Vuelta Espana. Majka: to chyba najważniejszy etap w mojej karierze
W środę zajmującego trzecie miejsce w Vuelta a Espana Rafała Majkę (Tinkoff-Saxo) czeka blisko 40-kilometrowa jazda indywidualna na czas. Polski kolarz przyznał, że to jeden z najważniejszych etapów w jego karierze.
2015-09-08, 19:21
Polska Agencja Prasowa: Ma pan takie uczucie, że nadchodzący dni są najważniejsze w dotychczasowej karierze?
Rafał Majka: Z pewnością jutrzejsza jazda indywidualna na czas będzie jednym z najważniejszych etapów w mojej karierze. "Czasówka" bardzo ważna była także rok temu w Tour de Pologne. Wtedy broniłem prowadzenia, a teraz muszę odrabiać stratę.
We wtorek miał pan okazję zapoznać się z trasą "czasówki". Jakie nasunęły się wnioski?
Etap nie jest łatwy. Co prawda dość płaski, ale można znaleźć kilka "hopek", a jak jeszcze dojdzie do tego wiatr, to może zrobić się ciężko. Maciek Bodnar, który sam jest świetnym czasowcem, radził mi, abym na początku nie dawał z siebie wszystkiego, bo dystans jest zbyt długi. Na to przyjdzie pora w drugiej połowie.
Przed wyścigiem mówił pan, że celem jest miejsce w czołowej piątce klasyfikacji generalnej. Teraz jest pan trzeci. Czy przez to wzrósł apetyt?
Tak, chciałbym zakończyć wyścig na podium. Podchodzę do tej "czasówki" z dużym zaangażowaniem, ale też i spokojem. Nie uważam siebie za słabego w tej specjalności, bo potrafię walczyć sam ze sobą. Nie wiadomo jednak jak będzie. Mam już w nogach wiele kilometrów, ale jeśli poczuję się silny, to nie wykluczam, że mogę odrobić te nieco ponad półtorej minuty do Joaquima Rodrigueza czy Fabio Aru. To właśnie na walkę z nimi powinienem się nastawiać, bo Dumoulin jest poza zasięgiem.
Czy po jeździe indywidualnej na czas będzie jeszcze jakaś dobra okazja na odwrócenie losów wyścigu?
Tak, sobotni etap jest bardzo ciężki. Na pewno do końca się nie poddam. Każdy może mieć dzień kryzysu, żebym tylko ja nie miał. Na razie jednak o tym etapie nie myślę. Zawsze koncentruję się na tym najbliższym.
REKLAMA
Polskim kibicom przysparza pan mnóstwo radości, ale świetnie pomaga panu rodak Paweł Poljański.
Paweł rzeczywiście jedzie świetnie, ale na pochwalę zasługuje cała drużyna. Jeśli ukończę wyścig w trójce, to mogą liczyć na prezent. Koledzy muszą się czasami znacznie bardziej natrudzić ode mnie. Oni z mety poniedziałkowego odcinka jechali ponad pięć godzin autokarem. Ja, wraz z pozostałymi dziewięcioma najlepszymi zawodnikami, dotarłem tu w 50 minut helikopterem. W hotelu zaraz miałem masaż, potem kolacja i spanie. To była znacznie szybsza regeneracja.
Aktualnie najlepszym polskim wynikiem w Vuelta a Espana jest 13. miejsce Tomasza Marczyńskiego w 2012 roku. Myśli pan o tego typu rzeczach?
Przyznaję, że bicie rekordów mnie nakręca. Giro skończyłem szósty, tak jak Przemek Niemiec, ale ja mam plan jeszcze ten wynik poprawić. Chcę być najlepszym polskim zawodnikiem jeżdżącym długie toury.
Czy ma pan już plany na przyszły sezon?
Nie myślę o tym, bo przede mną bardzo intensywne tygodnie. Zaraz po Vuelcie wyjeżdżam do USA na mistrzostwa świata. Na pewno jednak będę chciał przyszłoroczny kalendarz trochę zmodyfikować.
Trasa MŚ w Richmond jednak jest płaska, a pan woli góry.
Wiem, że ta trasa nie jest dla mnie. Przede wszystkim jednak cała reprezentacja pojedzie na Michała Kwiatkowskiego, który będzie bronił tytułu. Poza tym chcę być przyzwyczajony do jazdy z kolegami z kadry, aby na przyszłoroczne igrzyska w Rio de Janeiro być przyszykowanym.
REKLAMA
bor
REKLAMA