Roland Garros: Agnieszka Radwańska narzekała na warunki. "Popieram, nie nadawały się do gry"
Tenisista Marcin Matkowski uważa, że organizatorzy wielkoszlemowego French Open we wtorek na siłę próbowali rozgrywać mecze mimo deszczu, ale to nie miało wpływu na jego porażkę w ćwierćfinale debla. - Nie dziwię się jednak frustracji Agnieszki Radwańskiej - dodał.
2016-06-01, 19:50
Matkowski zakończył w środę udział w turnieju, przegrywając - w parze z Leandrem Paesem z Indii - w ćwierćfinale z amerykańskimi bliźniakami Bobem i Mike'em Bryanami 6:7 (12-14), 3:6. Pod koniec pierwszego seta Polak zepsuł dwa uderzenia z forhendu, ale nie ma on poczucia, że to właśnie te błędy przesądziły o porażce.
- W tie-breaku dwa razy mieliśmy na naszych serwisach piłki setowe, ale zawiodło wtedy pierwsze podanie. To mogło zadecydować. Tamte forhendy nie miały wpływu. Można było oczywiście zagrać inaczej, ale oni też mogli wcześniej skończyć. Szkoda pierwszego, wyrównanego seta. Jego rozstrzygnięcie chyba zdecydowało o losach całego spotkania, bo na pewno inaczej to potem by się potoczyło, gdybyśmy wygrali pierwszą partię - zaznaczył w rozmowie z dziennikarzami Matkowski.
Ten mecz, podobnie jak kilka innych, rozpoczął się we wtorek, ale z powodu deszczu został przerwany w pierwszym secie przy stanie 4:3 dla Bryanów. 35-letni zawodnik bardzo krytycznie ocenił decyzję o dopuszczeniu do rozgrywania pojedynków tego dnia.
- Nasze spotkanie w ogóle nie powinno się było wczoraj zacząć. Graliśmy wtedy cały czas w deszczu. Mówi się, że warunki są równe dla obu stron, ale równie dobrze moglibyśmy grać na wodzie i też by było równo. Wczoraj organizatorzy próbowali na siłę wciskać mecze na różne korty, to nie były warunki do gry. Dobrze, że przerwano, bo warunki nie były ani dla jednej, ani dla drugiej strony dobre - zastrzegł.
Przyznał, że wielu tenisistów narzekało na wtorkową sytuację, gdy kilkakrotnie przerywano i wznawiano mecze. Zdaniem Polaka organizatorzy bardzo dobrze zachowali się w poniedziałek, gdy już wczesnym popołudniem odwołali wszystkie zaplanowane na ten dzień spotkania. Jak zaznaczył, dzień później była już jednak znacznie większa presja, by mecze się odbyły i próbowano grać na siłę.
Matkowski zaznaczył, że tenisiści nie mają żadnej możliwości, by zaprotestować w sprawie warunków gry, a decyzję podejmuje wyłącznie supervisor.
- Jeżeli on mówi, że kort jest gotowy do gry, to musisz grać. We wtorek ostatniego gema graliśmy, gdy na innych kortach już wszyscy przerwali grę. Nie wiedziałem o tym. Dopiero potem nam powiedzieli. Supervisor stał obok i ani się nie zająknął. Leander poślizgnął się na linii i wtedy podszedł, ale też nie od razu z decyzją, że przerywamy mecz, tylko powiedział, że jak chcemy kontynuować, to możemy... Moim zdaniem powinno być jak na Wimbledonie, gdzie mają skalę od 1 do 4 i przy "3" zakrywają korty. Ale wszystkie. Mówią, że kort kortowi nierówny - oczywiście, ale przecież jak pada to na całym obiekcie. A nie, że na korcie nr 16 pada, a na "trójce" nie. Powinno być równo, a nie, że gdzieś ktoś gra, bo nikt mu nie powiedział, że może przerwać. To oczywiście nie miało wpływu na wynik naszego pojedynku. To tylko taka dygresja. Uważam, że organizatorzy nie stanęli trochę na wysokości zadania - podsumował.
Zaznaczył, że w środę korty były już dobre, a zachmurzenie nie jest żadnym problemem.
- Ale wczoraj, jak wychodziliśmy na kort, to mżyło. Nie powinno się wychodzić na kort, gdy pada. Wtedy się przerywa mecze. Można grać, jak pada przez kilka gemów, ale nie powinno się wznawiać spotkań, gdy pada. A tak wczoraj było - zauważył.
Powiązany Artykuł
Roland Garros: Radwańska za porażkę obwinia... organizatorów?
Przypomniał, że w jego wypadku pogoda nie miała wpływu na wynik pojedynku. Inaczej - jego zdaniem - było w spotkaniu 1/8 finału singla kobiet z udziałem Agnieszki Radwańskiej i Bułgarki Cwetany Pironkowej. Ich pojedynek zaczął się w niedzielę, a z powodu opadów został przerwany przy stanie 6:2, 3:0 dla Polki. Wznowiono go we wtorek, ale za sprawą deszczu zawodniczki zeszły do szatni po drugim secie. Później wróciły na pole gry i grając w deszczu dokończyły zmagania. Druga rakieta świata została wyeliminowana.
- U Agnieszki zdecydowanie warunki nie nadawały się do gry. Nie dziwię się jej frustracji, zareagowałbym na jej miejscu tak samo. We wtorek wyszła na mecz i były zupełnie inne warunki niż w niedzielę. A później wznowiono spotkanie jak były takie same warunki, jak wtedy, gdy je przerwano. Nie tędy droga. Może nie jest tak, że nie patrzono na zdrowie zawodników, ale organizatorom zależało przede wszystkim na tym, by rywalizacja się toczyła - podkreślił.
Matkowski zwrócił też uwagę, że organizatorzy chcieli w środę od rana nadrabiać opóźnienia w planie gier i dlatego mecze toczyły się na wszystkich dostępnych kortach. Również na tych, które zazwyczaj były przeznaczone na rozgrzewkę dla zawodników.
- Przesunęli o pół godziny jedno spotkanie juniorów i o godz. 10.30 singliści grający jako drudzy dziś mogli się rozgrzać na dwóch kortach. My musieliśmy biegać na rozgrzewkę na aneks. To, że na turnieju wielkoszlemowym nie ma na terenie kompleksu kortu na rozgrzewkę, uważam za żart - ocenił.
(ah)
REKLAMA