Liga Mistrzów: Diego Simeone zbudował w Atletico Madryt wielki zespół, który pogrążył Barcelonę
Charyzmatyczny, niemożliwy do pomylenia z kimkolwiek innym i trenujący tak, jak wciąż grał w piłkę - całym sercem. Diego Simeone znów wywołał trzęsienie ziemi w świecie piłki nożnej. Atletico Madryt pod wodzą Argentyńczyka to koszmar dla rywali. I zespół, który musi doceniać każdy.
2016-04-14, 13:50
Posłuchaj
Ewa Wysocka o klęsce Barcelony i niesamowitym Atletico Madryt (IAR)
Dodaj do playlisty
- Powiedziałem kibicom, że jeśli nie wierzą w to, że możemy wygrać w finale z Boca, niech w ogóle nie przychodzą na stadion - przyznał Simeone po tym, jak Estudiantes pod jego wodzą sięgnęło po triumf w argentyńskiej Primera Division pierwszy raz od 23 lat.
To tylko jeden z przykładów z jego kariery, który potwierdza, że mamy do czynienia z człowiekiem, który nigdy nie wątpi w to, co może osiągnąć, nawet jeśli inni nie dają mu na to najmniejszych szans. Jeśli tylko pojawia się okazja, nagle rodzi się z niej coś na wyciągnięcie ręki. Nie ma drużyn nie do pokonania, a końcowy cel uświęca wszystko inne, co ma miejsce na drodze do sukcesu.
Dwa gole Antoine'a Griezmanna, kolejne, 29. już czyste konto w tym sezonie, heroiczna postawa w obronie, mordercze kontrataki - jeśli Atletico nie zdobyło jeszcze czyjegoś serca w ostatnich kilku latach, dwumecz z Barceloną powinno to zmienić.
Powiązany Artykuł
Liga Mistrzów: Atletico Madryt rzuciło Barcelonę na kolana. Gwiazdy zawiodły, wygrał charakter
Choć sam Simeone byłby przeciwny takiemu stwierdzeniu, to trzeba podkreślić, że to on pociąga za sznurki i trzęsienie ziemi, które miało miejsce w środę w Madrycie, stało się za sprawą jego tupnięcia.
REKLAMA
Rewanż z Barceloną w Lidze Mistrzów stał pod znakiem tytanicznego wysiłku. Nie tylko tego, który został wykonany przez 90 minut meczu. Po graczach widać było, że procentuje każda kropla potu, którą wylali na treningach, każdy pojedynczy sprint w momencie, w którym niektórzy z nich pewnie zastanawiali się, dlaczego wybrali akurat pracę z Simeone. Nikt jednak nie oszukiwał ich jednak, że cena sukcesu będzie inna. O intensywności zajęć piłkarzy Argentyńczyka krążą legendy. Ale w meczach o stawkę zespół gra właśnie tak, jak trenuje. Intensywnie aż do granic.
To tylko jeden z wielu elementów, które składają się na sukces. Kluczem jest atmosfera, wspólny cel i ogromna solidarność piłkarzy, którą widać na boisku. W tym konkretnym meczu z Barceloną, który zadecydował o awansie do półfinału, na murawie był tylko jeden zespół. Chociaż (zgodnie z oczekiwaniami) Barcelona częściej była przy piłce, starała się atakować, i mimo szczelnej obrony gospodarzy stworzyła sobie kilka sytuacji do tego, by odwrócić losy meczu. To Atletico było jednością, a to zadecydowało o wyniku.
"Razem do zwycięstwa" - takie hasło pojawiło się na trybunach kibiców na Estadio Vicente Calderon. I trudno znaleźć coś, co trafniej oddawałoby charakter tej wygranej.
REKLAMA
- Przez cztery i pół roku wykonaliśmy ogromną pracę i kontynuujemy ją. W tym czasie trzykrotnie graliśmy w Lidze Mistrzów i za każdym razem mogliśmy cieszyć się z awansu do kolejnej fazy przed zakończeniem rozgrywek grupowych. To bardzo dobrze świadczy o moich zawodnikach. Ktoś powie, że awans był czymś naturalnym, ale my pozostajemy skromni i cieszymy się z tego sukcesu. Ale nie zamierzamy na tym poprzestać. Chcemy wciąż robić postępy, a naszą największą wartością jest ciężka praca - mówił Simeone w listopadzie i pokazał po raz kolejny, że nie rzuca słów na wiatr.
Źródło: Cihan News Agency
Mecz po meczu
Skupianie się na krótkim okresie, by odnieść długofalowy sukces - to w pracy Diego Simeone analizował Harvard Business Review, określany jako "najbardziej prestiżowy magazyn o zarządzaniu, przywództwie i biznesie". Mecz po meczu - do tego w telegraficznym skrócie można by sprowadzić rzecz, którą stara się zaszczepić piłkarzom.
REKLAMA
To może brzmieć banalnie, ale zapytany w sezonie 2013/14 o to, jak zamierza rozegrać sezon, Argentyńczyk odpowiedział właśnie w ten sposób. To zarazem tytuł książki o nim, która bardziej przypomina poradnik niż większość sportowych biografii. Porusza kwestię przywództwa, wartości, tego, jak reagować w sytuacjach kryzysowych i jak budować wspólnotę w szatni - rzeczy absolutnie kluczowych do tego, by zrozumieć fenomen tego jednego z najbardziej charyzmatycznych, inspirujących i wpływowych szkoleniowców we współczesnej piłce.
- Zawsze pytam moich zawodników, jaki sezon woleliby rozegrać. Taki, w którym grają wszystkie mecze, a drużyna kończy niżej w tabeli, odpadając po drodze ze wszystkich innych rozgrywek, czy taki, w którym grają mniej, ale zespół kończy je z mistrzowskim tytułem? To zawsze działa, bo każdy wybierze drugą opcję - przyznał.
Simeone nie szuka gwiazd, które będą na pierwszym planie, na pierwszym miejscu nie stawia też siebie. Momenty błysku pojedynczych zawodników, jak genialne dośrodkowanie Saula w meczu z Barceloną, to tylko zwieńczenie całego wysiłku, wisienka na torcie.
- Nie chcę, żeby zawodnicy byli u mnie głównymi postaciami. Jeśli ktoś nie daje z siebie wszystkiego i będę to czuł, inny piłkarz zajmie jego miejsce. Nikt nie ma żadnej gwarancji, jeśli na chwilę przyśniesz, wypadasz - nie ukrywał, zaznaczając, że liczy się tylko drużyna. Nauczył się tego między innymi za czasów gry w Lazio, kiedy trenerem był Sven-Goran Eriksson. Biorąc pod uwagę piłkarską karierę, na pewno miał od kogo czerpać. Grał i wyciągał wnioski, które przekuł w swoje silne strony. Przede wszystkim jednak to nie szef, który jest nad zespołem. To lider, będący jego sercem.
REKLAMA
- W Lazio nie miało znaczenia, kto grał, bo każdy z nas wiedział, że w drużynie był ktoś, kto mógł nas zastąpić w każdym momencie i właśnie dzięki temu wygraliśmy Serie A, Puchar Włoch i Superpuchar UEFA - mówił.
#Veron: "Vorrei diventare il presidente della Lazio, con Simeone allenatore e Nesta ds' https://t.co/bKVPa1Bdqt pic.twitter.com/9NJRPsCvkr
— calciomercato.com (@cmdotcom) 2 kwietnia 2016
Czy jest takim trenerem, jakim był piłkarzem? Na boisku dał się poznać jako zawodnik nieustępliwy, grający z pasją, dający z siebie wszystko. Właśnie to zaszczepia swoim graczom. A ci pokazywali już, że skoczą za nim w ogień. Zresztą, kiedy patrzy się na niego przy linii bocznej, można odnieść wrażenie, że uczestniczy w grze tak samo jak ci, którymi dowodzi. Gestykuluje, krzyczy, wścieka się. Przeżywa.
REKLAMA
Sam jego pseudonim, "Cholo" (który nadał mu trener juniorów w Velezie Sarsfield, bez związku z jego znaczeniem), nie ma pozytywnych konotacji. Trudno ująć to bezpośrednio, ale wskazuje na "samca alfa", kogoś, kto sam ustala sobie prawo, nie licząc się z niczym. W USA tym słowem określa się meksykańskich gangsterów. A Simeone przyjął na siebie tę rolę czarnego charakteru, zrobił to jednak w taki sposób, że publika go pokochała.
Ubrany od stóp do głów na czarno, szalejący przy linii bocznej na Estadio Vicente Calderon, miejscu, w którym czuć duszę piłki nożnej, nie wygląda na człowieka czującego respekt przed kimkolwiek. Właśnie o kimś takim marzyli kibice Atletico.
- Chcę drużyny, która jest zdolna do poświęceń. Która gra, biega, trenuje, czuje szacunek do rywali, a przy tym rozumie inteligencję, która jest w grze - tak opisywał jeden ze swoich celów. Ten został już zrealizowany.
REKLAMA
Napastnicy wygrywają mecze, obrońcy wygrywają trofea
Na boisku trzeba reagować błyskawicznie, trenerzy także muszą opanować to, by dostosowywać się do wydarzeń w meczach, ale i w całym sezonie. Sytuacja zmienia się błyskawicznie, a wygrana często zależy od zdolności adaptacji. Simeone jest w tym mistrzem.
Piłka, którą wyznaje Argentyńczyk, jest skomplikowana? Patrząc na samą grę, można odnieść inne wrażenie. Imponujące przygotowanie fizyczne, ambicja, nieustanny pressing i odbieranie piłki, by błyskawicznie przejść do kontrataku. Nie jest nowością, że wielkie zespoły buduje się od obrony. Pod tym względem Atletico to najbardziej skuteczna drużyna tego sezonu.
Do tego dochodzi fakt, że w ostatnich 16 meczach u siebie w Lidze Mistrzów zespół aż 13 razy nie pozwolił rywalom trafić do siatki. Estadio Vicente Calderon potrafi budzić w rywalach grozę. A Atletico z każdym sezonem się rozwija. Posiadanie piłki? To nikomu nie imponuje. Przewaga? Nie trzeba jej mieć, by wygrywać mecze. Pod tym względem widać wspólne cechy z Jose Mourinho, którego można nazwać przeciwieństwem Pepa Guardioli.
REKLAMA
Kolejną kwestią są pieniądze. Środki na to, by sprowadzać zawodników takich jak Griezmann, znalazły się za sprawą sprzedaży największych gwiazd. Diego Costa, Radamel Falcao, Felipe Luis, Mario Mandżukić, Arda Turan, Jackson Martinez - to zawodnicy, na których sprzedaży Atletico zarobiło w ostatnich sezonach 200 milionów euro.
W bezpośredniej walce o to, by sprowadzić do siebie największe gwiazdy, Atletico nie będzie w stanie wygrywać z czołowymi zespołami, za którymi po prostu stoją większe pieniądze. "Los Rojiblancos" oczywiście także kupują, i to nie piłkarzy tanich, ale muszą szukać innych, mniej oczywistych wyborów. Zawodników, z których będzie można "wyciągnąć" znacznie więcej.
Simeone nie był w sytuacji podobnej do Jose Mourinho, który po odejściu z Porto, gdzie zaczął wielką karierę, mógł po prostu wskazać zawodników, których chciał w swoim zespole i przesądzone było, że ich dostanie - tak było w Chelsea, Interze Mediolan czy Realu Madryt. Szkoleniowiec Atletico musiał szukać innej drogi. I sądząc po wynikach, tę drogę znalazł.
Nie muszą się bać nikogo
To, co robi zespół z Madrytu w ostatnich latach, jego powtarzalność i sukcesy, to nie cuda. Tak można by nazwać sytuację, w której zespół ratuje szczęście, a triumfy trudno jest racjonalnie wytłumaczyć. Tutaj mamy trenera, który zaraża pasją, ma konkretne metody i wizję tego, co chce osiągnąć i jakimi środkami to zrobi. Do tego dodaje fakt, że nigdy nie przestaje wierzyć.
REKLAMA
Pierwszy tytuł mistrza Hiszpanii od 14 lat, zwycięstwo w Lidze Europy, Superpuchar UEFA, Puchar Króla i Superpuchar Hiszpanii - biorąc pod uwagę wszystkie te trofea zdobyte w Atletico przez Simeone, nie można mieć wątpliwości, że należy do ścisłej światowej czołówki szkoleniowców.
To, co robi Argentyńczyk, nie bez powodów jest określane nie jako styl, a jako filozofia. I to właśnie ona stworzyła najlepszy okres tego klubu w historii i bez dwóch zdań stanowi materiał do gruntownej analizy.
W piątek zostaną rozlosowane półfinałowe pary Ligi Mistrzów. Manchester City, Bayern Monachium i Real Madryt - to zespoły, które mogą stanąć na drodze Atletico do wielkiego finału. Styl, w jakim byli w stanie pokonać Barcelonę, wygasić jej wszystkie największe atuty, sprawić, że momentami była całkowicie bezradna, nie daje żadnych podstaw, by podchodzić ze strachem do żadnej innej drużyny na świecie.
REKLAMA
- Kiedy dochodzimy do finału, piłkarze doskonale wiedzą, co powiem im jako najważniejszą rzecz. Finałów się nie rozgrywa, finały się wygrywa - przyznał. W 2014 roku było o włas w meczu z Realem Madryt. Do końcowego sukcesu zabrakło dosłownie sekund.
W tym roku uda mu się zrobić z Atletico najlepszy klub Europy? Nawet jeśli ten cel nie zostanie osiągnięty, to wydaje się on być tylko kwestią czasu.
Paweł Słójkowski, PolskieRadio.pl
REKLAMA