Australian Open 2016: Kerber wróciła do Polski

Ponad sto osób, w tym wielu dziennikarzy witało mającą polskie korzenie niemiecką tenisistkę na lotnisku Ławica w Poznaniu.

2016-02-01, 16:53

Australian Open 2016: Kerber wróciła do Polski

Posłuchaj

Kerber: serce mam też w Polsce, tutaj mieszkam (IAR)
+
Dodaj do playlisty

- Trzy lata temu był taki moment, że zastanawiałam się czy nie czas, aby zakończyć profesjonalną, tenisową karierę. Znajdowałam się w światowej czołówce. Wyniki były, ale nie takie o których marzyłam. Wygrywałam turnieje, lecz brakowało sukcesów w wielkich szlemach - powiedziała po opuszczeniu sali przylotów 28-letnia Kerber.

- Ja byłam bliska rezygnacji, ale wówczas otrzymałam olbrzymie wsparcie ze strony rodziny i przyjaciół. Mówili wprost: potrafisz grać wspaniale, możesz wygrać z każdym. Przyjdzie czas, że wygrasz turniej Wielkiego Szlema. To im zawdzięczam pierwszy finał i zwycięstwo w Australian Open. I to zwycięstwo z kim? Z liderką światowych rankingów Sereną Williams. Wydaje mi się, że obydwie stworzyliśmy świetne widowisko - dodała.

TVN24/x-news

Dziennikarze dopytywali się o jej polskie korzenie i odczucia z tym związane. - Mam paszporty obydwu państw. Po długotrwałych debatach wyszło na to, że dopiero po czteroletniej karencji mogłabym teraz reprezentować barwy Polski. Jakoś sobie radzę z tą dwoistością. Trenuję dzięki mojemu wspaniałemu dziadkowi Januszowi Rzeźnikowi, który dla mnie wybudował w Puszczykowie pod Poznaniem znakomity kompleks tenisowy. Przed Australian Open ćwiczyłam tam przez kilka tygodni. Tutaj zawsze spędzam święta Bożego Narodzenia. Nie wyobrażam sobie ich bez babcinych pierogów - podkreśliła tenisistka.

REKLAMA

Przyznała, że wygrana w Melbourne przewróciła jej życie do góry nogami. - Dwa tygodnie w Australian Open to najbardziej szalone i najwspanialsze kilkanaście dni w moim życiu. Przecież w pierwszej rundzie bardzo niewiele brakowało, a już na starcie pożegnałabym się z turniejem. W pojedynku z Japonką Misaki Doi, po przegraniu pierwszego seta 6:7, w drugim obroniłam piłkę meczową. Potem po raz pierwszy pokonałam Wiktorię Azarenkę. W finale w trzecim secie prowadziłam już 5:2. Byłam bardzo blisko zwycięstwa, ale Serena nie z takimi opresji wychodziła obronną ręką. Zmniejszyła różnicę do 5:4. Nadal wierzyłam w zwycięstwo, ale dopiero po ostatniej piłce padłam na kort nie mogąc uwierzyć, że jednak się stało. Wszystko wyszło - wspomina.

TVN24/x-news

bor

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej