Klęska z Dudelange to nie pierwszyzna. Największe kompromitacje polskich drużyn w europejskich pucharach

Odpadnięcie Legii Warszawa z luksemburskim F91 Dudelange w eliminacjach piłkarskiej Ligi Europy polscy kibice zgodnie uznali za niebywałą kompromitację. Warszawianie nie byli jednak pierwszymi, ani, prawodopodobnie, ostatnimi reprezentantami naszego kraju w europejskich pucharach, zaliczającymi spektakularną wpadkę z nisko notowanym rywalem. Zapraszamy na nasze zestawienie dziesięciu największych kompromitacji polskich klubów w XXI wieku. 

2018-08-17, 13:16

Klęska z Dudelange to nie pierwszyzna. Największe kompromitacje polskich drużyn w europejskich pucharach

Posłuchaj

17.08.16 Magazyn sportowy: Nieudana przygoda polskich zespołów w europejskich pucharach (PR24)
+
Dodaj do playlisty

Na początku trzeba zaznaczyć, iż horyzont czasowy trudno wytłumaczalnych porażek jest, niestety, znacznie dłuższy. Zdecydowaliśmy się jednak brać pod uwagę tylko występy w obecnym stuleciu, toteż w zestawieniu brakuje tak "słynnych" rezultatów, jak porazka 0:5 ŁKS-u Łódż w meczu Pucharu Europejskich Mistrzów Krajowych (1959 rok) z luksemburskim Jeunesse Esch, czy też klęska innego łódzkiego klubu - Widzewa z Eintrachtem Frankfurt (0:9) w meczu Pucharu UEFA z 1992 roku. 

Zrezygnowaliśmy także z zajmowania się meczami nieistniejącego już Pucharu Intertoto, w którym spektakularnych wtop nie brakowało, ale uczciwie trzeba oddać, iż polskie kluby bardzo niechętnie w ogóle przystępowały do tych rozgrywek, traktujac je jako zło konieczne.

Porażek z takimi "tuzami" futbolu, jak Dinaburg Duagavpils, Spartak Warna, Toboł Kostanaj, Shamrock Rovers, Szachtior Soligorsk, Vetra Wilno czy FC Tyraspol także nie znajdziecie więc Państwo w zestawieniu. W nim skupiliśmy się na dwumeczach, które polskie drużyny niewątpliwie bardzo chciały wygrać, lecz nie potrafiły tego uczynić, mimo wątpliwej klasy większości rywali. Koncentrujemy się zatem na rozgrywkach eliminacji Ligi Mistrzów oraz Ligi Europy i jej poprzednika - Pucharu UEFA. 

10. II runda Pucharu UEFA 2003/2004, Valerenga Oslo – Wisła Kraków 0:0, 0:0, k.4:3.

Rok wcześniej piłkarze krakowskiej Wisły oczarowali Europę kapitalnymi występami w Pucharze UEFA przeciwko AC Parmie, Schalke 04 Gelsenkirchen oraz Lazio Rzym. W kolejnej edycji już tak dobrze nie było. Klub z Reymonta opuściło kilku ważnych piłkarzy, jak Kamil Kosowski, Kalu Uche czy Marcin Kuźba. Podopiecznym Henryka Kasperczaka nie udało się dostać do upragnionej Ligi Mistrzów (zaporą nie do przejścia okazał się być Anderlecht Bruksela), ale wydawało się, iż klub powalczy o niezły wynik w mniej prestiżowym z europejskich pucharów. Niestety, krakowianie potknęli się już na drugiej przeszkodzie, którą byli broniący się wówczas przed spadkiem z norweskiej ekstraklasy zawodnicy Valerengi. Oba mecze stały pod znakiem dominacji wiślaków, ale okazały się też popisem ich nieskuteczności. Norwegowie z kolei nie byli zbytnio zainteresowani atakowaniem, ale postawili w obronie zasieki, których Wisła nie umiała sforsować. Doszło do serii rzutów karnych, w której faworyci okazali się słabsi. Swoje próby zepsuli Mirosław Szymkowiak oraz Tomasz Frankowski i porażka stała się faktem. Warto dodać, iż dominująca wówczas w kraju Wisła zawiodła kibiców także rok później, ulegając już w I rundzie Pucharu UEFA gruzińskiemu Dinamo Tbilisi (1:2 i 4:3; zadecydowały gole strzelone na wyjeździe).

REKLAMA

Źródło: YouTube.com/sp1873

9. I runda eliminacji Ligi Europy 2016/2017, Szkendija Tetowo – Cracovia 2:0, 2:1.

O miejsce w naszym zestawieniu postarali się również sąsiedzi Wisły z drugiej strony Błoń. O ile sam awans Cracovii do europejskich pucharów był swego rodzaju niespodzianką, o tyle mało kto spodziewał się, iż „Pasy” odpadną już na pierwszej przeszkodzie. Macedończycy byli tym mocniej lekceważeni, iż we wcześniejszych występach w Europie nie potrafili wygrać ani jednego dwumeczu. Podopiecznych Jacka Zielińskiego jednak kompletnie zdominowali, pewnie wygrywając oba mecze. Gracze z Tetowa byli lepsi pod każdym względem, a najbardziej w oczy rzucała się różnica w wyszkoleniu technicznym między nimi, a czwartą drużyną poprzedniego sezonu Ekstraklasy. Dodać należy, że piłkarze z Macedonii tak się rozochocili wyeliminowaniem „Pasów”, iż w tej samej edycji wyrzucili za burtę rozgrywek jeszcze Neftczi Baku i czeską Mladę Boleslav. Dopiero w rundzie play-off miejsce w szeregu pokazali Szkendiji zawodnicy KAA Gent, zwyciężając w dwumeczu 6:1. Macedończycy poszli za ciosem rok później i znowu pokonali aż trzech przeciwników w eliminacjach. Tym razem jednak na drodze do awansu do fazy grupowej stanąl słynny AC Milan, strzelając pogromcom polskiego klubu aż siedem bramek w dwumeczu, nie tracąc przy tym żadnej. Jak widać więc, wygrana z krakowianami okazała się początkiem całkiem niezłej drużyny, chociaż w czerwcu 2016 roku taki wynik dwumeczu był szokiem dla polskich kibiców.

Źródło: YouTube.com/MKS CracoviaTV

8. III runda eliminacji Ligi Europy 2013/2014, Żalgiris Wilno – Lech Poznań 1:0, 1:2.

Wicemistrzowie Polski byli zdecydowanym faworytem tej konfrontacji i zdominowali rywali w obu meczach. Co jednak z tego, skoro podopieczni Mariusza Rumaka byli nieskuteczni. Żalgiris skupił się natomiast na bronieniu dostępu do własnej bramki i próbach kontr. Po jednym z nielicznych wypadów w pole karne Lecha w pierwszym meczu gospodarze wywalczyli wrzut z autu, po którym padła zresztą jedyna bramka. Gdy tydzień później Litwini zdobyli tez bramkę w meczu przy Bułgarskiej, sytuacja poznaniaków stała się dramatycznie trudna. W końcówce Lechowi udało się jeszcze zdobyć dwa gole. Najpierw do siatki trafił Łukasz Teodorczyk, a w doliczonym czasie gry rywale zdobyli gola samobójczego. Do wywalczenia awansu to, niestety, nie wystarczyło. O tym, że ekipa z Litwy była jak najbardziej do pokonania niech świadczy fakt, iż w kolejnej rundzie pogromcy „Kolejorza” nie mieli żadnych szans z austriackim Red Bull Salzburg, któremu w dwumeczu ulegli aż 0:7.

REKLAMA

Źródło: YouTube.com/SarcasmPL

7. runda wstępna Pucharu UEFA 2003/2004, Cementarnica Skopje – GKS Katowice 0:0, 1:1.

Katowiczanie grają dzisiaj zaledwie w I lidze i, mimo corocznych ambitnych planów, nie mogą awansować do najwyższej klasy rozgrywkowej. Przed piętnastoma laty byli natomiast jedną z czołowych polskich drużyn. Po zajęciu trzeciego miejsca na koniec rozgrywek Ekstraklasy, podopiecznych Jana Żurka czekał występ w rundzie wstępnej Pucharu UEFA. Macedończycy nie wydawali się być rywalem, który powinien sprawić Ślązakom kłopoty. Podczas pierwszego meczu, który katowiczanie rozegrali na wyjeździe, nie działo się kompletnie nic. Bezbramkowy remis nie zwiastował jednak wielkich kłopotów, zważywszy na to, że widać było różnicę w poziomie gry na korzyść GKS-u. Wydawało się, iż piłkarze ze stolicy Górnego Śląska pokażą swoją wyższość na własnym stadionie. Nie potrafili jednak tego udowodnić. Ba, po 25 minutach przegrywali! Gospodarzom udało się wyrównać po godzinie gry za sprawą Jacka Kowalczyka, ale drugiej bramki strzelić nie potrafili. Dzięki golowi zdobytemu na wyjeździe do I rundy Pucharu UEFA awansowali więc Macedończycy. Warto zauważyć, iż w meczu przy ulicy Bukowej oddali tylko jeden celny strzał… Akurat ten, który przyniósł gola.

6. II runda eliminacji Ligi Mistrzów 2018/2019, Legia Warszawa – Spartak Trnawa 0:2, 1:0.

Jedna z najświeższych pucharowych wpadek, której świadkami byliśmy nieco ponad dwa tygodnie temu. Dwumecz, który kosztował posadę trenera Deana Klafuricia. Warszawianie zagrali katastrofalnie, zwłaszcza w pierwszym meczu, gdy na swoim stadionie ulegli mistrzom Słowacji 0:2. Legionistom trzeba oddać, że w rewanżu zagrali znacznie lepiej, ale ciężko było im zwyciężyć, grając w dziewięciu przeciwko jedenastu. Głupie czerwone kartki uzyskali bowiem bałkańscy piłkarze warszawian: Marko Vesović i Domagoj Antolić. Mimo to, udało się wygrać po trafieniu Inakiego Astiza, jednak tylko jedną bramką i stało się jasne, że marzenia o powrocie do fazy grupowej Ligi Mistrzów trzeba będzie odłożyć. Dwa tygodnie później miało się okazać, że także faza grupowa Ligi Europy okaże się być osiągnięciem ponad siły Legii. Ze smutkiem należy dodać, iż Słowacy stali się tego lata prawdziwymi katami polskich drużyn. W II rundzie eliminacji LE Górnik Zabrze nie miał bowiem nic do powiedzenia w dwumeczu z AS Trenczyn (0:1; 1:4). Co ciekawe, do momentu tegorocznych dwumeczów, liga słowacka była jedną z nielicznych, której przedstawiciele nigdy nie wyeliminowali Polaków z europejskich pucharów. Gdy jednak już tego dokonali, dobitnie pokazali swą obecną wyższość.

Źródło: TVP Sport 

REKLAMA

5. I runda eliminacji Ligi Europy 2011/2012, Jagiellonia Białystok – Irtysz Pawłodar 1:0, 0:2.

Mimo odpadnięcia z Gentem, białostoczanie zebrali bardzo pochlebne recenzje za swój występ w tegorocznej edycji eliminacji Ligi Europy.  Siedem lat wcześniej ich start w eliminacjach skończył się natomiast kompromitacją już na pierwszej przeszkodzie i dymisją trenera Michała Probierza, który do Białegostoku powrócił dopiero po kilku latach. Pierwsze spotkanie rozegrane w stolicy Podlasia stało pod znakiem dominacji „Jagi”, ale gola zdobył tylko Tomasz Frankowski. Irtysz już grając na wyjeździe pokazał jednak, iż umie groźnie kontratakować. Białostoczanie mieli więc pewne obawy co do spotkania rewanżowego. Okazały się one zasadne. Już do przerwy meczu w Kazachstanie gospodarze prowadzili dwoma bramkami. W drugiej połowie natomiast bez większych kłopotów utrzymali przewagę i niespodzianka stała się faktem. Białostoczanie tłumaczyli się później długą podróżą oraz nieprzystosowaniem do sztucznej murawy, na której rozegrano rewanż, jednak te wymówki nie mogły przesłonić obrazu klęski, za którą zapłacił posadą Probierz.

YouTube.com/Chrzescijaninpunk

4. runda wstępna Pucharu UEFA, 2001/2002, Fylkir Reykjavik – Pogoń Szczecin 2:1, 1:1.

Całkowicie amatorska drużyna z Islandii wydawała się być idealnym rywalem na początek pucharowej przygody ówczesnych wicemistrzów Polski, którzy do gry w Europie przystępowali po kilkunastoletniej przerwie. Sensacyjnie zakończyło się jednak pierwsze starcie, które Fylkir wygrał. Bramka zdobyta przez szczecinian na wyjeździe kazała jednak domniemywać, iż był to tylko wypadek przy pracy i podopieczni Mariusza Kurasa pewnie zwyciężą przed własną publicznością. Gdy na początku meczu świetnym uderzeniem z rzutu wolnego popisał się Dariusz Dźwigała, taki scenariusz wydawał się niemal pewny. Nic z tego… Z każdą minutą "Portowcy" grali coraz bardziej ospale, jakby byli zadowoleni z minimalnej wygranej nad ekipą, której członkowie na co dzień pracowali w porcie lub w banku. Minimalizm został ukarany już w doliczonym czasie gry, gdy fatalny błąd popełnił bramkarz Wojciech Tomasiewicz, który zastępował kontuzjowanego Siergieja Szypowskiego. Golkiper złapał piłkę ręce… po podaniu jednego z obrońców. Z tej sytuacji gospodarzom udało się jeszcze wyjść bez szwanku, ale po dwóch minutach Tomasiewicz minął się z wstrzeloną w pole karne piłką, co wykorzystał jeden z Islandczyków, dając swej drużynie awans. Postawę gości docenili szczecińscy kibice, którzy pożegnali ich oklaskami. Dla swoich piłkarzy mieli natomiast jedynie zasłużone gwizdy.

Źródło: YouTube.com/Adam Krokowski 

REKLAMA

3. III runda eliminacji Ligi Europy 2014/2015, FC Stjarnan – Lech Poznań 1:0, 0:0.

Po raz kolejny w naszym zestawieniu ląduje drużyna z Poznania pod wodzą trenera Rumaka. Poznaniacy ulegli Stjarnan, mimo, że część składu Islandczyków stanowili… studenci, dla których gra w piłkę była tylko miłym dodatkiem do codziennych kolokwiów i egzaminów. Piłkarze z Wielkopolski przystąpili do rywalizacji bez dwóch najlepszych napastników: Łukasza Teodorczyka i Dawida Kownackiego, ale wydawało się, iż nie będzie to miało większegoznaczenia. Pierwszy mecz przyszło rozegrać na Islandii. Lechici całkowicie zdominowali rywala, oddając aż 23 strzały. Co z tego, skoro jedyną bramkę w meczu zdobyli gospodarze, wykorzystując złe zachowanie poznańskich obrońców. Rewanż był jeszcze bardziej jednostronnym widowiskiem. Gospodarze uderzali na bramkę Islandczyków aż 26 razy, ale znowu nie potrafili zdobyć gola. Tym razem też żadnego nie stracili, lecz było to wyjątkowo marnym pocieszeniem wobec odpadnięcia z rozgrywek na tak wczesnym etapie z półamatorską drużyną. Dwumecz kosztował Rumaka posadę, a nowym trenerem został Maciej Skorża, który dziewięć miesięcy później doprowadził Lecha do tytułu mistrza kraju. W sierpniu 2014 roku do mistrzowskiej dyspozycji było jednak poznaniakom bardzo daleko.

YouTube.com/Lech Poznań

2. II runda eliminacji Ligi Mistrzów 2009/2010, Wisła Kraków – Levadia Tallinn 1:1, 0:1.

Przegranej w tym dwumeczu nikt nie brał pod uwagę. Był to w końcu pierwszy sezon po słynnej reformie Michela Platiniego, która miała szeroko otworzyć polskim drużynom drzwi do raju, jakim dla piłkarzy jest Liga Mistrzów. Nic z tego… Krakowianie potknęli się bowiem już na pierwszej przeszkodzie, chociaż wszystkie znaki na niebie i ziemi zdawały się wskazywać, iż powinni bez kłopotu wyeliminować Estończyków. Ówcześni mistrzowie Polski mieli przewagę podczas pierwszego meczu rozegranego w Sosnowcu, ze względu na trwający wówczas remont obiektu przy ulicy Reymonta. Estończykom udało się jednak zdobyć bramkę w jednej z nielicznych sytuacji, dzięki celnemu uderzeniu zza pola karnego, co zapewniło im dobrą sytuację przed rewanżem. W nim świetne okazje na zdobycie bramki zmarnowali m.in. Piotr Ćwielong i Marcelo, natomiast gospodarzom udało się trafić do siatki z rzutu wolnego. Krakowianie w końcówce atakowali desperacko, ale wyrównać nie byli w stanie. Szkoleniowcem wiślaków był wówczas Skorża, który po meczu stwierdził, iż przegrana z Leviadią była jego „trenerskim Waterloo”. W odróżnieniu od Napoleona Bonaparte, polski trener potrafił jednak się podnieść, zdobywając sześć lat później tytuł mistrzowski z Lechem.

YouTube.com/Wisla.TV 

REKLAMA

1. III runda eliminacji Ligi Europy 2018/2019, Legia Warszawa – F91 Dudelange 1:2, 2:2.

Czwartkowa kompromitacja mistrzów Polski na długo pozostanie w pamięci nie tylko warszawskich fanów. Półamatorski zespół z ligi luksemburskiej całkowicie zasłużenie wyeliminował mistrzów Polski i nie zmienią tego zaklęcia trenera Ricardo Sa Pinto, który winę za odpadnięcie z rozgrywek usiłował zrzucić na bułgarskiego sędziego. Zwłaszcza w pierwszym meczu mistrzowie Luksemburga sprawiali wrażenie znacznie lepiej ułożonych piłkarsko. Plany warszawiakom pokrzyżowała wówczas także czerwona kartka Inakiego Astiza. Rewanż natomiast rozpoczął się od prawdziwego trzęsienia ziemi – po siedemnastu minutach luksemburczycy prowadzili bowiem dwoma bramkami. Warszawianie, co prawda, podjęli rękawicę i zdołali wyrównać po dwóch golach Jose Kante, jednak na awans to nie wystarczyło. Zaznaczyć należy, iż samo podjęcie walki z zespołem z Luksemburga zdecydowanie nie jest tym, czego oczekujemy od zespołu, który w ciągu ostatnich pięciu sezonów czterokrotnie sięgal po tytuł najlepszej drużyny w kraju. Czas pokaże, czy niespodziewane porażki z Trnawą i Dudelange okażą się kubłem zimnej wody dla warszawskiego klubu.

Paweł Majewski, PolskieRadio.pl 

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej