Kraju Kawy zaczęli się denerwować. W efekcie zaczęli popełniać tak proste błędy, jak dotknięcie taśmy, przejście dołem, czy atak w antenkę. Właśnie po takim zagraniu Lucarellego wygraliśmy seta numer trzy. W jego trakcie szalał już Mariusz Wlazły. Atakował, blokował, posyłał bomby z zagrywki i odrzucał rywali od siatki. Wygraliśmy 25:23 i do euforii brakowało już tylko jednego wygranego seta.
REKLAMA
Wtedy na parkiecie nie było już Fabiana Drzyzgi, ale kapitalną zmianę dał mu Paweł Zagumny. Najbardziej doświadczony zawodnik w polskiej kadrze imponował spokojem. Jeszcze przed turniejem ogłosił, że żegna się z reprezentacją. Chciał odejść z medalem, odejdzie jako mistrz świata.
A stało się tak też dlatego, że w czwartym secie razem z kolegami pokazał prawdziwy charakter. Choć przez długi czas utrzymywali minimalną przewagę punktową, to w decydującym momencie znaleźli się pod ścianą. W newralgicznym momencie seta tracili do rywali trzy punkty (17:20). Ale decydujący fragment wygraliśmy aż 8:2 i w katowickim Spodku zapanowała euforia. To oznaczało bowiem, że Polacy zostali mistrzami świata. Cała hala zaczęła skandować "dziękujemy, dziękujemy", a następnie "Stephane Antiga". Nazwisko trenera "żółtodzioba", który jeszcze w marcu 2014 występował na parkietach PlusLigi jako zawodnik Skry Bełchatów. Francuz w swojej pierwszej pracy jako szkoleniowiec osiągnął największy sukces polskiej siatkówki od czterdziestu lat.
(ah, PolskieRadio.pl, PAP, IAR)
REKLAMA