Ekstraklasa: Lech wreszcie zagrał jak drużyna."Widzę, że zespół powoli zaczyna się odradzać"

Lech Poznań pokonał Legię Warszawa w najbardziej prestiżowym starciu 13. Kolejki Ekstraklasy. Jest za wcześnie, by mówić o tym, że Jan Urban wydobył "Kolejorza" z kryzysu, jednak mistrz Polski pokazał, że znów zaczyna przypominać drużynę.

2015-10-26, 09:27

Ekstraklasa: Lech wreszcie zagrał jak drużyna."Widzę, że zespół powoli zaczyna się odradzać"
Piłkarze Lecha Poznań pokazali w starciu z Legią Warszawa, że wciąż potrafią grać na wysokim poziomie. Foto: PAP/Bartłomiej Zborowski

Posłuchaj

Trener Lecha, Jan Urban liczy, że w Warszawie jego drużyna osiągnie wynik podobny, jak w ostatnim meczu Ligi Europy we Florencji, ale w lepszym stylu (IAR)
+
Dodaj do playlisty

Poznaniacy objęli prowadzenie już w 8. minucie spotkania, kiedy to błędy Tomasza Jodłowca i Jakuba Rzeźniczaka z zimną krwią wykorzystał Kasper Hamalainen. Legia mogła być zaskoczona, jednak straciła tego gola na własne życzenie. 

Choć zespół Stanisława Czerczesowa zdecydowanie przejął inicjatywę, to jednak piłka po uderzeniach Nikolicia, Kucharczyka czy Triczkowskiego za każdym razem lądowała albo w rękawicach Jasmina Buricia, albo nieznacznie mijała strzeżoną przez niego bramkę.

Powiązany Artykuł

Lech 1200.jpg
Ekstraklasa: Legia Warszawa - Lech Poznań. Klasyk dla "Kolejorza"

Dominacja i zepchnięcie rywala do obrony nie przyniosły żadnego rezultatu. Można wręcz powiedzieć, że te warunki były wymarzone dla Lecha - "Kolejorz" miał upragniony wynik, nie musiał rzucać się do ataku i ryzykować, że narazi się na kontrę warszawian. Obrona mistrza Polski w tym sezonie wielokrotnie zawodziła, tym razem stanęła jednak na wysokości zadania. 

Niemiłosiernie krytykowany Tamas Kadar nie pomylił się w niedzielę ani razu, Paulus Arajuuri pokazał, że to on dyryguje obroną zespołu. Największe wrażenie zrobili jednak środkowi pomocnicy, którzy odpowiadali za nieustanne nękanie rywali i rozbijanie akcji Legii w jej początkowych fazach. Karol Linetty i Abdul Aziz Tetteh wykonywali tytaniczną pracę w walce z pomocnikami odwiecznego rywala. Kolejnym atutem była skuteczność - choć Lech oddał zaledwie 5 strzałów na bramkę Duszana Kuciaka, wykorzystał jednak swoją najlepszą okazję.

REKLAMA

"Kolejorz" odniósł pierwsze wyjazdowe zwycięstwo w tym sezonie i opuścił ostatnie miejsce w ligowej tabeli. Legia przegrała drugi mecz przed własną publicznością - pierwsza porażka miała miejsce w meczu z Koroną Kielce. 

Stanisław Czerczesow w swoim czwartym meczu w roli trenera Legii przełknął gorzką pigułkę, w dodatku w tak prestiżowym spotkaniu. 

- Wynik mówi sam za siebie. Fantastyczna atmosfera na trybunach i dogodne sytuacje stworzone przez moich piłkarzy są w tej sytuacji sprawami drugorzędnymi. Nie mam pretensji do zawodników, bo dali dziś z siebie wszystko. Niestety, piłka nożna polega na strzelaniu goli - powiedział na pomeczowej konferencji trener gospodarzy.

REKLAMA

Rosjanin dodał, że ciągle walczy z oduczeniem piłkarzy schematów wyćwiczonych za kadencji Henninga Berga.

- Taktyka na ten mecz nie miała opierać się na zagrywaniu długich piłek na Nikolicia, ale zawodnicy wciąż mają w głowach założenia wpojone im przez poprzedniego trenera. Staram się ich tego oduczyć, ale przed meczami z Brugią i z Lechem miałem na to za mało czasu. Chciałbym, aby po stałych fragmentach moi gracze oddawali strzały. Tych stałych fragmentów mieliśmy więcej, niż w dwóch poprzednich meczach. W porównaniu do nich lepiej prezentowaliśmy się w ataku pozycyjnym, stąd więcej było rzutów rożnych i wolnych - dodał Czerczesow.

Źródło: Legia.com/x-news

"Kolejorz" nie zagrał bezbłędnie. Piłkarze ze stolicy stworzyli sobie przynajmniej dwie stuprocentowe okazje, które Nemanja Nikolić powinien zamienić na bramki. Kontrowersyjna pozostaje też sytuacja, w której Karol Linetty powstrzymywał węgierskiego snajpera w polu karnym. Gdyby nie ta interwencja, najlepszy strzelec Ekstraklasy wbiłby piłkę do siatki, sędzia jednak nie dopatrzył się tam przewinienia. 

REKLAMA

Największym zwycięzcą niedzielnego hitu jest Jan Urban. Szkoleniowiec, który dwukrotnie prowadził Legię Warszawa, na pewno miał coś do udowodnienia przy Łazienkowskiej i osiągnął swój cel. Zaznaczał jednak, że nie nie było mowy o zemście i widać było, że traktuje klub ze stolicy z dużym szacunkiem. 

- Wydaje mi się, że zobaczyliśmy dobry hit, jak na polską ligę. Było dużo dobrych sytuacji, choć Legia miała ich więcej. Na boisku stołecznej drużyny nie jest jednak łatwo o wiele okazji bramkowych. W drugiej połowie, kiedy Legia nas przycisnęła, mieliśmy dobre początki kontrataków, ale podejmowane były złe decyzje. Nie czuję żadnej satysfakcji, że ograłem Legię. Na Łazienkowską będę wracał z dużym sentymentem. Czuję do tego klubu duży szacunek, bo wiem, ile mu zawdzięczam. Cieszę się z tych trzech punktów, ponieważ być może teraz moi piłkarze uwierzą, że potrafią grać w piłkę. Na razie nieprzyjemnie patrzy się na tabelę. Aspirujemy do ósemki, a póki co mamy dużo straty do pozycji nie zagrożonej spadkiem. Widzę, że ta drużyna powoli zaczyna się odradzać. Potrzebujemy jednak dłuższej passy zwycięstw - mówił Urban po meczu. 

Źródło: Foto Olimpik/x-news

Nowy szkoleniowiec Lecha cały czas stoi przed bardzo trudnym zadaniem. W meczu z Legią Lech wyglądał jednak jak drużyna. Taki mecz był niezmiernie potrzebny piłkarzom z Poznania, walka o utrzymanie wyniku pozwoliła zespolić piłkarzy. W zdecydowanej większości spotkań tego sezonu to oni musieli wychodzić i zmagać się z rywalami nastawionymi na kontratak, próbującymi nieustannie wybijać z uderzenia. W Ekstraklasie praktycznie nie ma zespołów, które dobrze czułyby się w ataku pozycyjnym, którym nie sprawiałoby problemów prowadzenie gry i przedzieranie się przez defensywę rywali. 

REKLAMA

Wystarczy spojrzeć na Koronę Kielce, która pokazuje, jak przy szczelnej obronie można osiągnąć wynik ponad stan. Kadrowo Korona jest jednym ze słabszych zespołów. Przed startem sezonu eksperci wymieniali ją wśród zespołów, które będą musiały bić się o utrzymania. Tymczasem podopieczni Kamila Kieresia po 13 meczach mają tyle samo punktów co Legia Warszawa - 20. Strzelili jednak tylko 11 bramek, tyle samo, co 15. w tabeli Lech i 14. Podbeskidzie Bielsko-Biała. Siła tkwi jednak w najlepszej ligowej defensywie i błyskawicznych kontrach, które stwarzają największe zagrożenie pod bramką rywali. 

Przeciwko Legii i Lechowi rywale mają jedno podstawowe założenie - nie stracić bramki. Remis z tymi zespołami wciąż uważa się za dobry rezultat. "Kolejorz" tuż przed meczem z Legią miał dobrą okazję do tego, by przećwiczyć strategię przed spotkaniem ze swoim największym rywalem. 

Do czwartkowego meczu z Fiorentiną także podchodził w roli zespołu, który będzie grał schowany za podwójną gardą. Wygrana 2:1 pokazała, że takie nastawienie jest drużynie z Poznania na rękę - rywale zdołali strzelić zaledwie jedną bramkę, w dodatku w samej końcówce spotkania. 

Czy to początek odrodzenia drużyny? Jan Urban nie ma komfortu czasu - musi wygrywać i zbliżać się do czołowej ósemki. Biorąc pod uwagę to, że Ekstraklasa obfituje w zaskakujące rozstrzygnięcia, wszystko pozostaje otwarte dla "Kolejorza". 

REKLAMA

W 14. kolejce Lech zagra z pogrążonym w kryzysie Śląskiem Wrocław, Legia zaś pojedzie do Gdańska na mecz z Lechią, gdzie w ostatnich sezonach regularnie gubiła punkty. 

Paweł Słójkowski, PolskieRadio.pl

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej